wtorek, 15 października 2019

Hachez Cocoa D'Arriba 77 % Erdbeere-Pfeffer / Strawberry-Pepper ciemna z Ekwadoru z truskawkami i pieprzem zielonym

Na koniec przygody z Hachez zostawiłam sobie smak, który wydał mi się najbardziej charakterny, bo skojarzył mi się z pysznymi owocowymi Orionami (truskawka&sól i morela&chili). Niestety, po zjedzonych tabliczkach Hachez już nie łudziłam się, że ta da kopa. Ale że pieprz nie pokaże pazurków? Okazało się jednak, że właśnie chyba nawet producent założył, że nie powinien, bo dodał specyficzny: zielony. Dowiedziałam się o tym, a także tak w pełni świadomie go spróbowałam, dopiero kilka dni po degustacji tej czekolady. Zielony to właściwie pieprz niedojrzały, a więc bardzo delikatny, wręcz słodkawy. Nie zmieniło to wprawdzie mojego odbioru (czy mi smakowało), ale wpłynęło trochę na to, jak postrzegam zamysł na tabliczkę i skłoniło do napisania tego wstępu. Myślę, że warto byłoby, gdyby producent na opakowaniu o tym napisał, a nie ograniczył się do wymienienia w składzie.

Hachez Cocoa D'Arriba 77 % Erdbeere-Pfeffer / Strawberry-Pepper to ciemna czekolada o zawartości 77 % kakao Arriba z Ekwadoru z truskawkami i zielonym pieprzem madagaskarskim.

Gdy tylko rozwinęłam sreberko (skądinąd beznadziejnie zawinięte: byle jak, nie zlepione ani nic), poczułam wyrazisty, nieco przerysowany zapach truskawek świeżo-konfiturkowych. To miało słodziaśny, a jednocześnie owocowy, naturalny wydźwięk (chemii nie czuć). Czekolada, zaznaczająca się daleko w tle, wydała się lekka, a pieprz jako "zapach pieprzu" w ogóle się nie ujawnił. Czułam za to niemal roślinnie-kwiatową rześkość (to właśnie pieprz zielony, o czym dowiedziałam się później).

Tabliczka trzaskała bardzo głośno. Była twarda, ale w sumie łatwa do łamania. Nie odebrałam jej jako zbyt suchej.
W ustach z kolei... okazała się bardziej zdystansowana, bowiem długo zachowywała swoją formę. A rozpływała się naprawdę powoli, w niezbyt przyjemny sposób. Bardzo zbita i tłusta, niczym połączenie masła i gumki, pozostawiające jakieś tam smugi... i z czasem ujawniająca dodatki.
Truskawki to w większości drobnica: suszono-farfoclowate, minimalnie soczyste kawałki. Poskąpiono ich, że chwilami miałam wrażenie, że to głównie pestki. Pieprz wystąpił pod postacią drobinek, sporych, strasznie suchych kawałków (pod naciskiem zębów idących w pył) i miękkawych kawałków nieco mniejszych. Wydawało się, że zatopiono ich więcej niż truskawek (przy czym owoce to głównie pestki, przez co chwilami trudno się połapać, z czym ma się do czynienia). Truskawki po prostu zbytnio podrobili.

Gdy tylko kawałek wylądował w ustach, poczułam słodko-truskawkowy motyw. Nienachalna słodycz rozchodziła się leniwie, nie będąc zagrożoną przez cokolwiek innego. Roztoczyła wanilię, a zaraz potem maślaność...

...która nagle stała się maślanym ciastem / piernikiem. Początkowo mdłym, a już w połowie wyraźniej piernikowym, pieprznym coraz bardziej. Zaznaczył się przy nim palony akcent. Rozgrzał kompozycję, ale nie jakoś brutalnie. Próbował wydobyć lekką gorzkawość, co gdzieś w oddali jako kawa chyba się na chwilę pokazało. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomykała tu cierpkość, robiąca aluzje do kwasku (który jednak nie nadszedł).

Wokół pieprznie-palonych nut unosiła się bowiem soczystość, lekkość. Zwiewna, kojarząca się z trawą po deszczu, trochę kwiatowa, a trochę "truskaweczkowa". Na dobrą sprawą, dopiero w połowie smak truskawek zaczął znacząco rosnąć. Reprezentował cukierkową słodycz, ale z racji ciepła i paloności, przywodził też na myśl słodką konfiturę z truskawek. Truskawek słodkich; jeśli o świeżych mówiąc, to takich niemal przejrzałych i miękkich. Były przerysowane, a mimo to wcale nie jakoś specjalnie intensywne.

Czekoladowe tło też właśnie w łagodność zainwestowało, więc można tu mówić jedynie o znikomej prawie-gorzkawości. Lekka cierpkawość i silna maślaność wyszły niczym nieokreślone ciemne czekoladki nadziewane. Gdy z nudy bliżej końca ganiałam po ustach dodatki (nie zostawiałam na koniec, bo wszystko trwało za długo przy tak delikatnym smaku), oczywiście wybijały się. Truskawki podkreśliły lekką soczystość, chwilami wydobyły namiastkę kwasku. Oczywiście przy nich rosło znaczenie smaku naturalnie truskawkowego. Rozgryzany pieprz działał z opóźnieniem. Wydał mi się w pewien sposób roślinny, a potem jak nie za mocno ostry piernik, który jednak rozgrzewał język i gardło. Robił to subtelnie. Wzrastało przy tym poczucie zwiewności... lekkości (oczami wyobraźni widziałam trawę po deszczu). Wpisywał się w słodycz.

W posmaku pozostała konfiturowa, przerysowana truskawka, lekka pieprzność jako ciepła pikanteria i wręcz rześkość oraz nijaka, maślana ciemna czekolada. Słodycz nie za silna, ale prosta i bez dwóch zdań obecna. Posmak był delikatny, ale najbardziej zwracał na siebie uwagę pieprz. Nie to, że był mocny, a taki... inny.

Całość wyszła nudno, delikatnie i przystępnie, a także z potencjałem, lecz niestety, przede wszystkim nudno, wręcz męcząco. Dość uroczy smak truskawek nie był tak pewny siebie, jak mógłby być. Pieprz był jakby zwietrzały, ale przyjemnie zakreślił smak piernika i roślinność w czekoladzie. Niestety ona nie była gorzka, kwasku też brak, a głównie delikatnie-maślana, prawie żadna. No, może słodka, choć też nie jakoś bardzo czy specyficznie.
Konsystencja męcząca, zwłaszcza przy tak wyciszonym smaku. Czekolada mogła być ciekawa, bo takie jest połączenie dodatków, ale tu aż się prosi o charakterniejszą, bardziej ziemistą, roślinną (a nie maślaną) bazę. Jako że truskawek poskąpiono, całość znużyła mnie mniej więcej w połowie i zostawiłam resztę, żeby mieć coś takiego lepszego-gorszego, by zagryźć, gdy prawdziwa paskuda się trafi (wtedy np. Fair 70 % z Aldi szkoda marnować), mimo że mam w zwyczaju zjadanie całych tabliczek na raz (zawsze się boję, że do ciemnych z oceną 6-7 nie uda mi się potem zmotywować, by skończyć; w przypadku mlecznych z takimi ocenami problemu nie ma - nadmiar oddaję Mamie).

Jak się okazało, dodano pieprz zielony, a więc bardzo delikatny, o czym przekonałam się w paru kolejnych dniach po degustacji tej czekolady za sprawą Sakana Sushi (jadłam rolkę z seriolą i zielonym pieprzem - całymi ziarnami, więc dobrze poznałam jego smak). Pieprz ziołowy jest świetny, ale myślę, że tej kompozycji na dobre wyszedł by raczej jakiś mocniejszy, z pazurkiem. Chyba że daliby więcej kakao, a nie tłuszczu, bo do kwiatowego ekwadorskiego przy lepszym wykonaniu byłby pewnie strzałem w dziesiątkę.


ocena: 6/10
kupiłam: internet
cena: 13 zł (za 100g)
kaloryczność: 595 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, truskawki 1,3%, naturalny aromat, pieprz zielony, ekstrakt z laski wanilii bourbon, laska wanilii bourbon

6 komentarzy:

  1. Na opakowaniu wygląda na bardzo obfitą w dodatki a rzeczywistość jest nieco mniej kolorowa ;p szczerze to tabliczka z pieprzem trochę mnie przeraża - nienawidzę tego uczucia jak zdarzy mi się rozgryźć przypadkowo ziarenko pieprzu w obiedzie. Zielonego nigdy nie jadłam, więc nie wiem czy jest delikatniejszy, ale i tak sama nazwa mnie przeraża :D chociaż skoro jest go tak mało to może odważyłabym się spróbować tej czekolady, ale chyba nie warto :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie inny! Rozgryzienie ziarenka czarnego to coś strasznego, a rozgryzienie ziarenka zielonego... nie no, to tak jakby coś pikantnego chrupnąć... ale takiego do zjedzenia jak najbardziej.

      Usuń
  2. Truskawka i pieprz, truskawka i sól, morela i chili, mmm. Same czekolady dla mnie, muszę zamówić hurtem. Bardzo żałuję, że nie czuć w zapachu pieprzu. Lubię niuchnąć pieprz prosto z pieprzniczki i kichać przez pół godziny. Truskawki bez sztuczności? Fuuj. Pierniki z pieprzem - oto, co kocham! Aż żałuję, że producenci nie dodają pieprzu do ciastek, jogurtów czy lodów. Ciągle muszę dosypywać sama :/ Lubię trawę po deszczu, ma świetny orzeźwiający smak. A jak trafi mi się kępka z ziemią, rozpływam się, kontemplując ulubioną ziarnistą konsystencję z efektem crunchy. Ostre pierniki lubię też w wersji nadziewanej żyletkami. Nie rozumiem Twojej opinii o nudzie. Ja się bawiłam przednio.

    PS Rozwikłałaś fundamentalną zagadkę: Co ma piernik do wiatraka? Odpowiedź: Pieprzny piernik jest zwietrzały. Tadaa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ziemią z dżdżownicą, żeby bardziej proteinowo było.

      Jak się piernik z pieprzem wkręci w wiatrak... To ktoś będzie kichał. Złota myśl na dziś.

      Usuń
    2. My to chyba musimy kandydować do nagrody Nobla za kreatywność.

      Usuń
    3. Phi, to Nobel powinien kandydować do jakiegoś Ola&Kiki Prize (tak, naprawdę usłyszałam ostatnio takie zdrobnienie i myślałam, że umrę).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.