poniedziałek, 27 grudnia 2021

Zotter Squaring the Circle Cashew with Maple Sugar "mleczna" wegańska 50 % nerkowcowa z cukrem klonowym

Zottery jakoś coraz częściej mnie rozczarowują, a szkoda. Nowa linia, Kwadratura Koła, utwierdziła mnie w przekonaniu, że "inne cukry" jakoś mi do kakao nie pasują. Jestem trzcinowocukrową konserwą - ten cukier sprawdza się najlepiej. A jak producent nie przesadzi, to i biały dopuszczam. Zamienniki zbytnio się narzucają. Squaring the Circle 70% Dark Choc with Maple Sugar była dla mnie zdecydowanie za słodka, więc po tę bym nie sięgnęła, gdyby nie... nerkowce. I tak najpierw myślałam o niej jak o Menakao Cashew & Sea Salt 63% - że z nerkowcami, ale jak? Nie, nie wiem, co sobie myślałam. Myślałam o "ciemnej nerkowcowej", ale dopiero klikając "nowy post" tknęło mnie, że to pewnie będzie raczej alternatywa dla mlecznych. Że wegańska? Orzechowa "mleczna"? I aż się zaśmiałam, że bez tej wiedzy zaplanowałam ją w tym samym tygodniu co Menakao Coconut Milk & Vanilla Milk Chocolate.

Zotter Squaring the Circle / Quadratur des Kreises Cashew with Maple Sugar Vegan to wegańska "mleczna" nerkowcowa czekolada o zawartości 50 % kakao, słodzona cukrem klonowym (stanowi on 20 % tabliczki; jest bez cukru białego); mleko zastąpiono w niej miazgą z orzechów nerkowca.

Po otwarciu poczułam zapach poprzypalanych, karmelizowanych orzechów (pierwszą myślą były pekany) i ciastek (również wypieczonych ryzykownie mocno). Po chwili przypalenie podkradło się pod nutę smażenia, ciastka zaś zdecydowały się na ciepło-goryczkowatą słodycz ciastek melasowych. Od melasy zaś rozeszły się drzewa, a po nich dosłownie runął na mnie słodki syrop klonowy. Miało to lekko roślinny aspekt, który skojarzył mi się z chłodem ziemi. Następnie zaprosił maślaność. Zwłaszcza w trakcie degustacji czułam maślany nugat z orzechów nerkowca, które wyłoniły się dopiero z czasem. Chwilami może bardziej jako krem ze zmielonych orzechów po prostu?

Przy łamaniu tabliczka chrupko trzaskała, sprawiała wrażenie gładko porcelanowej, mimo że też krucha. Na dotyk niby pylista, na pewno nie tłusta, specyficzna. Gdy odgryzałam kawałek, wydała mi się krucho-miękka. 
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, nawet dość wolno, acz z ochotą. Trochę miękła, przypominając w tym kawałek gładkiego masła... które z czasem ocieplało się, nieco rzednąc i mięknąc, a w końcu upuszczała wodnistość. Była więc zbito-tłusta początkowo, lekko śliskawa i znikająca dość wodniście. Miała miękkawe, tłusto-miękkawe wykończenie. Wydała mi się ciężka (maślano-nugatowo ciężka?), sugestywnie "sprężysta" i całościowo niezbyt przyjemna.

W smaku jako pierwsza zaskoczyła mnie bardzo niska słodycz szlachetnego, maślanego nugatu. Prędko zaznaczyły się w nim nerkowce. Pozornie słaba słodycz zaczęła rosnąć, wyprowadzając mnie z błędu.

Już po chwili poczułam gorzkość. Gorzkość orzechów niejednoznacznych. Pomyślałam o miksie z dużym udziałem orzechów pekan, ale na pewno też z nerkowcami, które okrył goryczkowaty dym. Uciekały od niego między drzewa. Zrobiło się roślinnie, a palono-prażone nuty, jakie wiązały się z dymem dopadły je. Mieszanka orzechów wydała mi się mocno podprażona i rozgoniona między wyraziste, masywne drzewa, las.

Słodycz robiła jakby intensywne wyskoki, małe przesmyki... Te wydawały się zacukrzać. Chwilami migająca jak błędne ogniki słodycz przypominała tę białego cukru, drapiąc w gardle. Ogólna słodycz mocno wzrosła, a drzewa podszepnęły jej słodzikowy ton, jednak prędko wróciła na normalny tor(cukrowy... ale może trochę przypalony?). Wyszła chłodno, jak i ten las... Pomyślałam o ziemi. W smaku słodyczy zaplątała się jakby woda, przez co był to las po deszczu. 

Myśli odleciały też ku chłodnemu, maślanemu nugatowi. Chłodnemu masłu? Nerkowce zmobilizowały się i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyszły na pierwszy plan. Były to orzechy świeże surowe, choć... część z nich uległa prażeniu. Większość jednak była... czysto nerkowcowa. Trochę chyliła się ku nugatowi poprzez słodycz, która ani myślała się zatrzymać w nasilaniu się. Po debiucie, nerkowce wciąż miały się nieźle, jednak część maślaności od nich ruszyła ku drzewom.

Oto roślinność i maślaność przeobraziły się w porządnie wypieczone melasowo-maślane ciastka. Syrop klonowy wyniósł się ponad to, wychodząc prawie na pierwszy plan. Czułam klon jak nic! Zarówno jako zasładzający, słodki syrop, który kojarzy mi się z mocno karmelizowanym miodem, jak i drzewa. Drzew tu było dość sporo - cierpkość podporządkowała się syropowi klonowego. Słodycz była drapiąca, przesadzona, a jednocześnie jakby z nutą wody (a może ona potęgowała jej odbiór?). Syrop zasładzał, a jednocześnie muskał goryczką. Jego palona... chwilami aż przypalona nuta przypominała raz po raz o ciastkach. W pewnym momencie pomyślałam o smażonych w maśle pączkach... A zaraz zrobiło się bardziej ciastkowo-mącznie. Do głowy przyszły mi twarde, karmelowo-melasowe ciastka z niemal krakersowo-wypieczonym wykończeniem i nutką soli. Delikatność nerkowców po pewnym czasie jednak znów przemodelowała je na jasne mleczne ciastkach (wyobrażeniem o takowych; co było jedynym skojarzeniem z mlekiem jakimkolwiek w tej tabliczce). Słodycz brylowała jako jakiś wegański sernik - nernik (jadłam taki w krakowskim Legal Cakes), albo właśnie maślano-melasowy nugat z nich.

Podsmażenie i niejednoznaczne orzechy chyba podkreśliła odrobinka soli (uwierzyłabym, że tylko jej iluzja). Z czasem ten duet odciągała uwagę od nerkowców, acz na szczęście zaskoczył bardziej na paloność... Drzewa i las wróciły. Lekka goryczka zasnuła, co delikatniejsze dymem. Tu pomyślałam o goryczkowatych ziarnach kawy z pewną... oleistością.

Bliżej końca, gdy słodycz splotu syropu klonowego i jakby czystego cukru z akcentem olejo-wody aż drapała w gardle, dziwaczne ziarna kawy mieszały się z tłuszczowością i lasem, ziemią. Nieśmiałe kakao spróbowało swych sił, ale tonęło w słodyczy. Ochłodziło się, acz w bardzo, bardzo słodki, wręcz przenikliwy sposób.

Po zjedzeniu czułam straszne przesłodzenie, motyw masła jako mocno maślanych ciastek / wypieków i podsmażoną nutę, ale na szczęście też (jakby niezależnie od pierwszych) nerkowcowy posmak. Nie utrzymywał się zbyt długo. Natomiast - to dziwne! - zostawało także specyficzne "gładko-ślisko-gumiaste wykończenie" (tak nazywam efekt, jaki pozostawia syrop klonowy). Ono było już dość długotrwałe.

W zasadzie już pierwsza kostka (acz przy drugim kęsie, bo nie biorę całej kostki do ust) mnie zasłodziła... choć nie w sposób uniemożliwiający dalsze jedzenie. Jednak i tak nie umiałam się z niej w pełni cieszyć. Mówiłam sobie, że ciekawa, że nerkowce... mimo szczerych chęci ostatnich 4 kostek po prostu nie zmogłam przez słodycz (i strukturę?). Oddałam Mamie (a nie chciałam tego robić, bo jednak 50 % dla niej to za dużo). Zjadła, bo zjadła stwierdzając: "no, dla mnie może być. Słodka była faktycznie. Przyjemnie w niej tak wyraźnie czułam maślany karmel, aż toffi jakby... A ona czym słodzona, syropem klonowym? No... Tam w smaku tej słodyczy za dużo było różnych wątków, by to wszystko połapać. Gorzka raczej nie była, nerkowców nie czułam - rzeczywiście przede wszystkim słodycz i jej smak czuć. Ale to mi nie przeszkadzało jak tobie. Przeszkadzał mi ten jej maślany poślizg."

Dziwna to czekolada. Chwila, w której tak wyraźnie czułam nerkowce na pierwszym planie była cudowna. Epizody, gdy czuć smak syropu klonowego też były... częściowo miłe. Coś chwilami jednak było nie tak - jakby dodano kiepski syrop klonowy czy coś, bo podchodził pod smażenie itd. Palono-przypalone nuty też za bardzo przez to odbiły w ciastkowym kierunku. Dziwne wrażenie przenikliwości chłodu i słodyczy, cała ta maślaność i maślano-wodnista struktura (chociaż... smak też miał coś z wody) przeszkadzały mi, że aż nie umiałam się cieszyć z tego, co dobre. Wydaje mi się, że kakao miało marginalny wkład w kompozycję, a szkoda. Słodycz... była okrutnie wysoka, aczkolwiek to cecha charakterystyczna dla syropu klonowego... I wyszła wyjątkowo dziwnie. To nie było zwykłe zasłodzenie (np. bez przyspieszonego bicia serca, gęstnienia śliny), ale... takie dziwne, dojmujące. Poniekąd typowe dla syropu klonowego. Z tym, że ja mam wątpliwości, po co aż tyle go do łagodnej czekolady dawać?

To coś zupełnie innego od słodko-nugatowej, nerkowcowej i harmonijnej w swej uroczej słodyczy Zotter Cashew Nougat with Flowers. To chyba po prostu wege "mleczna" wersja Squaring the Circle 70% Dark Choc with Maple Sugar. Czuć nerkowce, ale mimo wszystko to nie one są gwiazdą wieczoru. Tu jest nią syrop klonowy, zbyt nachalnie się im narzucający. Jednocześnie, gorzkawość, cierpkość sprawiają, że nie było tragedii. Smak ciekawy, mimo że przez nuty smażenia, masła i wodę nie mój. Problem mam jednak z wysokością słodyczy - porażała mnie chwilami. A mimo to nie była chamska, ordynarna. Miła jednak też nie. Strukturą tabliczka też mnie nie przekonała - wydaje mi się, że syrop klonowy staje na drodze dobremu, gęsto-kremowemu rozpływaniu się, chyląc się ku wodzie, co w połączeniu z nerkowcową sprężystością było dziwne. Jednak jak na wege rozpuszczała się bardzo łatwo-miękko, kremowo. Dla mnie jednak zbyt maślanie. Z łączeniem tak wielu elementów ryzykownych byłabym więc ostrożna i mam mieszane uczucia, czy nie lepiej by pozmieniać proporcje. I choć ze składu wynika, że jest w niej mniej syropu niż w ciemnej 70 %, to jednak... tu był bardziej nachalny, bo miał delikatniejsze tło: miazgę, tłuszcz kakaowy i właśnie delikatne nerkowce, a nie samo kakao. Gdyby wyraźniej było czuć nerkowce, dałabym 7.


ocena: 6/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 602 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: syrop klonowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, orzechy nerkowca 22%, sól

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.