środa, 25 grudnia 2024

Beskid Chocolate Czekolada Gorzka 70 % Peru Maranon ciemna

Każda jedzona czekolada ciemna Beskidu to dla mnie ogromne przeżycie. A gdy w ogóle trafiły do mnie tabliczki z mikroserii, dostępne tylko na wydarzeniach na miejscu organizowanych przez Beskid, w ogóle ekscytacja była tak ogromna, że niedługo po otrzymaniu paczki, zabrałam się za nie. Mając 3 tabliczki z Peru aż nie wiedziałam, za którą się zabrać. W końcu zdecydowałam się na najbardziej tajemniczą, o której kompletnie nic nie czytałam.

Beskid Chocolate Czekolada Gorzka 70 % Peru Maranon to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Peru, z regionu rzeki Marañón; mikropartia / edycja limitowana 2024.

Po otwarciu poczułam soczysty zapach owoców, w dużej mierze cytrusów z limonką na prowadzeniu, mieszających się z papryczką chili, acz jakby pozbawioną sporej części ostrości, i anyżem. Ten przechodził w nieco ziołowe tony naparów o lekko cierpkim charakterze. Soczysty wachlarz zaprezentował mi także średnio dojrzałe brzoskwinie i mieszankę truskawek z malinami i fioletowym, słodkim agrestem. Daleko w tle za owocami zaznaczyła się kwaskawa... śmietankowość? jogurt? 

Do przełamania musiałam użyć sporo siły, bo tabliczka była bardzo twarda i trzaskająca niczym skała.
W ustach rozpływała się raczej wolno, zachowując zbitość. Była kremowa, lekko lepko-mazista i średnio tłusta, a w pewnej chwili wydała mi się nieco śliskawa. Zaczynała od dodania do tego drobnej soczystości, a potem ta napływała fala po fali, aż końcowo zrobiło się bardzo soczyście, choć wciąż kremowo-lepkawo.

W smaku pierwsza przywitała mnie słodycz, w którą wpisały się soczyste brzoskwinie. Za nimi przemknęła lekka, waniliowa nuta.

Wanilia nagle ukryła się w delikatnych, drobnych kwiatach... kwiatach z herbaty, naparu? Pomyślałam o białej herbacie, acz mocno dosłodzonej. Słodycz rosła, lecz w dużej mierze przybrała owocowy ton. Do głowy przyszła mi bardzo słodka konfitura z czerwonych owoców - wiśni? Acz to była nuta marginalna.

Brzoskwinie przedstawiły się jako soczyste, ale średnio dojrzałe. Były więc słodkie, a jednocześnie wciąż leciutko kwaskawe. Wyobraziłam sobie krojenie brzoskwini i rozciskanie jej widelcem, by następnie dodać do jogurtu. Kwasek owocom podszepnął bowiem lekką jogurtowość.

Pojawiła się subtelnie palona gorzkość. Rosła leniwie, kierując myśli ku drzewom i ziemi. Ziemi... z zadbanego, tylko co wypielonego ogródka? Gorzkości nie brakowało odwagi, ale nie starała się też rządzić. Wydawała się trochę leniwa.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyraźniej błysnęła nutka bardzo dojrzałych wiśni. Zahaczyły o jakąś słodko-ciężkawą konfiturę / mus wiśniowy do herbaty / naparu, acz potem na moment przeszły na świeższy tor, serwując odrobinkę kwasku i cierpkości. Już po chwili doskoczyły do nich słodsze maliny i truskawki. A zaraz jeszcze agrest fioletowy. Zrobiło się jeszcze bardziej słodko, ale w taki lekki sposób - jakby cieszyć się tymi owocami prosto z ogrodowych krzaczków. 

Krzaczki jednak z czasem zmieniły się w zioła i... do głowy przyszło mi lekko ziołowo-ziemiste wino czerwone. Znać dały o sobie papryczki chili, ale jakby pozbawione ostrości. Zioła przystały na rześkość, nawet kwasek, ale wraz z chili zapewniły też ciepło... Ciepło, naśladujące ciepło słońca?

Pomyślałam o trawie cytrusowej, która w owocowej toni obudziła jeszcze limonkę i... inne cytrusy? Marakuję? Tak, cierpkawą marakuję. Acz może jako jogurt w wariancie brzoskwinia & marakuja? Kwaśność ogólna jednak i tak nie była wysoka. Choć i tak z kolei same brzoskwinie wydały mi się bardziej słodkie. Znów wystąpiły w towarzystwie jogurtu, acz raczej jogurtowo-owocowego deseru z odrobiną wanilii, jedzonego w ogródku.

Czerwona mieszanka wiśni, malin i truskawek zaś stała się przesłodzoną konfiturą czy jakąś owocową masą dodawaną do herbat / naparów.

Po zjedzeniu został posmak słodkich owoców, ze wspomnieniem cierpkawego kwasku: limonki z brzoskwiniami oraz niejednoznacznych czerwonych owoców z echem agrestu fioletowego. Czułam drobną ziemistość i odrobinkę cierpkich, zaparzonych ziół, mieszających się w harmonii i z rześkością owoców, i ciepłem... ciepłem słońca? Przyprawy raczej się schowały.

Czekolada bardzo mi smakowała ze względu na to, jak rześko i soczyście wyszła. Gorzkość była niska, ale miała przyjemny charakter ziemiście-ziołowy, pasujący doskonale do owoców: brzoskwiń mieszających się z limonką, truskawek, malin z wiśniami i agrestem. Do nich dolatywał a to jogurt, a to wino. Ogół był słodki, ale głównie owocowo (wanilia, kwiaty pojawiały się epizodycznie). Kompozycja zapewniła kwasek, ale o uroczym wydźwięku. I wszystko to miało beztroski urok lata w ogródku. Smak chili z wyciętą ostrością się dopasował jako ciepło.

Przypomniała mi się Prime Chocolate Peru Maranon 70 % o nutach owocowych syropów, kwiatów i konfitur z mnóstwem owoców: truskawek, malin, limonki i cytryny, która jednak poszła w o wiele słodszym kierunku za sprawą karmelu, miodu i wypieków. Także była bardzo soczysta, ale kwaśna średnio. 

La Naya Peru Maranon 75% Cacao Limited Edition Dark Chocolate zapewniła nuty wina, wiśni, granata, ale choć nie taka bardzo za słodka, to o niepasującej, nadto cukrowej słodyczy, przez co miała kompletnie inny charakter i od dziś opisywanej, i od wspomnianej Prime.

Beskid zaprezentował się najlepiej, choć nie pogardziłabym wyższą gorzkością, a jednak nieco niższą słodyczą. Wszechobecna soczystość zaś mogła zdecydować się na porządniejszą kwaśność, ale i tak kompozycja mnie zachwyciła!


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (przez maila)
cena: 20 zł (za 40 g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.