środa, 29 grudnia 2021

Zotter Labooko Peru 100 % ciemna nowa po zmianach od 2020

Ostatnimi czasy Zotter zaczął mi coraz częściej podpadać różnymi nowościami. Wprowadzane zmiany oferty też niezbyt mi leżały. Trochę mnie to smuciło... Mimo to wszelkie nowości czyste ciemne, także pozmieniane "starości" ciekawiły mnie. Dzisiaj opisywana wprawiła mnie w smutek już na starcie, bo właśnie dzięki Labooko Peru 100 % (recenzje z 2015 i 2017) poznałam coś takiego jak "setki", które to odmieniły mój sposób patrzenia na czekolady. Kiedy po latach, już bardziej oswojona z takimi, wróciłam do niej, zobaczyłam, jak zmienił się też mój odbiór kakao. Zmienienie jej... trochę zabodło mnie więc personalnie. W dodatku zmieniono opakowanie na znacznie brzydsze. Nawet jeden z moich ulubionych kolorów (fiolet) zmieniono na żółć, która potrafi mnie irytować. Ktoś by zapytał: co można takiego zmienić w setce, skoro to 100 % kakao? Otóż proces wyrabiania. Konszowanie, prażenie, mieszanie... Pytanie tylko, czy Zotter z wiekiem złagodniał i złagodził ją (oby nie!), czy zaostrzył ostrze siekiery (no nie wiem, czy to mądre?). Tamta wydawała się w punkt, więc... trochę się bałam, na co trafię. A akurat miałam ochotę na coś... klasycznego, po nieudanych, przesłodzonych i tłustych czy to nadziewanej Eggnog & Almond Praline czy Squaring the Circle Cashew with Maple Sugar. Pytanie, czy w dobrą tabliczkę celowałam?
Gdy mój wzrok padł na opis, m.in. na: "Made with Peruvian cacao, which we’ve toned down to a very mild aroma by adding lots of cocoa butter.", wspominając siekierowo-siarkową dawną, myślałam, że ze złości zacznę ziać ogniem piekielnym. Przepraszam bardzo, ale kto normalny sięga po setki licząc na "łagodność"?! Nie rozumiem świata.

Zotter Labooko Peru 100 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao z Peru; wersja od roku 2020.
Czas konszowania to 40 godzin.

Po otwarciu poczułam delikatny, ale dość przejrzysty zapach głównie drzew i prażonych orzeszków ziemnych, także jako masło orzechowe. Gęste, zrobione z mocno wyprażonych sztuk chyba nawet trochę dominowało. W dodatku za nim pałętała się nuta ogólnie "prażonych orzechów". Masło orzechowe podkreślała śmietanka, jakby wygłaskując i "ukremawiając" orzechy. Z nią wiązała się lekka kwaskawość. Ta wydała mi się nieśmiała i niesprecyzowana, jedynie w tle. Pomyślałam o średnio soczystych owocach czerwonych... Jak suszona, mocno oleista żurawina (albo coś rodzynkowatego?) i maliny... jako pudrowy krem śmietankowy / śmietankowe lody? Chyba wyłapałam jeszcze bezskutecznie walczącą o soczystość cytrynę.

Przy łamaniu tabliczka trzaskała głośno. Była twarda, acz jak przeciętna ciemna.
W ustach rozpływała się bardzo, bardzo powoli, ale kremowo. Szybko zmieniała się w tłustą masę, kojarząc się z lepkim gęsto-miękkim budyniem na pełnej śmietance... Może wręcz maślanym? Oblepiała podniebienie, sama mięknąc i wyginając się. W życiu nie powiedziałabym, że to setka, a jednak i tak jej tłustość męczyła mnie i odpychała. Zawarła w sobie nieco oleisty poślizg, ale... jakby taki masła orzechowego, który wkomponowała w gęstą czekoladę śmietankową. To jakby... połączenie pełnomlecznego, miękkiego ulepka i setki, może z domieszką proteinowych deserów Ehrmanna (przykład: czekoladowy).

W smaku przywitały mnie prażone orzechy z orzechową goryczką, która zaplątała się wśród nich, a z dosłownie sekundowym opóźnieniem także gorzkość dymu. Skłębił się jako szary, nieprzenikniony i nieco kwaskawo-cierpki.

Mimo to, orzechy nie dały sobie w łupinki dmuchać. Na jego tle orzeszki ziemnie - bo takie dominowały - wzmocniły swój prażony aspekt, by następnie stać się masłem orzechowym. Na mocno wyprażonych sztukach, może i z kawałkami / całymi orzeszkami. Wyraziste, a jednak... z pewną kremowości, drobną oleistością orzechowego pochodzenia. Ta oleistość chwilami migała gdzieś po bokach.

Dym zawinął się, szukając innej drogi, jak wybić się na przód. Do głowy przyszło mi wygasłe palenisko po ognisku, coś pożarowego... Choć to raczej wspomnienie dymu. Poczułam jego gorzkość; aż nieco kwaskawo cierpki motyw, kojarzący mi się ze smołą i siarką, by... również złagodnieć. Odpuścił na rzecz kwaskawej śmietanki... śmietany? 

Orzechy mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa z masła orzechowego wróciły do prażonej postaci. Była to mieszanka różnych prażonych orzechów, także migdałów. Może z iluzoryczną nutką soli? Orzechy prażone pobrzmiewały w zasadzie do końca. Za sprawą dymu i kwaśnej śmietany, przechodzącej dopiero w łagodną śmietankę pomyślałam o... śmietance orzechowej / migdałowej? (znam ją tylko z wege lodów). Śmietance dopomogła oleistość. Razem przeszły w masło. Zrobiło się łagodniej, kremowo. Pomyślałam o kwaskawych lodach na śmietance... kwaskawych, bo... zmieszanych z sorbetami?

W tle pojawiła się lekka, soczysta kwaskawość nieśmiałych owoców... niedojrzałych czerwonych owoców? Przejawiały naturalną słodkawość, jakby na stałe zespojoną z kwaskiem. Najpierw wróciła myśl o suszonej żurawinie w oleju, ale... potem nasiliły się właśnie lodowo-sorbetowe twory. Z truskawek i malin podkręconych cytryną z zaakcentowaną goryczkowatą skórką? Pomyślałam o owocach nieco brudnych od ziemi, właśnie z podszyciem ziemistym. I może... maczanych w smole... powiedzmy w "roztopionej czeko-smole". Charakterek jakiś się krył w gruncie rzeczy łagodnym smaku. 

Z czasem zrobiło się kontrastowo słodko. Rozkręciły się owocowe desery lodowe, znów bardziej orzechowa nuta (kremy, masło orzechowe z prażonych?). Raz po raz owoce tak mieszały się z wytrawniejszymi, prażonymi tonami, że do głowy przyszły mi... oliwki (czarne jak smoła?)? To trochę jakby tak zajadać się nimi w drewnianym domku letniskowym wśród drzew. Drzewa podkreśliły bowiem podprażoną nutkę orzechów. Odlegle poczułam owoce słodsze, acz trudne do określenia. Znów zaplątała się cytryna, ale w dużej mierze jako kwaskawo-goryczkowata skórka. Przy niej ostał się jeszcze delikatny dym... chyba. Dym wiążący mocno ze sobą orzechy i drzewa.

Na pewno dymną goryczkę czułam w posmaku, którą wsparła śmietanowo-owocowa kwaśność. Chyliła się nieco ku smole, ku czemuś siekierowemu, ale... jakby nie miała zamiaru tego zrobić. Tylko że... kwaśność...? Raczej tanina czerwonego, bardzo owocowego wina z nutą skórki cytryny. Niestety towarzyszyło temu też straszne zatłuszczenie.

Całość uważam za zniszczoną, z obciętymi pazurkami. Łagodna, strasznie tłusta, niesetkowa. Smak... dość nudny, jakiś taki mało głęboki. Wszystko miało wydźwięk trochę "letniskowy", niedookreślony, gdzie wczasowicz gdzie po prostu wypocząć, nie skupiając się na niczym. Wszystko było więc łagodne, pożądane, a jednak jakby się nutom nie chciało działać. Jakby wczasowicz podjadał po trochu pewne rzeczy, zostawiał je zapominając o nich. One sobie gdzieś tam leżały, a on brał się za coś innego: a to orzeszki, a to masło orzechowe, a to lody / sorbety (jakie? "a, obojętne"); obojętne czy śmietana, czy śmietanka; czy słodko, czy wytrawniej... ("kogo to obchodzi?"). Wśród drzew, dymu, czegoś tam maźniętego smołą... "Kto by tam się tym przejmował?". Prażone orzeszki się przejmowały, bo to one działały przede wszystkim. Tylko że... niespecjalnie pasowały mi do wyczuwalnej kwaśności. W dawnej orzechy i kwasek były wyważone nutką spalonych orzechów, integralne. Dzisiaj prezentowana była jakby łagodzona na siłę: Peru jest wyraziste, kwaskawe. A te prażone orzechy pewnie pochodzą od mocniejszego / dłuższego prażenia kakao. Po co? Przygłuszyły inne nuty. O ile dawne Peru było głęboką, cudowną setką, tak dzisiejsza z setką się nie kojarzyła, zawierając jedynie setkowe elementy.
Najlepszym porównaniem ich chyba będzie coś takiego: dawna była pyszna, ale tak specyficzna, że nie dało się jej za dużo zjeść, obecna smakuje na tyle smacznie, że na spokojnie można zjeść całą, bo jednocześnie nie ma w niej niczego takiego, bym chciała do niej wrócić (dlatego i zjadłam całą jednego dnia).
Zepsuli moją szatańską siekierę. Hańba! Oczywiście wciąż to nie zła czekolada. Po prostu gorsza niż kiedyś. Odlegle pod pewnymi względami kojarzyła mi się z "jedynie dość setkową" Raaka.

PS Na liczne pytania, jak sobie radzę z paskudnym klejem, a więc otwieraniem czekolad Zottera nie niszcząc opakowań, zamieszczam zdjęcia z nożyczkami - wycinam po prostu kawałek papierka, nie odrywam.


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 65g)
kaloryczność: 617 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa

10 komentarzy:

  1. Czyżby Zotter zaczął się, jak to ujmę - "zeszmacać"?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocne słowo, ale trochę tak. Może bardziej "ześcierkowywać". :P

      Usuń
  2. To to gorzkie jest czy nie? Jakoś za dużo plątania i nawijania. I o co chodzi z tą siekierą!? Ale ogólnie blog fajny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pojawiała się gorzkość, ale nie była uderzająco mocna. Siekiera - nigdy nie spotkałaś/łeś się z określeniem "siekiera" o bardzo mocnej kawie, czekoladzie, herbacie?
      A ogólnie to dziękuję.

      Usuń
  3. Oj, a ja martwiłam się, że ostatnio nie smakują mi już ZOttery tak bardzo, jak kiedyś... Myślałam, że może smak tracę.... ;)
    Mam "setkę" do spróbowania, Maya, High-End 96%. Oraz nadziewaną kawową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja Maya już 17.01. Była spoko. Podobnie obecna High-End 96% (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2019/04/zotter-labooko-high-end-96-ciemna-z.html), tylko że... dawna była obłędna. A to różnica.
      Którą kawową? Obecnie kawowe rzeczy zupełnie mi przeszły.

      PS Z nadziewanych tych nowych w zasadzie tylko Date & Cashew mnie zachwyciła, co okazało się częściowo zaskoczeniem. Publikacja recenzji dopiero w lipcu, więc jakby co, już teraz daję cynk, że ta akurat to 10/10.

      Usuń
    2. To zaczekam na Twoją recenzję Zottera Maya :)
      Mam kawową, ale nie nowość, lecz dosyć starą wersję, z takim butem, Espresso Macchiato, czytałam u Ciebie recenzję, z 2016 roku, ale to chyba inna kiedyś była, ponieważ tam na okładce widnieje "So dark" ...

      Usuń
    3. Tak, inna. Twoja ma jeszcze cienką warstwę białej czekolady wewnątrz, jak się nie mylę? Takiej bym za nic nie kupiła. Poza tym, nie wiem, co ma śmietanka i biała czekolada do espresso.

      Usuń
    4. Dziękuję Ci, że odpisujesz mi, oraz,że tak fascynująco i ze znawstwem piszesz o czekoladach. I innych czasem. Oglądam też wspaniałe zdjęcia na Instagramie, uwielbiam Twoje dorady i inne potrawy, tzn, ich fotografie cha cha ;)
      Ta czekolada Zotter Espresso Macchiato na pewno będzie mi smakowała, bo to prezent od syneczka :) Na razie nieotwarta, ale napiszę niebawem, czy tam warstewka białej była - na zdjęciach w Internecie faktycznie jest.
      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Nie masz za co dziękować. Cieszę się, że mogę komuś sprawić przyjemność, robiąc to, co kocham.
      Również pozdrawiam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.