Tę czekoladę widywałam już w internecie, ale nigdy szczególnie mnie nie interesowała ze względu na wysoką cenę oraz to, że znane mi słodycze Harry Potter Jelly Belly były zwyczajnie niesmaczne. Gdy pojechałam do Wielkiej Brytanii, miałam niewiele czasu, więc skupiłam się na rzeczach ważniejszych niż wyszukiwanie czekolad. Mimo to, do paru sklepów ze słodkościami zajrzałam, na szybko. Nie były to jednak sklepy w moich typie, a pełne przeciętnych, lecz drogich zasładzaczy. Gdy jednak tę znalazłam względnie niedrogo, pod wpływem chwili kupiłam. Uznałam, że mi prawie na pewno nie podejdzie, ale jednak ciekawi. A kto wie, może Mamie? Potem jednak, w pokoju hotelowym, wystraszyłam się, w jakiej formie jest nadzienie, i czy się to jakoś przewiezie... Postanowiłam sprawdzić, a potem, w samolocie niech się z nią dzieje, co chce (dopiero w dniu wylotu dowiedziałam się, że czekolady można przewieźć normalnie w podręcznym i w sumie nie musiałam się o tabliczkę martwić).
Harry Potter Butterbeer Bar Milk Chocolate with Creamy Centre to czekolada mleczna o zawartości 25 % kakao z (10%) kremowym nadzieniem o smaku Kremowego Piwa, wyprodukowana przez Jelly Belly Candy Company, na licencji Warner Bros.
Po otwarciu uderzył mnie słodki zapach cukru i toffi ze sztucznie alkoholowym echem, które faktycznie mogło udawać kremowe... Na pewno nie piwo a jakieś kawowe chai latte z ciepłymi przyprawami i mlekiem. Już zapach trochę dusił i zapowiadał drapanie.
Tabliczka z kostkami z wielkimi beczkami była bardzo tłusta. Wydała mi się ulepkowata, ale ku mojemu zaskoczeniu trzaskała-pykała przy łamaniu. Była twarda! Acz wynikało to w dużej mierze z jej grubości. Czekolada bowiem była bardzo gruba. Zdziwiła mnie za to znikoma ilość nadzienia - w każdej beczułce utworzyło jedynie linię-falę, a to czekolada wypełniała ich dno. Krem wyglądał na suchy, więc wystraszyłam się, że i tak trafiłam na źle przechowywaną czy coś, ale chyba jednak nie, bo ogółem wydawała się świeża.
W ustach czekolada rozpływała się dość szybko, wykazując wysoką tłustość mleka. Ogólnie przypominała mieszankę mleka z wodą. Cechowała ją zbitość i gładkość.
Nadzienie spójnie się pod nią podpięło. Okazało się miękko-plastyczne i mlecznie tłuste. Też było dość wodniste. Pod względem konsystencji czekolada przytłaczała wnętrze, bo dali go o wiele, wiele mniej.
W smaku czekolada uderzyła cukrem, na który zaraz napłynęło sztucznie pseudoalkoholowe (ewidentnie bez procentów) toffi. Kiedy spróbowałam czekolady osobno, potwierdziło się, iż smakowała nim sama w sobie (nie wiem, czy przesiąkła, czy raczej - co ja obstawiam - tak ją naaromatyzowali).
Z czasem odważyło się pokazać też mleko. Słodycz w tym czasie bezlitośnie rosła, zacukrzając kompletnie.
Nadzienie z łatwością dołączyło do czekolady dość prędko. Kontynuowało smak mlecznego toffi. Kiedy spróbowałam trochę kremu osobno, zaskoczył mnie słodyczą niższą od słodyczy czekolady. Ogólnie nie był bardzo intensywny, a raczej łagodny. Wyraźny jednak. Krem smakował sztucznym, mlecznym toffi, które idzie w kierunku kawowej chai latte. Choć nie czuć w nim przypraw korzennych jako takich, skojarzenie z nimi zawisło w oddali.
Końcowo czekolada przypieczętowała motyw toffi, które próbuje być trochę alkoholowe, a przez to zdradza swą sztuczność. Zasłodziła, drapiąc w gardle.
Po zjedzeniu już małej ilości łatwo nie tylko o przesłodzenie, ale wręcz zamulenie. Słodycz bowiem była nie tylko za wysoka, ale miała też nieprzyjemnie sztuczny charakter. Pobrzmiewało też echo napoju chai latte, ale za cukrem.
Całość wyszła kiepsko. No, może to wyjście naprzeciw dzieciom, które chcą spróbować kremowego piwa, a sztuczność im nie straszna... No, ale z piwem to miało niewiele wspólnego. Uwierzę za to, że twór "kremowe piwo" z Pottera mógłby smakować takim toffi chai latte. Ale po co ta sztuczność? Jasność niska i poskąpiono nadzienia. Jak już robi się czekoladę nadziewaną, z takimi kostkami (które bardzo sugerują sowite nadzianie), powinno się ją nadziać porządnie.
Gdyby to była tania czekolada czy batonik nawet cenowo jak jakieś Pawełki i Danusie, mogłoby mieć 5 czy 6, ale to, ile sobie za to życzą (a mi i tak udało się znaleźć taniej, niż w większości sklepów, gdzie to kosztowało 10 funtów).. Nie. Rozumiem, że zarabiają na logo, ale wydawanie z logo tak zacnej serii czegoś tak przykrego, jest bezczelne.
Czekoladę przywiozłam Mamie, a ta zjadła ją w dniu i czasie, w którym miała ogromną ochotę na coś bardzo słodkiego. Stwierdziła: "A mi ta czekolada smakowała! Ale może dlatego, że miałam taką ochotę na coś słodkiego. Całą, co dostałam, zjadłam i potem umierałam co prawda od przesłodzenia, ale nie mogłam się powstrzymać. To nadzienie było... trochę toffi, a trochę jak ta moja ulubiona czekolada Wedla karmelowa (E.Wedel Karmellove!). Całość w sumie nią tak trochę smakowała. Pyszne, fajna stylizacja na Kremowe Piwo. A i chyba skład dobry? Bo niczego dziwnego nie czułam. Szkoda tylko, że to nadzienie to tylko taka linia, łuk. To trochę oszukańcze, bo taki kształt kostek i obrazek na opakowaniu sugeruje, że całe te beczułki są wypełnione nadzieniem i na to się nakręciłam. Ktoś kupując taką czekoladę chyba właśnie na to nadzienie liczy? I to właśnie przecież ta sama czekolada tak to przesłodziła. Ona była tu taka za ciężka, przytłaczająca ten środek trochę. Ogółowi bym jednak chyba co najmniej 6 dała.".
ocena: 3/10
kupiłam: sklep ze słodyczami "ze świata" w Londynie
cena: 6£ (około 30 zł za 53g)
kaloryczność: 561 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: 90% czekolada mleczna (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, emulgator: E322; aromat wanilinowy), cukier, olej roślinny: palmowy, olej z ziaren palmowych; częściowo odtłuszczone mleko w proszku, aromaty, barwniki (koncentrat kurkumy, spiruliny, jabłka, papryki, rzodkiewki, marchwi, czarnych porzeczek), lecytyny E222 (sojowe, słonecznikowe), sól
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.