Szpiglasowy Wierch stał się moją nemesis. To jedyna góra, na którą mimo że wybierałam się 3 razy, nie weszłam. Bardzo mi zależało na zdobyciu go, bo podejście w internecie wyglądało ciekawie, a sam szczyt i widoki... no, już w ogóle przewspaniałe, wiadomo. Mimo że po powrocie w góry obrałam sobie system jeżdżenia co 2 tygodnie, wpadła nadprogramowa wycieczka w Beskidy, nie mogłam przestać myśleć o Tatrach i gdy tylko zobaczyłam dobre prognozy pogody, uznałam, że jadę. Tym razem nie chciało mi się myśleć nad kompletowaniem czekolad - i tak na podejściu na Szpiglasowy chyba wszystkie dogodniejsze scenerie już mam zaliczone, więc wzięłam jedną wielką, która trafiła do mnie trochę przypadkiem. Kupiłam bowiem taką samą, ale z orzechami laskowymi, lecz okazało się, że jednak nie mają jej i mieć nie będą, więc już nie chciało mi się odsyłać. Kupiłam ją jeszcze przed serią porażek. Po nich próbowałam samą siebie przekonywać, że może linia premium faktycznie choć trochę lepiej wyjdzie od Lindt Les Grandes 34 % Haselnusse Feinherb, Lindt Excellence Crispy Wafer Dark czy Lindt Excellence Crispy Wafer and Caramel Dark - choć zawartość kakao nie sugerowała niczego znacznie lepszego.
Minęłam Dolinę Pięciu Stawów, poszłam szlakiem niebieskim i odbiłam w żółty na Szpiglasową Przełęcz - to już mogłabym pokonać z zamkniętymi oczami. Na krętej drodze obserwowałam niebo z zainteresowaniem - czyżby widoczność zapowiadała się dobra? Łańcuchy w zasadzie się nie przydawały, krótka wspinaczka przy nich była fajniejsza bez nich. Od przełęczy dzieliły mnie już tylko minuty... Pokonałam je i oto Szpiglasowy Wierch był mój! Wspaniały szczyt. Bez tabliczki, ale charakterystyczny. A widoki... ach! Nie wiem, czy Lindt zasłużył sobie na takie tło, ale niech już mu będzie.
Lindt Swiss Premium Chocolate Dark Almond / Negro Y Almendras / Fondente Mandrole to ciemna czekolada o zawartości 49% kakao z prażonymi migdałami.
Po otwarciu zagrzmiała wysoka słodycz cukru, dosłownie jakbym wąchała cukierniczkę, mieszającego się z waniliną, podrzucającą ogółowi trochę tani wydźwięk. Słodka czekolada przywodziła na myśl raczej kakaowo-czekoladowy budyń, zahaczający o plastik, ale na szczęście migdały nie miały problemu z przebiciem się. Wraz ze słodyczą dominowały nad lekką palono-drzewną cierpkością. Zapach wyszedł trochę duszenie.
Spód dał do zrozumienia, że migdałów dodano średnią ilość, a przekrój to potwierdził. Tabliczka w dotyku wydała mi się tłustawo-polewowa, acz przy łamaniu dała się poznać jako twarda i trzaskająca. Dało się też usłyszeć bardziej chrupko-kruche trzaski migdałów. Niektóre migdały łamały się wraz z czekoladą, inne zostawały w którejś z części. Dodano głównie całe, ale też pojedyncze połówki i trochę różnej wielkości kawałki. Trafiały się kęsy i kilka całych kostek w ogóle pozbawionych migdałów.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym. Początkowo jakby chciała stawiać opór, ale potem coraz łatwiej. Była zbita, a jednocześnie mazista. Czuć w niej gładką maślaną tłustość, lecz znikała bez gęstości. Chwilami wydawała się wręcz śliskawa, acz końcowo odnotowałam marginalną pylistość. Migdały odsłaniała powoli po dłuższej chwili. Skórki z wielu z nich oddzielały się. Trafiłam też na dwie-trzy samodzielne skórki.
Tylko nieliczne migdały raz po raz nadgryzałam obok czekolady - wolałam zostawiać je na koniec.
Migdały gryzione na koniec okazały się krucho-chrupkie. Zwłaszcza całe były twarde w pozytywnym sensie; połówki i kawałki jawiły się jako delikatniejsze. Większość pokrywały skórki, które z czasem łatwo z migdałów schodziły.
W smaku pierwsza przywitała mnie silna słodycz, w którą wkradło się tanie echo. Do głowy przyszła mi cukierniczka, budująca duszny klimat. Zaraz umocniła go delikatna, sztucznawa wanilina. Może i coś bardziej niby waniliowego mi przemknęło?
W oddali rozeszła się nieśmiała cierpkość. Jakby chciała rozwinąć się w kierunku gorzkim, ale coś jej nie pozwoliło. Palono-drzewna nutka ostrożnie zbliżyła się jedynie do gorzkawego poziomu.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czasem zaznaczało się echo migdałów - raczej w przypadku kęsów z migdałami, bo tak to sama baza nimi nie przesiąkła. Smak migdałów niby lekko rozchodził się wraz z ich wyłanianiem się, ale czasem i tak wydawał się prawie wyobrażeniowy.
Gorzkawość jeszcze złagodniała, jednak trzymała się. W wątpliwość podała ją... Mleczność? Ledwo uchwytna, ale obecna. Zmieszała się ze słodyczą i nawet jakby trochę próbowała ją uprzyjemnić. Pomyślałam o bardzo słodkim mleku kakaowo-czekoladowo-migdałowym.
Gdy nadgryzałam migdały obok czekolady, zaskakująco dobrze je czuć. W sumie tonowały słodycz, acz tanie echo i tak czuć.
Niezależnie od migdałów, w przesłodzonej, kakałkowej toni odnotowałam nawet lekką soczystość. Niestety podkręciła też słodycz. Tu wyłamała się dosadna już wanilina i... ledwo uchwytny orzechowo-migdałowy akcent takowego aromatu? Przyszedł mi do głowy kakaowo - czekoladowy budyń, który do kompozycji wpuścił maślaność.
Cukier też na wiele sobie pozwolił przy tej niskiej gorzkości i łagodnieniu. Drapał w gardle, niezależnie od sposobu, jaki obrałam na migdały. Czekolada zerkała ku ciężko słodkiemu plastikowi, ale kakao walczyło.
Sama w sobie wyszła mocno... bazowo i średnio, że poziom jej słodyczy i znikoma gorzkość szybko by bardzo zmęczyła. Gdyby nie migdały.
Gryzione migdały, połówki i kawałki miały intensywny smak. Były naturalnie słodkie i bardzo delikatnie podprażone. Czuć ich neutralniejsze (ale nie gorzkie!) skórki wyraźnie, acz nie nachalnie.
W posmaku została cukrowość z waniliną i lekka cierpkość, z której migdały wydobył drzewny charakter. Czułam oczywiście też same, wyraziste minimalnie prażone migdały, ratujące sytuację, a w tle... Jakby taniawe mleko lub budyń kakaowy?
Mam problem z podsumowaniem tej czekolady, bo z jednej strony się sprawdziła - była w porządku czekoladą z migdałami w góry, ale z drugiej przy tym, jak Lindt się tak ceni, wyszła dość taniawo. Gdyby kosztowała adekwatnie (o połowę mniej? tak 5-6 zł / 100g?), no to ok - migdały robotę robiły i miałby minimum 7 bez trudu. Jednocześnie przy tak słodkiej, nie za ciekawej i za mało gorzkiej bazie, przydałoby się ich więcej, bo w kęsach bez migdałów na jaw wychodziły wady. Czekolada przedstawiła się jako uniwersalna, bo choć czuć w niej cierpkawe kakao, pojawiła się także mleczna nuta, kierująca myśli ku kakaowemu budyniowi. Nie miałam jednak poczucia, że jem mleczną czekoladę, co mi odpowiadało. Szkoda tylko jeszcze, że musieli dodać aromaty, kierujące ogół ku plastikowi (choć też nie było jeszcze tak źle). W górach mi pasowała, potem resztę też jakoś dojadłam.
Wyszła gorzej Kaufland Classic Fein Herbe Mandel Schokolade, ale przynajmniej baza była smaczniejsza niż np. Lindt Les Grandes 34 % Haselnusse Feinherb.
ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 29,99 zł (za 300g)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały (15%), tłuszcz kakaowy, masło klarowane, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.