poniedziałek, 1 grudnia 2025

Beskid Chocolate Nikaragua O'Payo Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Nikaragui

Planując tydzień, ułożyłam degustację dziś przedstawianej czekolady dokładnie po Sopocka Manufaktura Czekolady Okrągła Sopocka Czekolada Rzemieślnicza Ciemna 70 % Trinitario/Criollo Nicaragua O'Payo. Bardzo cieszyłam się z możliwości takiego porównania. Raz że po prostu porównania są fajne, ale dwa: bardzo owocowe nikaraguańskie kakao ma tyle do zaoferowania, że nigdy nie mam go dość. Największy las deszczowy Ameryki Środkowej przecież przekłada się na takie bogactwo nut! Beskid użył kakao z chronionych terenów rezerwatu biosfery Bosawás w północnej Nikaragui, od kooperatywy około 150 lokalnych rolników, wspierających zrównoważony rozwój. Zawsze będę to powtarzać! Uwielbiam marki, które wspierają małych producentów kakao, a tym samym ochronę ekosystemów poszczególnych regionów.


Beskid Chocolate Nikaragua O'Payo Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao
to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao O’Payo z Nikaragui, z regionu rezerwatu Bosawas. 

Po otwarciu poczułam złożony, słodko-soczysty bukiet owoców: brzoskwinie, morele i banany reprezentowały mocno owocowy, ale jednak mleczny koktajl i lody obłędnie owocowe, choć zrobione na mleku i śmietance. Obok pojawiła się prażono-palona nuta bliska ziarnom kawy, choć nie jednoznacznie kawa, a także jakby cierpkawe, suche liście herbaciane. Odpowiadały za szlachetną goryczkę. Wszystko wieńczyły wyraziste, prażone pistacje o naturalnie słodkawym charakterze, który podkreśliła odrobinka karmelu i bardziej rześkiego (?) miodu. Rześkiego... chyba ze względu na owocową naturę kompozycji.

Tabliczka była twarda i przy łamaniu trzaskała w krucho-chrupki, średnio głośny sposób. 
W ustach rozpływała się powoli i kremowo. Była średnio tłusta i zwarto-budyniowa, a jednocześnie soczysta. Z czasem przewijała się w niej lekka pylistość, która jeszcze osłabiała poczucie tłustości i kierowała uwagę na jakby suchawo-cierpkawe zakończenie.

W smaku przywitała mnie słodycz karmelu. Była dość intensywna i średnio wysoka już na starcie, po czym jeszcze trochę rosła.

Wzmocniły ją słodkie owoce, z którymi po chwili częściowo zaczęła się mieszać. Pierwsze do głowy przyszły mi banany, ale były w zasadzie tylko składową złożonej, słodkiej i soczystej mieszanki. W istocie pełnej brzoskwiń, moreli i innych owoców. W głowie miałam takie w żółto-pomarańczowych barwach, owoce lata i egzotyczne.

Karmel na zasadzie kontrastu trwał też obok owoców; nie cały się przemieszał. Pokierował uwagę na palony wątek, a w konsekwencji i wytrawność.

Odnotowałam odrobinę drzew, a poprzez właśnie palono-prażony motyw wkroczyła gorzkość. Przemknęła lekka cierpkość... intensywnych, suszonych herbacianych liści. Niosły za sobą ciepło, choć to jeszcze nie o naparze mowa.

Słodkie owoce wzbogaciły się o trochę malin. Tak oto banany, brzoskwinie i morele z malinami ułożyły się w mleczno-owocowy koktajl. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zawitała lekka mleczność, śmietankowe echo, próbujące powstrzymać gorzkość i słodycz. Słodycz osiągnąwszy średnio-wysoki poziom, przestała już rosnąć.

W owocach pojawił się wtedy kwasek - to maliny raz po raz pokazywały się z kwaśniejszej strony.

Jednocześnie herbata zmieniła się z suchych liści w herbatę zaparzoną. Czarną i charakterną, ale właśnie ze wspomnianym już mlekiem. To jednak nie utrzymało się za długo i po paru chwilach została sama czarna herbata.

Wraz z ciepłem, jakie bije od zaparzonych już liści. W ciepło to wskoczyły... prażone pistacje o naturalnie słodkim smaku. Były zaskakująco jednoznaczne. Acz zaplątała się przy nich drobna goryczka. Przywołały motyw... kawowego czy raczej kawowo-pistacjowego ciasta murzynko-brownie, podanego do filiżanki herbaty.

Do owoców zawitała rześkość, trochę hamująca kwaśne zapędy malin. Wyobraziłam sobie melona - galia? - o zachowawczej słodyczy. Słodycz na moment się cofnęła... By ruszyć z nową siłą. Owoce żółte ożywiły się i zaserwowały więcej kwasku. Kwaskawe maliny zmotywowały brzoskwinie, ananasa i coś innego, egzotycznego, ale trudnego do uchwycenia.

Soczyście-słodkie, kwaskawe owoce wzbogaciły się nawet o cierpkość... dzikiej róży? Lub czegoś do niej podobnego, ale bardziej egzotycznego, pozbawionego jednak cierpkości i znacząco osłodzonego. Do głowy przyszedł mi dżem z dzikiej róży i pomarańczy z lekkim, charakternym kwaskiem.

Słodycz karmelowa też nie pozostała bierna. Pistacje okazały się karmelizowane, może... karmelizowane w miodzie? Takim lekko drzewnym, a jednocześnie rześko-soczystym ze względu na owoce (dlatego pomyślałam o miodzie dzikim z lasu tropikalnego czy coś). Palona słodycz końcowo zawiązała sojusz z goryczką.

Po zjedzeniu został posmak ciemnej herbaty, w zasadzie herbacianych liści, a także mnóstwa owoców. Aż trudno było połapać wszystkie żółto-pomarańczowe egzotyczne, ale na pewno czułam brzoskwinie i morele, trochę ananasa i melonów, banany, zwieńczone malinami i chyba pomarańczą.

Czekolada mnie zachwyciła. Może była znacząco - ale nie przesadnie - słodka, niezbyt gorzka i średnio kwaśna, ale... cudownie obrazowa. Niby z łagodniejszymi epizodami, ale jakże interesującymi. Były w końcu też i charakterne, niezwykle jednoznaczne momenty. Herbaciane liście, prażone pistacje i ciasto kawowo-pistacjowe, koktajl mleczno-owocowy i ogrom egzotycznych owoców, w których kwaśność wprowadziły maliny przełożyły się na wielopłaszczyznową kompozycję. A przecież jeszcze nie wymieniłam wielu owoców! Brzoskwinie, morele, banany, melony, ananasy - a to i tak tylko część, bo niektórych nie umiałam dookreślić. Na pewno były bardzo, bardzo soczyste. 


ocena: 10/10
kupiłam: Beskid Chocolate
cena: 20,30 zł (za 70 g; dostałam rabat)
kaloryczność: 505 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.