niedziela, 9 grudnia 2018

J.D.Gross Ekwador 70 % z nadzieniem malinowym ciemna z Ekwadoru z malinami

Ostatnio przy półkach z czekoladami w marketach (a to w Lidlu, a to w Tesco) pomyślałam, że szkoda, że J.D.Gross nie dubluje smaków z serii Lindt Excellence. Wolę Grossy, bo smaczniejsze, mają więcej kakao, a mniej tłuszczu, ale niestety ich oferta jest uboga. Jako że załapałam się na krótko będącą w sklepach limitkę z truskawkami, a jakiś czas później w przypływie ochoty na czekoladowe zasłodzenio-zatłuszczenie czekoladą z truskawkami (Wedel nie usatysfakcjonował, bo był słodkim zatłuszczeniem w bardzo złym stylu) kupiłam nowość Lindta, uznałam, że otworzę je jakoś w krótkim odstępie czasu, ażeby porównać. W dniu sesji zdjęciowej zauważyłam jednak, że coś atrakcyjniejszego, bo z większą zawartością kakao, a też z czerwonym owocem ma krótszą datę. I tak oto czekolada z malinami wlazła tu bez kolejki.

J.D. Gross Ekwador 70 % z nadzieniem malinowym to ciemna ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Arriba z Ekwadoru z okolic regionu Los Rios z kawałkami nadzienia malinowego, które stanowią 6% tabliczki.

Już w chwili rozchylania sreberka poczułam zniewalająco smakowitą woń słodkich malin: zarówno świeżych, jak i takich dżemikowato-konfiturowych - słodziuteńkich!
Całość jednak nie miała jedynie słodkiego wydźwięku, bo palono-kawowa, gorzkawa baza bardzo wyraźnie zaznaczyła swoją obecność.

Twarda tabliczka ładnie trzaskała ujawniając dość ubogi w maliny, gładki przekrój. Miałam nadzieję, że nie zostałam w maliny wpuszczona i jednak coś tu znajdę, więc zrobiłam pierwszy kęs.
Czekolada rozpływała się powoli, ale nie w sposób męczący. Nie była nazbyt tłusta, lecz wydała mi się gładko-tłustawa i "idąca w smugi". Jedynie pod koniec pozostawiała leciutkie poczucie suchawości, choć nie wysuszała. Leniwie odsłaniała średniej wielkości kawałki malinowe, które okazały się klejącymi, gęstymi i miękkimi soczystymi żelkami. W sumie... postrzegam je bardziej jako żelko-przecier. Nie były gładkie, za sprawą czego silniejsze było poczucie naturalności i scukrzenia. Rozpuszczały się wolniej od czekolady, trochę soczyście. Ja część rozpuszczałam (te bardzo pomniejszone zostawały chwilę po czekoladzie), część podgryzałam i "podsysałam" obok czekolady. Nie było w nich ani jednej pestki, co mnie kupiło.
Jasne stało się dziwne sformułowanie - kawałki nadzienia, nie nadziewaniec. Forma byłaby genialna, gdyby skład kawałków był lepszy.

W smaku najpierw poczułam całkiem mocną gorzkość o zdecydowanym, palonym wydźwięku. Litrami spłynęła palona i tylko co zaparzona kawa, jakby chcąc sobie zaskarbić jak najwięcej miejsca, zanim zrobi to nuta malinowa, początkowo tylko lekko zaznaczająca się.

Słodka malinowa nuta pojawiała się szybko, jakby niezależnie od malinowych kawałków. Wspierała ją ogólna słodycz, która nie miała oporów przed rozejściem się na wszystkie strony. Zasugerowała odrobinkę wanilii, do kawy dodała trochę śmietanki, coraz bardziej przejmując kontrolę nad gorzkością.

Słodycz i gorzkość splotły się jako przypalone ciasto czekoladowe... albo czekoladowo-kawowe. Kawa wciąż była wyraźnie wyczuwalna, choć to ciasto, przypalone po bokach, a wilgotne wewnątrz zaczęło skupiać na sobie coraz więcej uwagi. Skojarzyło mi się z czekoladowym piernikiem nasączonym kawą.
Słodko-malinowa nuta z tła dodała mu sporo przyjemnej delikatności. Była to nuta dżemu / przecieru, a nie świeżych, surowych owoców. Wyszła trochę sztucznie-cukierkowo, ale bardzo smakowicie, bo subtelnie.

Smak malin wyraźnie nasilał się przy odsłaniających się kawałkach, ale ogólnie był łagodny. Przewodziła w nich słodycz, przez co mimo soczystego smaku malin, wydały mi się bardziej cukierkowo-galaretkowo malinowe, niż po prostu malinowe. Na szczęście zaplątał się w nich też akcent malinowego kwasku.
Nie do końca naturalny smak wyszedł w porządku. Jego wydźwięk pozostawał nieco dżemowo-konfiturowy. Nie w porządku, a nawet dość "obleśnawa", okazała się nuta kiepskiego tłuszczu, która niestety w pewnym momencie odgrywała w tych kawałkach znaczącą rolę. Do głowy przyszły mi kiepskie, smażone powidła - ble. Nie był to jednak aż tak mocny smak, bo gdy część dodatku porozgryzałam, jego smak łączył się z wyrazistą czekoladą, tonął w niej.

Końcówka była więc bardziej przypalona i niczym kawowo-czekoladowy piernik z delikatnym w smaku dżemem malinowym. 
Posmak był słodko-cierpkawy, przy czym łączył w sobie słodziuteńkie, naturalno-podrasowane maliny i słodycz czekolady o palonym charakterze, która prezentowała się przyjemnie gorzko kawowoarribowo (na zasadzie kontrastu ze słodkim, ale w gruncie rzeczy delikatnym dodatkiem?).

Czekolada wyszła smacznie i przystępnie, spokojnie. Zawdzięcza to rewelacyjnej, pysznej dymno-kawowo-piernikowej bazie, która świetnie splotła słodycz z gorzkością tak, że i słodki dodatek się w tym odnalazł, nie był zbyt napastliwy. Maliny wyszły tu jako nuta - i bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, jakie to maliny: raczej dżemowo-cukierkowe, naturalne, ale i lekko sztucznawe. Nie przeszkadzało mi, że to malinowe cząstki, a nie kawałki owoców... Fakt, że nie ma tu np. pestek przywitałam z aprobatą, ale... jestem wściekła na producenta za tłuszczowy posmak. Zawalił sprawę. Gdyby nie on, tabliczka mogłaby zgarnąć nawet 10 (9 na pewno by miała, a czy 10? to zależy, czy producent poszedł by w stronę zapchania cukrem czy np. sokiem z malin). Z drugiej strony... był na tyle delikatny, że aż tak nie napastował, a czekoladę zjadłam ze smakiem (acz bez większych ochów i achów).


ocena: 8/10
kupiłam: Lidl
cena: 4,99 zł (za 125g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy znów kupię: możliwe (kieedyś tam, w promocji?)

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, syrop glukozowo-fruktozowy, mąka ryżowa, zagęszczony przecier z malin 0,5%, lecytyna słonecznikowa, olej palmowy, skrobia ryżowa, substancja zagęszczająca: pektyny, zagęszczony sok z marchwi, błonnik cytrusowy, naturalny aromat, ekstrakt z laski wanilii

10 komentarzy:

  1. Tej nie biorę, bo nie przepadam za połączeniem, ale łudzę się, że może rzucą znowu z chilli :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, też bym chciała. I jeszcze z solą (chociaż tej zapas jeszcze mam).

      Usuń
  2. Dla mnie to raczej szkoda, że Gross nie dubluje serii Hello :P Nakupuj czekolad z Tesco, bo sieć wyprowadza się z Polski.

    Przedstawionego Grosa owinę ciepłym kocykiem milczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? To już pewne na 100%?

      Usuń
    2. Mnie to obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg, więc nie śledzę informacji. Mama rozmawiała z tescową koleżanką i tak jej powiedziała. Każde Tesco będzie stało przez tyle lat, na ile podpisało umowę na wynajem w danym miejscu, a potem sru.

      Usuń
    3. E, to pewnie jeszcze dziesięć razy się to zmieni i kilka nowych marketów wlezie. Oby.

      Usuń
  3. W sumie dobrze, że smaczna, ale nie wierzę, że w czekoladzie 5zł/125g i to z olejem palmowym (produkują jak najtaniej, niech sobie orangutany zdychają) jest nacional. To prawie na pewno jakieś tanie uprawy, może nawet z plantacji przemysłowych, tyle, że w rejonie Arriba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z olejem nie jest czekolada, tylko dodatek, więc mnie nie dziwi.

      Usuń
  4. Jadłam ją i jestem nią zachwycona :) Nie lubię dodatków owocowych, ale tutaj...no mistrzowska. Smakuje jak Delicje Malinowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam Delicji Malinowych nigdy nie jadłam, ale nie jest to mój typ słodyczy.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.