poniedziałek, 15 grudnia 2025

Beskid Chocolate Wild Willy Suszona Wołowina Żurawina Czekolada Mleczna 42 % Kakao z suszoną wołowiną marynowaną w żurawinie z przyprawami

Odkąd pamiętam, mięsny ze mnie typ, jednak mięso robione na słodko (w glazurach, sosach, z np. śliwką) jakoś do mnie nie przemawia. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy spróbowałam amerykańskich czekolad z suszonym mięsem, te chwyciły. Nie tak, bym miała często wracać, ale doceniam. Gdy więc Beskid wprowadził nowości, stworzone w ramach współpracy z firmą Wild Willy zainteresowałam się. Nie tak jednak, by kupić, a by napisać do Wild Willy z pytaniem o współpracę. Jak łatwo się domyślić po tym wpisie, odpowiedź była pozytywna, za co jestem ogromnie wdzięczna.
O marce Wild Willy w zasadzie prawie nic nie wiem, oprócz tego, że zajmują się produkcją naturalnego suszonego mięsa. Nazwa i logo przedstawiają ich bohatera-maskotkę, Dzikiego Willy'ego, ale nigdzie nie znalazłam, skąd pomysł na imię i całego tego woła.
Postanowiłam zacząć od słodszej opcji. Zaciekawiłam się nią, bo pomyślałam, że połączenie żurawiny i wołowiny jest ciekawe (mimo że nie lubię łączyć mięsa z owocami - wszak w czekoladzie to zupełnie co innego). Opis jednak wyjaśnił, że chodzi o suszoną wołowinę marynowaną w sosie żurawinowym. 
Za czekoladę zabrałam się na Vasilovskiej Hali, która mijałam w drodze na Mincol. Wiedziałam, że szczyt jest zalesiony, a z hali miałam całkiem ładne widoki. I... W sumie hala, na wypas krów, jako tako pasuje, prawda?


Beskid Chocolate Wild Willy Suszona Wołowina Żurawina Czekolada Mleczna 42% Kakao to mleczna czekolada o zawartości 42 % kakao (blend) z suszoną wołowiną marynowaną w żurawinie i przyprawach, wyprodukowana we współpracy z Wild Willy.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach tłustego, naturalnego mleka, mieszającego się kontrastowo z wędzono-wytrawnym motywem... W pierwszej chwili powiedziałabym, że sera żółtego, ale nie tylko. Mięso w słonej, przyprawionej otoczce nie wyrywało się bowiem naprzód, a spokojnie przeplatało całość. Niby nie było oczywiste, lecz w sumie łatwo rozpoznać suszoną wołowinę. W tle doszukałam się jeszcze drobnej, nieokreślonej soczystości. Chyba czerwonych owoców, ale za nic bym się nie założyła!

Na spodzie jak się przyjrzeć, dostrzec można było przebijające się ciemne kawałki - tak jednak delikatnie, że telefon nie chciał tego uchwycić.
Tabliczka w dotyku wydawała mi się dość tłusta i potencjalnie kremowa.
Przy łamaniu sprawiała wrażenie kruchej i konkretnej. Trzaskała lekko, bardziej pykała. W przekroju widać trochę małych kawałeczków suszonego mięsa.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim. Była tłusta w maślano-pełno mleczny sposób, a także bardzo kremowa. Okazała się bazowo niemal idealnie gładka. Oczywiście oprócz kawałków dodatku. W zasadzie nie dało się zrobić kęsa, by nie trafić na jakiś kawałeczek beef jerky.
Z czekoladowej, miękkawej mazi po pewnym czasie zaczęły wyłaniać się drobinki i małe kawałki twardego, suszonego mięsa. Przy nim znalazło się też trochę pieprzu.
Kawałki wołowiny gryzione wcześniej obok czekolady były bardzo twarde, te większe niemal kamienie i twardo-chrupiące. Za to drobnica potrafiła czasem bardziej chrupko trzeszczeć. 
Ja wolałam jednak gryźć dodatki na koniec, gdy czekolada zniknęła, a mięso zdążyło nieco nasiąknąć. 
Gryzione na koniec kawałki wciąż były twarde, ale pod naciskiem zębów jako tako miękły (ale nigdy nie miękły tak zupełnie), przedstawiając się z lekko żujnej strony. Były suche, jak to porządne beef jerky, nie gumowe. Mniejsze trochę trzeszczały w nieokreślony sposób, a co większe, były wyraźnie suszono mięsne.
Raz po raz zdarzało się, że na kawałeczkach trafił się zmielony, ale jednak sporawy kawałek pieprzu, który głośno chrupnął.

W smaku to, co czułam najpierw wiązało się trochę z tym, jak dużo mięsa trafiło się akurat w kęsie. Przeważnie dość sporo, więc ogólnie można rzec, że występ zaczynało mięso, choć nie tak jednoznaczne, a bardziej trochę... zawoalowane?
Czasem na równych prawach rozbrzmiewało mięso z pełnym, niemal śmietanowym mlekiem.

Mięsu wtórował ciężkawy, wędzony, wytrawny motyw. Podążało za nim lekko gorzkawe, palone kakao. Przyprawy też się odezwały, ale zajęły miejsce w oddali.

Z małym opóźnieniem polało się mleczne tsunami i słodycz. Zrobiła aluzję do karmelu - chyba przez wędzono-palone nuty. Znacząco rosła, pomagając sobie kontrastem.

Dość szybko z czekolady wyłaniały się kawałki beef jerky i wtedy pojawiał się motyw karmelizowanych skwarek wołowych, a następnie wyraźnie nienachalnie przyprawionej suszonej wołowiny. Czuć wytrawność, echo sosu sojowego, ale nie silną słoność. Na sekundę czy dwie wydobywały lekko gorzkawy motyw kakao.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa chyba na zasadzie kontrastu, obok mięsnej nuty, mleko jeszcze się umocniło. Było to mleko pełne, trochę przechodzące w mocno mleczny, podwędzany ser żółty.

Ser, który zdradzał soczystość. Czasem trudno jednak było uchwycić jakiś konkretny owoc. Im więcej wyłaniało się kawałków, tym ta soczystość była silniejsza. Z rzadka można pokusić się o wskazanie żurawiny, jakiś czerwonych owoców (ale znów - za nic bym się nie założyła).

Wszystko tu jawiło się jako dziwnie harmonijne w swej kontrastowości.

Gdy na próbę raz czy dwa pogryzłam mięso obok czekolady, smakowało bardziej pieprznie, słono, a jakoś mniej mięśnie. Czekoladowa baza wtedy traciła, bo zwyczajnie wydawała się przygłuszona przyprawami z mięsa. 

W większości kęsów, ale nie w każdym, z czasem przewijał się krowi, taki zwierzęcy motyw. Przed oczami miałam... Krowy, zwierzaki i nasiąknięte tym zapachem mleko ze wsi. I domowe, odymione beef jerky?

Końcowo czekolada wydawała się mleczna do granic możliwości, a także ryzykownie słodka w prostszy sposób. Słodycz potrafiła się nawet zaznaczyć w gardle, jednak w żaden sposób nie męczyła.

Mięso gryzione na koniec wyraźnie smakowało suszoną wołowiną, którą lekko przyprawiono. Niektóre kawałki mocniej, inne słabiej. Lekka słoność przeplatała się z ciężkawym pieprzem. A czasem mocniej zaakcentowała się soczystość - powiedziałabym, że raczej po prostu wołowa, ale skład sugeruje, że niekoniecznie. W przypadku nielicznych większych kawałeczków czułam nutkę żurawinową. Czasem za to bez wątpienia czarny pieprz wyłaniał się mocniej. 

Po zjedzeniu został posmak aż zaskakująco mocno, mleczny i mięsny. Czuć suszoną wołowinę z dosadnym echem pieprzu i sosu sojowego, w które wpisała się lekka goryczka kakao.

Tabliczka była smaczna i ciekawa, ale nie jakoś szczególnie porywająca. Nie dorównała np. Wild Ophelia 41 % Milk Chocolate with Beef Jerky Alderwood Smoked Salt.
Niecodzienna i zaskakująco harmonijna. Sama baza wyszła cudownie mleczne, lekko gorzko i znacząco słodko - szkoda, że w zwykły, nie głęboki sposób. Baza świetnie pasowała do dodatku. Do tego mam jednak parę zastrzeżeń. Szkoda, że tak podrobili mięso - większe kawałki pełne smaku prezentowały się znacznie lepiej niż większość, która stanowiła drobnica. W jej przypadku mięsność nie była tak dosadna. Żurawina się zatraciła - pewnie dlatego, że wystąpiła tylko w postaci sosu, w którym marynowano wołowinę. A tak coś czuję, że gdyby dodano żurawinę w kawałkach, kompozycja mogłaby zrobić furorę.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od wildwilly.pl
cena: 28 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, ziarno kakao, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, suszona wołowina 5% (mięso wołowe: szynka ligawa; bezglutenowy sos sojowy: woda, nasiona soi, sól, ocet spirytusowy; żurawina suszona: żurawina, cukier, olej roślinny; ocet jabłkowy, sok z cytryny, przyprawy), emulgator: lecytyna sojowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.