Ostatnia nadzieja na uznanie marki za całkiem ok, leżała w linii Czekolady Świata, gdy tak myślałam o asortymencie Czaru Czekolady. Musiałam przyznać, że Czar Czekolady Czekolady Świata Madagascar Dark Chocolate Single Origin 67,4 % Cocoa sprawiła, że co do dziś prezentowanej żywiłam pewne nadzieje. Może nie jakieś ogromne, ale zawsze coś.
Czar Czekolady Czekolady Świata Sao Tome Dark Chocolate Single Origin 70 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Wysp Świętego Tomasza.
Po otwarciu poczułam bardzo słodką mieszankę bananów i cukru z orzechami w łupinach. Właśnie na łupinach skupiły się moje myśli. Te zaś mieszały się z drewnem oraz konkretnie drewnem sandałowym i kwiatowymi kadzidłami z suszonych płatków; kadzidlaną słodyczą. Czułam cierpko-goryczkowaty wątek o poważnym charakterze poniekąd łączący się z tym "zwyklejszym / ogólniejszym" drewnem, a także obietnicę soczystości, jaką złożył sok brzoskwiniowo-marchwiowy.
Tabliczka była twarda, acz podczas łamania trzaskała jak suche gałązki, średnio głośno. Gdy odgryzałam kawałek, za chrupnięciem słychać było trochę pyliste trzeszczenie.
W ustach rozpływała się w tempie średnio-wolnawym. Była gładka i tłusta, chwilami nieco wodnista, ale gęsta. Acz wyraźnie coraz gęściejsza wydawała się dopiero z czasem. Narastała też marginalna soczystość i drobna pylistość.
W smaku pierwsza wystrzeliła silna słodycz, której czuć ewidentnie cukrowy charakter. W tle przemknęło trochę słodkich bananów. Słodycz, skumulowana, weszła na wysoki poziom i przez jakiś czas przynajmniej nie rosła. Banany jednak jakby trochę walczyły o odwrócenie proporcji z cukrem.
Słodycz zaraz dogoniła silna gorzkość. Stworzyła palony klimat, i mimo swojej mocy, nie wydawała się szczególnie dominująca ze względu na spokojne usposobienie. Zakręciła się przy niej drzewna nuta z... jakimiś drewniano-orzechowymi zapędami. Czułam zarówno drewno suche, opadłe czy dawno już ścięte, jak również drzewa żywsze, rosnące. Koegzystowały ze sobą.
Orzechy zaprosiły do kompozycji też odrobinę maślaności, która potem tonowała gorzkość. To samo ze słodyczą próbowała robić soczystość, którą przemycały banany. Soczystość... bananowo-brzoskwiniowa?
Gorzkość i tak jednak rozwinęła palony wątek. Doszedł do niego dym znad kadzidełek. Naturalnych, sypanych kadzidełek z mnóstwem drewnianym składników i z suszonymi kwiatami. Na pewno czułam słodko-ciepłego sandałowca, ale nie tylko. W drzewnych tonach przemykały pojedyncze iglaste akcenty, sugerujące lekki kwasek.
Słodycz w obliczu gorzkości trochę zelżała na jakiś czas, ale mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zyskała nowe życia. Cukier wciąż czułam, acz nieco zmienił się w... lukier? Przemieszał się w jedno z bananami, że w głowie rozgościł mi się bananowy lukier. I zapuszczał się w soczystsze klimaty.
Drzewny kwasek za jego sprawą podkradł się pod soczystość. Nieśmiało popłynęło trochę soku brzoskwiniowo-marchwiowo-bananowego.
W oddali przemknęło mi jeszcze coś z czerwonych owoców - coś słodkiego, ale walczącego też o kwasek i wpisującego się w cierpkość? Granat? Albo raczej słodki napój w wariancie "granat", a mający w składzie całą mieszankę owoców i cukier. Albo napój nieudolnie naśladujący smak... arbuzowo-jakiś.
Końcowo spokojna gorzkość palono-dymna została uładzona maślaną nutą. Ta współpracowała z orzechami i tym razem to ona im pomogła. Pomyślałam o włoskich - właśnie wyłupywanych ze skorupek, ze wskazaniem na same "drewniane" skorupki.
Słodycz wykorzystała tę chwilę słabości gorzkości i mocno przysłodziła mieszanką cukru i suszonych kwiatów, co aż zadrapało w gardle.
Po zjedzeniu został posmak drzew iglastych z wpisanym lekkim kwaskiem i sandałowca o słodszym charakterze. Drewno mieszało się z palono-dymną goryczką. Całość jednak była też mocno słodka za sprawą cukru i bananów. Lekka, cierpkawa soczystość nieśmiało pobrzmiewała w oddali.
Czekolada była smaczna, ale... to tyle. Coś mi nie pasowało w jej strukturze i znikaniu, a w smaku niestety za bardzo wychylał się cukier. Wizja bananowego lukru do mnie nie przemówiła. Ogólnie było mi za słodko. Czuję, że gdyby zmieniono cukier, tabliczka mogłaby zachwycić - był w niej potencjał. A jednak nie mogę narzekać na brak gorzkości. Ta jednak, w tej kompozycji, wydawała się jakby... trochę znudzona? Dym, kadzidełka, drewno kryły w sobie ciepło i cierpkość. Słodycz kadzidlana i suszonych kwiatów dobrze do tego pasowała. Owocowych akcentów czułam niewiele, ale wizja soku brzoskwiniowo-marchwiowego była przyjemna - szkoda, że się nie rozwinęła. Kwasku prawie brak.
Pomyślałam o U Dziwisza Czekolada Sao Tome Dark 80 % o nutach ziemi i wielu owocowych (fig świeżych i suszonych, arbuza), kwiatów i miodu, wina bananowego, nieostrym jalapeno. Było w obu coś dziwnie, ciężko-słodkiego i kontrastowo gorzkiego, z czym obie polskie marki poradziły sobie w porządku, ale nic więcej.
Co innego Letterpress Chocolate Sao Tome Limited Edition 70 %. Niby była mało kwaśno-gorzka, a bardzo słodka od bananów, miodu i kwiatów, ale to, jak to wkomponowała w czekoladowo-fistaszkowe cukierki, drzewa, kawę i tosty, paloność zacnie wyszło. Też miała wtrącenia czerwono owocowe. Po tych obu wydaje mi się, że tak, słodycz do Sao Tome bardzo dobrze pasuje, ale musi to być słodycz szlachetna jak w przypadku podlinkowanej, a nie dziś opisywanej, gdzie jednak ten biały cukier się wyłamuje.
ocena: 7,5/10
kupiłam: czarczekolady.pl (dostałam)
cena: 15 zł (ja dostałam)
kaloryczność: 554 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat waniliowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.