czwartek, 23 grudnia 2021

Ajala Single Origin Dominikanische Republik 70 % ciemna z Dominikany

Czeska marka Ajala jakoś niespecjalnie mnie ciągnie, jednak żałowałam, że na moment, gdy pierwszy raz miałam możliwość coś jej kupić, jedyna dostępna była z dodatkami (70 % Kvety a Pomerance). Nie miałam okazji wczuć się w samą czekoladę i choć bazowo wydała mi się zbyt łagodna, byłam skłonna wierzyć, że czystą-czystą odbiorę inaczej. Ucieszyłam się więc, gdy mogłam właśnie takie kupić.
A jak już o kupowaniu... Kakao do produkcji dzisiaj opisywanej zakupiono od kooperatywy lokalnych około 180 farmerów, Öko-Caribe. Kartonik ze środka opakowania głosi, że dostarczają oni coś, co zostało nazwane "baba", doprecyzowane jako "ziarna wraz z pulpą", by następnie kakao fermentowało 5-6 dni.

Ajala Single Origin Dominikanische Republik Oko-Caribe 70 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Republiki Dominikany.

Po otwarciu poczułam niejednoznaczną mieszankę herbacianych ziół, czarnej herbaty (ale słodkiej?), odrobiny orzechów i bardzo niejednoznacznych, acz słodkich owoców... na pewno jakiś jasnych. Z czasem wyróżniłabym bardzo dojrzałe, miękkie banany i może nieco soczystsze brzoskwinie. Wśród herbat zakręcił się lekki dym... sugerując... earl greya? A więc to też w herbacie osiadł owocowy wątek. W trakcie jedzenia pomyślałam raczej o bardzo słodkich jabłkach, ciemnym i słodziutkim agreście... Wkomponowanych jednak w słodycz... jakby miodu wmieszanego w herbatę, aż ją zagęszczającego? 

Tabliczka przy łamaniu trzaskała jak cienkie gałązki, raczej cicho. Była wprawdzie dość twarda, ale nie bardzo konkretna. Przekrój cechowała ziarnistość.
W ustach jednak rozpływała się gładko i gęsto. Okazała się jedynie kremowo-tłustawa, bardziej esencjonalnie soczysta.  Robiła to powoli, sprawiając wrażenie... jakby była miąższem jakiegoś zwartego, jędrnego owocu. Z czasem przybrała na miękko-gęstej kremowości i tłustości, co obudziło skojarzenia z owocowym kremem mlecznym lub nawet śmietankowo-owocowymi lodami.

Jako pierwsza w smaku poinformowała o swojej obecności delikatna słodycz (miodu?), jednak w rozchodzeniu się i stroszeniu piórek wyprzedziła ją subtelna gorzkość.

Za nieco ulotną słodyczą... dopiero określającej się jako należącą do ciemnego, miękkiego i bardzo dojrzałego agrestu zmieszanego z jasnym miodem, rozeszła się gorzkość herbaty. Herbata czarna i herbata nieco bardziej ziołowa upuściła goryczkę, nawet swoistą cierpkość. Zaraz pomyślałam kolejno o czarnej herbacie, herbacie earl grey. Zawinął się przy niej kwiatowy akcent - mrugający do miodu, chyba wielokwiatowego właśnie... Zaraz wydał mi się jednak bardziej lekko... ziołowy? Tu zaraz zebrały się kwiaty pomarańczy, bergamotka? Niekoniecznie... bardziej kwiaty i owoce, dość... rozłączne.

W tle kwiaty zmieszały się z aż drapiącą słodyczą. Rosła, malując przede mną obraz ukwieconego sadu, a później owoców z tego sadu pochodzących.
Z kolei na przodzie owoce przyznały, że mają cytrusowe pochodzenie, ale rozkręciły smak słodki, kwaskawy minimalne. To słodziutkie mandarynki. Mandarynki i może jednak też kwiaty pomarańczy... Jednak z przewijającym się kwaskiem...? Cytrusowym? Albo suszone owoce... że skórki cytrusów i... wiśnie? A jednak też suszone i żółto-złote, słodkie jak miód? Słodycz owoców i herbat zawirowała; łączył je delikatny miód. Pomyślałam o miodzie ziołowym lub pomarańczowym. Wszystkie nuty niby rozchodziły się, ale jakby nie mogły się rozstać właśnie ze względu na niego.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa goryczka herbat zabrzmiała ostrzejszym tonem, przypominając o sobie za sprawą ziół. Pomyślałam o posłodzonej miodem herbacie czarnej, ale nagle zorientowałam się, że wypierają ją orzechy. Prażone pekany? Wyraziste, lekko goryczkowate orzechy pekan okryły cierpkość, a po chwili wszystko to złagodniało. Maślane podszycie w zestawieniu z orzechami, herbatami (i drzewami z sadu?) zaobfitowały w masło orzechowe albo... lody orzechowe na bazie śmietanki? Tu już bym wskazała raczej fistaszki. Jako coś bardzo delikatnego i dość słodkiego. Coś orzechowego jedzonego w cieniu drzew. 

Orzechy były wyraziste, aż pierwszoplanowe, gdzie spotkały się z herbatą, ale jakieś nie do sprecyzowania. Pojawiły się obok nich za to drzewa, sad. Sad... pełen owoców. Też słodkich, mimo że podszyty charakterkiem drzew i orzechów. Pomyślałam o bardzo, bardzo słodkich, czerwonych jabłkach. Wydawały się lekko kwaskawo-soczyste. W pewnej chwili wyskoczyła tu kwaśniejsza kropelka... agrestu czy np. wiśni? Mieszały się z łagodniejszym, kremowym wątkiem...

Słodkiego i śmietankowo-maślanego... Budyniu? Wyobraziłam sobie jasny, gęsty budyń... zasładzająco miodowy? W porywach może jeszcze coś orzechowego (arachidowego?) w nim pobrzmiewało, ale ze słodkimi owocami zaraz zrobił się... bananowy! Banany, z soczystością nadaną jabłkami i bardzo dojrzałymi brzoskwiniami przejęły całą, aż nieco przesadzoną słodycz. Banany wydały mi się aż słodko-mdławe. Znów pomyślałam o suszonych owocach: gąbczasto-miękkich jabłkach, brzoskwiniach. Może i banany były suszone? Skapywał na nie miód.

I tak aż do końca, kiedy to czekolada znikała. Było wówczas przede wszystkim słodko, słodko-cierpko od miodu... i kontrastowo jeszcze cierpko-orzechowo, może nieco drzewnie-herbacianie. Do głowy przyszła mi nawet goryczka kawy (dosłownie w chwili znikania kęsa).

Po zjedzeniu został posmak dojrzałych, bardzo, bardzo słodkich owoców (bananów, brzoskwiń, ciemnego agrestu i może jabłek) oraz owoców suszonych (tych samych?), aż miodowych. A jednak przełamanych soczystym kwaskiem agrestu i wiśni (w ilości znikomej, ale jednak). Takich... suszonych i posiekanych w kostkę jak do herbaty? I właśnie samą cierpkawą herbatę, coś prażono orzechowego czułam.

Całość wyszła smacznie, podobały mi się jej nuty, ale niestety... było to zbyt łagodne i za słodkie. Słodycz owoców i słodycz miodu nakręcały się wzajemnie. Gorzkość stała na bardzo niskim poziomie, a kwasek (cytrusów, agresto-wiśni?) jedynie pomykał (był zamknięty w naturalnej słodyczy nut owoców, do których należał). Herbaty... mogłyby pokusić się o charakterek, a zasłodziły się. Prażone orzechy i drzewa zamiast rozbrzmieć, poszły w kierunku kremów i ukwieconych sadów. To bardzo ciekawe nuty słodkich i suszonych owoców (banany, jabłka, brzoskwinie) w sadzie i herbatach, ale niestety w wydaniu słodko-łagodnym, bez pazurka. W dodatku konsystencja była trochę zbyt miękka jak dla mnie.

Również bardzo miodowo słodka była Ecor Dalla Nostra Filiera Cacao Extra Dark 72 %; też zaserwowała sporo owoców sadu (śliwki) i owoców suszonych (wciąż śliwki), choć więcej w niej maślano-ciastowych, kawowo-orzechowych nut niż śmietankowo-orzechowych i sadu jako drzew. Nuty ciemnego agrestu czy jabłek i wiśni Ajali można by pod nią podpiąć, ale te słodsze i bardziej egzotyczne już mniej (banany, cytrusy i ich kwiaty).
Miodowo-owocowa (przy czym owoce były niejednoznaczne, bo i winogrona, malino-jagódki, egzotyczne, suszone figi itp.) i herbaciano-drzewna była Duffy's Dominican Republic Taino 65 % , jednak... to Ajala wydawała się słodsza, mimo że to ona ma więcej kakao.


ocena: 8/10
cena: 28 zł (za 45 g; około - nie pamiętam dokładnej)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, syrop z surowego cukru trzcinowego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.