środa, 1 grudnia 2021

Standout Chocolate Lachua Guatemala 70 % ciemna z Gwatemali

Gdy planowałam degustację tej tabliczki, zrobiło mi się smutno. Miałam wrażenie, że moja przygoda ze Standout zleciała jakoś szybko, za szybko. Może nie pokochałam marki jak np. Duffy's, Marou czy Idilio Origins, ale jej czekolady zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Pozostało mi mieć nadzieję, że ta szwedzka marka z Kållered kiedyś poszerzy swoją ofertę czystych ciemnych, a mnie będzie dane ją poznać. A na razie cóż... została tabliczka w opakowaniu o miętowym kolorze (jednym z moich ulubionych, bo odbieram go jako taki "trupi", acz może akurat nie ten odcień - ten wydał mi się nieco zbyt jaskrawy). Kakao, z którego zrobiono tę czekoladę zakupiono od Uncommon Cacao, a więc firmy, która sprzedaje zbiory Cacao Verapaz, kooperatywy małych, lokalnych farmerów. Właściciel Standout ponoć wyjątkowo chwalił ten konkretny zbiór - to nakręciło moją ciekawość jeszcze bardziej. 

Standout Chocolate Lachuá Guatemala 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Gwatemali, z regionu jeziora Lachuá; fermentacja ziaren trwała 7-8 dni w drewnianych skrzyniach, a suszenie w cieniu 7-10 dni.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, uderzył mnie zapach soczystego banana. Owocu dojrzałego jak należy, ale dość zwartego i... mieszającego się z nutką nektaru / przecieru... z tym że już nie tyle bananowego, co... brzoskwiniowego? Soczystość banana, jego świeżą surowość podkreśliła odrobinka cytryny. Obok tego wyraźnie zarysowała się niemal neutralność, leciutkie przypieczenie należące do ciastek owsianych. Zdrowe ciastka owsiane z nutą masła orzechowego nieco pod jego naporem słabły w trakcie degustacji. Wtedy to na przód przed owsiany wypiek wychodził niemal fasolkowo-neutralny zapach masła orzechowego, podszyty lekką ziemistością / roślinnością. Ta zawracała zaś do soczystości i pewnego kwasku wpisanego w słodycz owoców. Obok masła orzechowego znalazło się bowiem sporo cierpkawych akcentów do bólu zasłodzonych dżemów typu "jelly" z fioletowych, niemal czarnych winogron i jeżyn. Roślinna ziemistość z czasem... kojarzyła mi się odlegle ze szlachetnie gorzkawą herbatą.

Pięknie trzaskająca tabliczka już w dotyku dała się poznać jako tłusto masywna i twarda.
W ustach rozpływała się w umiarkowanym tempie, dość tłusto i zbito-gęsto. Oblepiała paszczę jak rozpływający się, kremowy sernik... owocowy? Soczystość w niej narastała, acz nie rozbiła masywności. Wyciskała się z niej.

W smaku jako pierwsza zaznaczyła się słodycz owoców egzotycznych. Pomyślałam o dojrzałych, soczystych i słodziutkich brzoskwiniach... Może nawet w delikatnym karmelu? 

Karmel krzyknął, huknął. Był delikatny, złocisty; wyskakiwał przed wszystko inne. Nagle wtórował mu puder - cukier puder. Karmel wrzasnął, zagłuszając go. To on wygrał spór i jako łagodny, choć palony i chwilami goryczkowaty, ustabilizował się w dalszej części degustacji. Po tej przepychance słodyczy jednak zza brzoskwiń wychynęły pudrowe banany. Z czasem zaskoczyły na tor bardziej ogólnie bananowy, jak to słodkie i dojrzałe owoce. Brzoskwinie zaś pod wpływem tego wszystkiego zmieniły się w przetwory... może zasłodzone, acz wyidealizowane brzoskwinie w puszce w słodkiej zalewie w zdrowej wersji, jakby duszących się w swoim własnym soku-sosie. Nagle ich soczystość podkreśliły mandarynki. Ich sok z kolei wsparły inne cytrusy.

W tym czasie dość prędko zaznaczyły się też gorzkawe nuty. Gdy tak słodyczowe nuty walczyły, która ma wyjść na przód, w tle gorzkości płynęły spokojnie, tworząc bazę. Najpierw poczułam delikatny węgiel i jego gorzkość. Wprowadził roślinność i pewną fasolkowość - jakby smak zapachu masła orzechowego. Był niemal naturalny. Fistaszki z czasem jednak odezwały się odważniej.

Fistaszki w koszulkach i bez utworzyły masło orzechowe. Kremowe, niemal maślane i delikatne, a jednak z prażono-pieczoną nutką. Wprowadziło pewną suchość, goryczkę. Przez moment pomyślałam o ziemi.

Owoce uchwyciły ziemistość, dodały jej więcej soczystego kwasku. Pomyślałam o niedojrzałej mandarynce i cytrusach - na pewno cytrynie. Polał się ich smakowity sok. Dominował w cytrusowej strefie, acz o goryczkowatych skórkach nie zapomniał. Kwaśność w połowie rozpływania się kęsa przepłynęła przez poszczególne nuty i zajęła miejsce blisko masła fistaszkowego jako kwaskawy dżem-jelly z owoców fioletowych, niemal czarnych. Oto takie winogrona (np. odmiany Melody) i jeżyny jako lepko-gęstawe twory przypomniały o soczystości. Tak jak i wśród słodko-żółtych owoców z początku, była w nich pewna egzotyka. Pomyślałam o jagodach acai, podrzucających cierpkość oraz o wiśniach (aceroli ze względu na egzotyczny wydźwięk?) podsycajacej kwaśność. Zdarzyło im się nawet o coś lekko alkoholowego zahaczyć.

Ziemia chwilowo wzrosła, mieszając się z bardziej roślinnym węglem. Nieco złagodniała, a ja pomyślałam o płatkach owsianych (czy jakimś wypieku z nich?). Fistaszki przemieszały się z... orzechami włoskimi? Też w skórkach. Ich goryczka i cierpkość stała się jeszcze bardziej roślinna i nagle zmieniły się - wliczając w to fasolkowość - w ciemną i gorzką herbatę. Była w pewien sposób gorzka, ale też rześka, roślinna. Pomyślałam o czerwonej, fusiastej herbacie. W pewnej chwili odnotowałam przy niej nawet pewną ostrość... ostrość ziemi? Ziemistej rośliny... czegoś ziołowego? A może egzotycznie ostro-owocowego? Trochę dochodziło do niej owocowych nut, trochę cierpkości ziemi i węgla. (Już sprawdzając recenzję pomyślałam o słodkiej, ale z ostrymi pestkami, papai - nie jestem jednak w pełni przekonana.) Może jak dżem z nutą wina? Albo jakaś... konfitura wiśniowa dodana do herbaty (to luźne wyobrażenie, nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia)? Gorzkość jednak miała taki wydźwięk dość długo.

Aż pod koniec gorzkość ta zmieszała się z maślanością masła orzechowego i poczułam się, jakbym mocną herbatą przepiła jakiś wypiek... drożdżowy? Drożdżowego rogala o gorzkawej skórce? Ewentualnie ciastka owsiane... też przypalone. Przypalone, palono-karmelowe flapjacki? Palony-przypalony karmel zmieszał ziemię, herbatę węgielno-mulistą z fasolkowym, goryczkowatym masłem orzechowym.

Akurat, by zostać w posmaku razem z soczystością ziemi, roślin i owoców cierpko-zasłodzonych. To owoce cierpkie ciemne, ale też banany - wszystko z kropelkami cytryny.

Całość zachwyciła mnie. Banany, brzoskwinie i winogrona, jeżyny wydawały się aż za słodkie, ale nie brak tu kwaśności i cierpkości cytrusów czy charakteru ziemi, ziemistej herbaty. Zacnie połączyły się na masłoorzechowym tle. Poprzypalane nuty może niezbyt pasowały, ale były z kolei tak dziwnie odstające, że intrygujące. Nie do końca moją konsystencję i nieco zbyt szybkie rozpływanie się (znaczy... powolne, ale wolałabym wolniejsze i mniej tłuste) wybaczam. Wpadłam w zachwyt jak śliwka w kompot (banan w herbatę?). Ocenę chyba trochę naciągam, ale po prostu trafiły się w niej nuty i moich ulubionych winogron, i masła orzechowego, i ulubionej herbaty, i bananów, więc nie mogłam inaczej. A do tego ziemia!

Orzechowa, ziemista, trochę pikantna (ale bardziej korzennie) a jednak też bardzo owocowa i to nawet też z brzoskwiniami w puszce była Duffy's Guatemala Rio Dulce 70 %, zaś Georgia Ramon Guatemala 72 % - pudrowa (choć owoce to raczej leśne) i drzewnie-ostrawa. A dżemowo-kwaskawa i zbożowo-ciastkowa, choć ogólnie inna była Utopick 75 % Chivite Guatemala .


ocena: 10/10
cena: 33 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

4 komentarze:

  1. Całokształt zapachu super. Kocham wszystko (no, większość rzeczy), co opiera się na bananach. Zwłaszcza dojrzałych czy nawet przejrzałych. Sernik owocowy wygląda i pachnie świetnie. Nawet brzmi fantazyjnie. Za to wykonanie odpowiada mi średnio. Preferuję serniki czyste lub z dodatkami innymi niż owoce. Chociaż bardzo lubię brzoskwinie, w serniku zawsze mnie irytowały. O, ale rodzynki są znośne (chociaż wolę bez). Zjadłabym coś takiego jak sernik bananowy. I sernik polany gorącym karmelem, bo nigdy nie próbowałam. Chyba nigdy nie jadłam niedojrzałych cytrusów. Jakie są? Fajna ta czekolada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zawsze wolałam czyste serniki. Innych długo nie tykałam, z czasem pojedyncze, ale czyste najlepsze. A jednak nie ciasto, a nuty czekolady to co innego. Wyobrażenie, nuty z tego, co z języka do mózgu trafia, muszę jakoś a pismo i obraz przełożyć.
      Za nic nie chciałabym ciepłego karmelu na serniku. Sernik i ciepło? O nie, temperatura pokojowa, a nie dziwactwa jakieś, haha.

      Co? Ty mnie szokujesz. Kwaśne. Nigdy nie jadłaś kwaśnej pomarańczy, grejpfruta, mandarynki...?

      Usuń
    2. Pewnie, że jadłam. Nigdy nie pomyślałam, że są kwaśne z uwagi na niedojrzałość. Zakładałam, że są kwaśne, bo są cytrusami. Niektóre są słodsze, inne kwaśniejsze.

      Usuń
    3. Niee, im kwaśniejszy, tym bardziej niedojrzały, a im słodszy, tym bardziej dojrzały. Prawie w przypadku wszystkich owoców tak to działa. Niedojrzała truskawka jest kwaśna, dojrzała słodka. Banan niedojrzały mdły, dojrzały słodki. W cytrusach po prostu pewien kwasek jakoś tam pobrzmiewa, ale dojrzałe cechuje wyższa słodycz (np. dojrzałe mandarynki w sumie nie są kwaśne).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.