Allo Simonne... Chciałam napisać, że brzmiało znajomo, ale w zasadzie złapałam się, że niekoniecznie. Bardziej kojarzyłam na oko - logo? Marka z niczym mi się jednak nie kojarzyła, więc i pewnie dlatego zwróciłam na nią uwagę, gdy zamawiałam. Lubię w końcu poznawać te, o których istnieniu nie wiedziałam. Jak przeczytałam w internecie, jest to firma z Kanady, z Montrealu dokładniej, a tę tabliczkę zrobili z delikatnie prażonych ziaren, bo chcieli wyeksponować ich delikatność. Acz biorąc pod uwagę, że rezerwat Zorzal czasem określa się jako sanktuarium flory i fauny i mając już pewnie doświadczenie, spodziewałam się bogatego bukietu. Właśnie z Zorzal bardziej kojarzy mi się bogactwo nut niż jakaś szczególną łagodność. Hm. Do zweryfikowania!
Allo Simonne Chocolat Noir Zorzal 70 / 70% Zorzal Dominican Republic Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Republiki Dominikany, z regionu Reserva Zorzal.
Po otwarciu przywitał mnie lekko palony, ale palony wyraźnie cukier, w zasadzie karmel, kontrastowo stojący obok delikatnych, białych kwiatów oraz mieszanki czerwonych słodko-cierpkawych owoców: jakby czerwonych borówek, porzeczek oraz truskawek. Wyszły świeżo, co podkreślały kwiaty oraz pod co podłączył się akcent wilgotnej ziemi. Pomyślałam też o ziemistej herbacie i naparze. Ziół ogólnie czułam sporo. Przełożyły się na poważniejszo-wytrawniejszy wydźwięk. Najpierw przemknął mi rozmaryn, acz nie byłam go zbyt pewna. Jałowca i gałki muszkatołowej już owszem.
Niezbyt ciemna, twarda tabliczka trzaskała głośno, jakby była pełna. Przy łamaniu trochę się kruszyła. Dotyk sugerował suchość i pylistość, ale i kremowości nie mogłam jej odmówić.
W ustach rozpływała się średnio wolno i właśnie kremowo. Kształt zachowywała długo, z tym że miękła, kojarząc się z maślano-śmietankowym kremem "ganache", który... podpieczono? Którym np. nadziano ciasto i który wypłynął. Było to zwięzło-tłuste, a jednocześnie złudnie suchawe i... mimo gładkości, czułam jakby skrytą pylistą suchawość. Z czasem pojawiła się też lekka soczystość z echem wody, ale podległa tej złudnie pylistej kremowości.
W smaku pierwsza przemknęła słodycz - powiedziałabym, że raczej prosta, wręcz jakby zwykłego cukru... No, może trochę palonego, ale jeszcze nie karmelu. Odnotowałam rześkość, a że słodycz rosła, do głowy przyszedł mi bardzo, niemal czysto słodki jasny miód. Taki prawdziwie kwiatowo wielokwiatowy.
Rześkość przedstawiła się jako świeże owoce. Opozycyjnie do słodyczy, zaserwowały trochę soczystej cierpkości. Przewodziły czerwone porzeczki, czerwone borówki i inne jakby leśne czerwone, acz trudniejsze do nazwania; bardziej rozmyte. Do głowy przyszło mi coś cierpko-słodkiego podobnego do wiśni, ale nie wiśnia... żurawina?
Owoce przemieszały się w jedno ze słodyczą, obfitując w mocno truskawkowy motyw.
Cierpkość w tle zmieniła więc wydźwięk z owocowej na bardziej ziołowo-przyprawowy. Czyżby przemknął mi rozmaryn? Coś świeżo goryczkowatego... Do głowy przyszła mi jeszcze gałka muszkatołowa i jałowiec.
Ogólna słodycz miała wysokie aspiracje, ale aż tak bardzo wysoka nie była. Trzymała się raczej średnio-wysokiego poziomu. Cukrowo-karmelowo-miodowo coraz bardziej podporządkowywał się truskawkom i suszonej żurawinie, choć potrafiła zasugerować, że zaraz może zaznaczyć się w gardle.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa jednak owocowa słodycz zrobiła trochę miejsca kwaśności. Wśród truskawek zaczęły pojawiać się kwaśniejsze sztuki, a żurawina i czerwone porzeczki, acz jakby pozbawione kwasku, wzrosły na znaczeniu. Z rozmywającej się, czerwono owocowej toni wyszły odważniejsze owoce dzikiej róży. Cierpkość z przypraw i ziół wróciła do owoców.
Wtedy właśnie przyprawy o goryczkowato-cierpkim charakterze zatonęły w ziołach. Te wsparła odrobina wilgotnej ziemi, a ja pomyślałam o ziołach świeższych, ale nie zupełnie świeżych, a zaparzonych na... napar? Zaplątała się przy nich kwiatowa nuta.
Polała się herbata, tuż obok ziołowego naparu. Herbata czarna, a dosłodzona miodem. Było bowiem słodko, a miodowemu akcentowi spodobały się herbaciane realia. Zaraz pomyślałam jeszcze o herbacie z nutką dzikiej róży: gorzkawej, ale nie siekierowej i z lekkim kwaskiem, choć też słodzonej kwiatowym miodem.
Posłodzona herbata wydobyła końcowo z cukru bardziej palony motyw i wszystko zakończył już wyraźnie palony karmel. Gorzkość niemal zniknęła, zrobiło się wręcz maślano, a jednak ziołowy napar i miód pokusiły się aż o pikantnawy efekt na języku.
Po zjedzeniu został posmak truskawek i dzikiej róży, może i innych czerwonych owoców, ale znacznie mniej oczywistych oraz ni herbaty czarnej, ni ziołowego naparu. A może ich mieszaniny? Czuć w nich lekką pikanterię, osiadłą na języku. Na pewno była to jednak herbata czy napar dość łagodny. Lekko gorzkawy, ostrawy, ale łagodny.
Czekolada mi smakowała, jednak żałuję, że czasami słodycz wychodziła tak prosto i tak jakby przed szereg. Trochę cukrowa, mało karmelowa, a dopiero z czasem nabierająca karmelowego wydźwięku słodycz i jasny miód na szczęście nie była jedyną słodyczą w kompozycji. Słodkie truskawki i żurawina osładzające porzeczki i dziką różę, jakieś różne niejasne czerwone owoce odebrałam już znacznie lepiej. Część słodyczy mi się podobała, ale ogólnie było jej za dużo. Do tych owoców pasowałby silniejszy kwasek, a ten jakoś się nie rozwinął. Akcent ziemi, przyprawo-zioła, a w końcu ziołowy napar i czarna herbata to wątek przewspaniały i jak dla mnie, mógłby sobie pozwolić na mocarność. Bo, choć wyraźny, starał się mieć łagodniejszy, spokojniejszy wydźwięk. I tak, twórcy co sobie założyli, to osiągnęli. A ja dzięki temu złapałam jakieś rozeznanie w celach, dążeniach marki.
ocena: 8/10
kupiłam: chocolateseekers.com
cena: £8.95 (za 56g; około 45 zł)
kaloryczność: 607 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakaowe, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.