czwartek, 2 grudnia 2021

E. Wedel Gorzka Cynamonowa ze Śliwką ciemna 50 % z suszonymi śliwkami i cynamonem

Wiele musi się stać, bym sama kupiła jakiegoś Wedla. Obecnie w ogóle nie miałabym problemu z oddaniem np. Mamie bez choćby próbowania. Tym razem jednak... na własne życzenie znalazłam się w sytuacji, w której miałam 440 gramów jednej czekolady Wedla w szafce. Szok, prawda? Pewnego wieczoru zimą zeszłego roku, ojciec zadzwonił do mnie i zaczął mi, dukając, z trudem czytać, jakie "ciekawe czekolady Wedla" trzyma w rękach w Lidlu. Zapytał, czy chcę. Śliwka i cynamon w ciemnej brzmiały miło (ostrożnie oglądałam ją już wcześniej w internecie), więc wybrałam tę. Tylko. Uparłam się, że NA PEWNO NIE CHCĘ MLECZNEJ Z POMARAŃCZĄ, mimo że nachalnie próbował mnie na nią namówić. Jakoś tak przypomniałam sobie np. Wedla Premium Gorzka Cząstki Wiśni i Chili i na śliwkę z cynamonem szczerze nabrałam ochoty. Może się Wedlowi udało? Kiedy jednak już jakoś w styczniu czekoladę ojciec mi przywiózł, okazało się, że miesiąc woził ją w samochodzie. To, co mi wręczył zrobiło okropny zwis - leżało w ciepłym schowku (tak, tam, gdzie "dmucha" ogrzewanie), a nocami przymarzało w samochodzie przed domem. Myślałam, że się poryczę (chyba najbardziej ze złości - jak można tak nie dbać o czekoladę na prezent oraz dlatego, że... miałam ochotę, a omijałam ją w sklepach wiedząc, że dostanę). Zaczęłam się trochę czepiać, a ojciec czekoladę postanowił wyrzucić, że skoro nie chcę, to nie będzie problemu w ten sposób. Głupia sytuacja, co? Pomyślałam, że głupio ją tak wyrzucić i wzięłam, stwierdzając, że na pewno czegoś takiego recenzować nie będę, ale może jakoś zmęczę. Raz i drugi tylko na Mamę spojrzałam z niemocą, po prostu już... nawet nic nie mówiąc. Bo co powiedzieć? Mogę wyrzucić coś obleśnego, z niezdrowym składem, ale w sumie zwykłą czekoladę, tak o, dziwnie mi było. Mama za to znając mnie, i moje rozterki... jakoś upolowała dla mnie świeżutką tabliczkę w Lidlu. W dodatku... trafiła na ostatnią sztukę! Ironio losu, mlecznych ponoć był cały karton... Bardzo, bardzo się ucieszyłam. Nawet nie tyle z tabliczki (bo miałam dwie... po przeczytaniu składu wątpliwe), co z jej gestu. Przez pandemię latanie po sklepach naprawdę nam obrzydło, a tu? Tak się poświęciła, by mi coś znaleźć wiedząc, jak ważne jest dla mnie zjedzenie świeżej, ładnej, porządne jej sfotografowanie i zrecenzowanie... O! Ojca celebracja czekolady i jedzenia śmieszy, cóż...


E.Wedel Gorzka Cynamonowa ze Śliwką to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z suszoną śliwką i cynamonem (a dokładniej aromatem cynamonowym).

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny zapach suchawych pierników w ciemnej, choć cukrowej czekoladzie z wyraźną cynamonową nutą i sugerujących, że są wypełnione powidlanym dżemem śliwkowym. Mimo sztucznawego echa za cynamonem oraz przesadniej cukrowości był to zapach przyjemny i mimo prostoty kakao, wciąż do pewnego stopnia ciemnoczekoladowy i soczysty.

Przy łamaniu tabliczka trzaskała głośno, będąc porządnie twardą. Ujawniała spore kawałki nieco ciągnącej i rwącej się śliwki.
W ustach rozpływała się łatwo, maziście i tłusto, średnio gęsto. Nie była kremowa, a miękła... mimo że nie ulepkowata, to zmierzająca w tym kierunku. Odnotowałam w niej jakby sugestię pylistości, przy czym nasilało się to przy dodatku i na koniec. Pozostawiała pylisty efekt, że wydawało się, że gryziona prawie na pewno trzeszczałaby. 
Śliwka okazała się początkowo twardawa i jakby osuszona mąką, potem zaś nasiąkająca i twardawo-miękkawa, trochę jak galaretka. Gdy zostawała na koniec, przybierała bardziej miękko-lepką formę. Czekolada znikała więc i zostawiała pylisty efekt, a ta uraczyła mnie nawet lekką soczystością. Niektóre kawałki były bardziej "zwięzłe" i jak jędrno-suszone, lepkie śliwki raczej twardawe, inne to farfoclowe skórko-miąższe. Niektóre trochę denerwująco obklejały zęby, ale nie na długo; w miarę łatwo się ich pozbyć. Dodatek okazał się jednak wykonany całkiem przyjemnie. Dodano go w punkt: nie pożałowano, ale nie najeżył tabliczki przesadnie.

W smaku czekolada uderzała cukrem i intensywnie palonym, goryczkowatym kakao, co natychmiast ułożyło się w gorące kakao. Takie wyraźnie pikantnie cynamonowe, korzenne. Rozgrzewało, także w gardle, czemu dopomogła słodycz, prędko osiągając poziom przesady.

Na słodycz nasunęła się wanilina i korzenne echo, też słodkie. Słodycz była niczym taran.

Mimo że nie gorzka, to element niby gorzkawości w sobie miała. Pomyślałam o czekoladowych piernikach w kakaowej polewie - do bólu przesłodzonych, acz nawet ze śliwkowym podszyciem. Wyszło nieco kwaskawo i soczyście... Jak suszona śliwka-węgierka zsysana z pestki... śliwka nieco upita? Wyobraziłam sobie alkoholowe cukierki "śliwka w czekoladzie". Pod całą słodyczą coś... jakiś charakterek, powaga się krył. Ze śliwkową nutą mieszała się pewna węgielność, kwasek odtłuszczonego kakao i... właśnie śliwek. Wydawały się płynąć także z samej czekolady. Jak nalewka śliwkowa? Likier czekoladowo-śliwkowy?

Nalewka / likier zdecydowanie słodko-korzenny, mocno związany z gorącym kakao i piernikami - jakby takowe kakao (zrobione na wodzie?) podrasować alkoholem, a pierniki nim nasączyć. Mimo że nie pierwszoplanowy, cynamon odegrał w tym ważną rolę, bo i on rozgrzewał. Jedynie raz i drugi zahaczył o goryczkowato-ostry, podkręcony efekt, ale sztuczny się nie wydawał. Na pewno też nie szlachetny, ale... rozkręcający goryczkę i cierpkość. Bardzo też rozgrzewający, dopasowujący się tym do drapiącego w gardle cukru i "alkoholowości".

Cynamon w drugiej połowie rozpływania się kęsa przemieszał się ze śliwką. Jej smak mocno podskoczył, gdy wyłaniać zaczęły się kawałku dodatku. Choć wydawało się to niemożliwe, wzrosła także słodycz. Cukier drapał w gardle (do pary z cynamonem?) i szedł aż w zęby... Śliwka przedstawiła się jako cukrowa, złudnie kandyzowana (realnie taka nie była). Przy kawałkach myślałam o bardzo słodkich suszonych śliwkach kalifornijskich.

Po tym wszystkim jednak, tak już znikając, czekolada wydała mi się bardziej piernikowa, ciepło gorzkawo-cierpka. Taka... jak wypieczone, aż lekko sodowo-suchawe pierniki, pokryte tłustą czekoladą ciemną. Kwaskawą i lekko węgielnie-paloną - całkiem w tym znośną. Na końcówce umocniło się skojarzenie z gorącym kakao (czy nawet czekoladą). Zacukrzonym jednak tak, że przy przełykaniu ostatniej porcji śliny (każdorazowo!) cukier palił... Tylko że zmieszany z cynamonem wychodził tak, że kolejny kęs nie był taką straszną perspektywą.

Na koniec zostałam ze śliwkami, które odciągały uwagę od cukrowości i cynamonu, tonowały trochę przesłodzenie. Zostały z paloną nutą, zacnie się z nią łącząc. Nie były jakoś szczególnie intensywne, ale wyraźne. Niektóre okazały się w pierwszej chwili kwaskawe i słodkie średnio. Inne zaś wydały mi się aż muląco słodkie, jak słodkie suszone śliwki kalifornijskie. Nie były to śliwki marzeń, ale przeciętne, suszone śliwki. Niestety z echem przecukrzonej, kiepskiej czekolady.

Całość wyszła w zasadzie bardzo dobrze jak na tanią czekoladę. Wydaje mi się, że sama baza była też śliwkowa, sama z siebie, a nie że tylko przesiąknięta dodatkiem. Cynamon przełożył się na przyjemne skojarzenie z piernikami i dużo zmienił w rozgrzewaniu, zabarwił kakao korzennie - obstawiam, że bez niego pieczenie wyszłoby tylko cukrowo, a kakao odtłuszczone bardziej dawałoby się we znaki. To dzięki piernikowości całość była do zjedzenia mimo potwornej słodyczy. Kwasek wyszedł na plus, śliwka spoko, mimo że nie najlepsza... Czuję, że gdyby bazą był Wedel 80 %, a cynamon dali prawdziwy, byłoby pysznie (obstawiam, że bardziej gorzka w smaku, a nie słodka czekolada umożliwiłaby wystawienie 9).
Pozytywne, choć przecukrzone, zaskoczenie. Zaskoczyła mnie, że mimo intensywności nie wyszła sztucznie. Zdziwiła mnie też sól w składzie - może podkreśliła pierniki i śliwkę (acz słoności na szczęście nie czuć)?
Po 3 kostkach czułam się trochę zamulona cukrem, ale... nie przeszkodziło mi to w zjedzeniu połowy tabliczki w "dniu niewymagającej czekolady" (koniec tygodnia po nielubianych zajęciach). Potrzebowałam dawki cukru i kakao w piernikowo-tabliczkowej formie. Posiadana ilość wtedy nie przerażała - uznałam, że jakoś to przejem. Gdy jednak przyszło co do czego, jakoś tej drugiej nie dałam już rady, ale to raczej dlatego, że na tabliczki tego typu przeszła mi ochota i tyle, więc drugą oddałam ojcu (sprytnie jednak po dłuższym czasie).


ocena: 7/10
kupiłam: Lidl (Mama mi kupiła)
cena: 7,99 zł (około; za 220 g)
kaloryczność: 472 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, śliwka suszona w kawałkach 14% (suszona śliwka 95%, mąka ryżowa), kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyny sojowe, E476), naturalny aromat cynamonowy, sól, aromat

PS Recenzja dotyczy wersji z sezonu 2020/21 - zjadłam ją i napisałam tekst kilka miesięcy temu. W tym roku tabliczka znów się pojawiła, ale nie mam pojęcia, czy się nie zmieniła, więc jakby co, ostrzegam.

6 komentarzy:

  1. Czekoladę w moich oczach już na wstępie deklasują rozmiar i zawartość kakao. I teraz ciekawa rzecz (?), mianowicie o ile rozmiar mogłabym znieść, po prostu część bym oddała rodzince, o tyle z uwagi na kakao przekazałabym komuś tabliczkę bez otwierania. Mnie się dodatek po opisie nie podoba. Dobrze, że dla Ciebie był całkiem przyjemny. Pierniki zjadłabym w formie pierników. Śliwka w czekoladzie też spoko produkt. Palenie cukru w sam raz na rozgrzanie jesienią i zimą. To jest jedna z tabliczek, które wywracają nasz odbiór do góry nogami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To racja. Nie sądzę, by np. czekolada 50% kakao na waflach dyskwalifikowała u Ciebie te wafle? Wydaje mi się, że ja czekolady z dodatkami, takie zbyt nie w moim typie, traktuję bardziej w charakterze "słodyczowym", a nie czekolady do degustacji. Jak coś jest skupionego bardziej na dodatkach, w moim odczuciu to taka "prawie czekolada".
      I też z tym Wedlem mnie zawsze dziwisz, że 50% nie, 80%, a tak 64% wyróżniasz. :P

      Usuń
  2. Ja widziałam w tym i w zeszłym roku ten produkt. Czy ta wersja 100g jest taka sama, czy tamta zamiast cząstek ma krem? Jadłam 100g cynamonową i z nadzieniem figowopomarańczowym chyba, ale taka zgaga mi dała popalić po 1 kostce, że zaprzestałam kolejnych eksperymentów na sobie. Przekonuje się z każdym dniem, że jak coś widnieje na zakazanej liście to nawet gdy zaszkodzi ... no podziękuję w tym roku wszelkim świątecznym wyrobom i potrawą niestety... jak żyć :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy moje teksty są aż tak niejasno napisane? Przeczytaj opis oraz mój opis konsystencji. Czy ja gdziekolwiek napisałam o nadzieniu? Nie. No właśnie. Pisałam coś o wersji 100g? Nie, no właśnie. Nie znam jej i nawet nie wiedziałam, że jest.
      Nie rozumiem, o co chodzi z zakazaną listą. Jeśli o składy - ja już dziadostwa nie tykam. Zły skład dyskwalifikuje kupno i spokój. On zawsze ma wpływ na smak, bo przecież smak wynika ze składu.

      Usuń
  3. Kingo, takie dziwne pytanie z mojej strony, ale jestem trochę ciekawa, co myślisz o mówieniu przy jedzeniu?... Przepraszam od razu, że zadałam to pytanie... :( aż mi wstyd, ale musiałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech Ci nie będzie wstyd - ciekawość to ludzka rzecz.
      Ogólnie prawie nic nie myślę o mówieniu przy jedzeniu. Nie jest to chyba zbyt bezpieczne. Co zaś się tyczy mnie - ja nienawidzę i nie mówię przy jedzeniu. Nie lubię też, gdy ktoś coś do mnie mówi, kiedy jem. Lubię jednak jak w tle leci muzyka; jak jem coś innego niż czekolady to lubię jak "film / serial / program do mnie gada" w tle.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.