Nie wiem dlaczego, ale w mojej głowie pojawiło się przekonanie, że ta tabliczka na pewno będzie miała, oprócz palonych charakterystycznych dla ciemnych Luximo, śmietankowe nuty. Tak w ogóle postrzegałam kakao z Sao Tome... A to dziwne, bo jadłam stamtąd tak niewiele propozycji, że szkoda gadać. I wcale aż takie śmietankowe nie były, ale... jedną z pierwszych plantacyjnych, z jakimi w ogóle miałam do czynienia była Morin Sao Tome 63 % i... ona mnie właśnie nieźle zaskoczyła śmietanową nutą (jeszcze nie byłam tak przyzwyczajona do rozmaitych nut w ciemnych). No właśnie. Śmietanową. A po Baronie w sumie wszystkiego można się było spodziewać.
Luximo Premium 74 % Sao Tome to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z Sao Tome (Wysp Świętego Tomasza), produkowana przez Millano-Baron dla Biedronki.
Gdy tylko rozerwałam sreberko, poczułam zaskakująco wyraźny zapach bliżej nieokreślonych orzechów - palonych, że aż lekko cierpko-goryczkowatych. Za nimi stała goryczkowato-słodka, lekko soczysta, trochę suchawa (z racji palonego wydźwięku) pomarańcza. Całość była w gruncie rzeczy słodka w sposób duszno-zwiewny, waniliowy, ale nie do końca.
W ustach wciąż cechowała ją tłustość, acz była to dziwna, sucha tłustość. Zbita czekolada szybko miękła i nieco zalepiała, kojarząc się przy tym z rzadką, ciepłą plasteliną lub prawie-bagienkiem, w którym znalazł się leciutki pyłkowy efekt. Rozpływała się powoli i trochę już w sposób męczący.
W smaku jako pierwszą poczułam słodycz. Nie była silna, ale wydała mi się osamotniona. Miała mleczny wydźwięk, niczym tylko trochę podrasowana naturalna słodycz mleka. Stonowana, acz mocno stąpająca po ziemi, ciężkawa.
Poprzez ciężkawość dość szybko spłynął mocniejszy smaczek o ciepłym, palonym charakterze. Gorzkawo-cierpki, łagodny, przedstawiał mocno palone orzechy. Z naciskiem na samo "palone". Był na tyle łagodny, trochę maślany, że mieszając się z mlekiem, prędko zaczął kojarzyć się z kaszą na mleku. Słodycz nasiliła się, serwując ogrom ciężko-dusznej wanilii i śmietanki.
W tym czasie paloność i delikatna gorzkość w tle zahaczyły o kawę. Ta wydobyła cierpkość i sugestię kwasku... Albo i nie sugestię, a delikatny akcent cytrusów. Poczułam pomarańczę... cierpko-goryczkowatą, a więc na pewno skórkę. Suszone plastry pomarańczy? Ogólna słodycz subtelnie zasugerowała pudrowość / kandyzowanie. Minimalna soczystość tego owocu też jednak była obecna. Z kolei śmietanka przez to podkradała się pod kwaskawą śmietanę.
Paloność weszła w tonację bardziej suszoną. Wciąż miało to ciepły wydźwięk, ale trochę... cierpko-pikantniejszy? Korzenny. Niczym suchawy, maślano-kaszowaty piernik?
Na pewno z lukrem. W drugiej połowie, już bliżej końca, słodycz zaczęła zdecydowanie rosnąć jako właśnie taka prosta, minimalnie "waniliowata" (daleko jej było do wanilii), a bardziej lukrowo-pudrowa, wciąż też śmietankowa.
Za śmietanką stała cierpkość, z delikatną gorzkością. Jakby kawa... kawa korzenna? Z nutką pomarańczy? Coś w ten deseń, ale mało wyrazistego.
W posmaku pozostała za to dość silna cierpkość, cytrusowość i poczucie mocnego palenia... wręcz przypalenia. Taka smakowo-fizyczna pylista suchość też, co było dziwne z racji, że tłustość czekolady również była odczuwalna.
Całość w zasadzie wyszła nieźle, acz... męcząco, bo zdecydowanie zabrakło tu wyrazistości. Podobnie jak inne z serii, mocno palona, słodka w sposób nie przesadzony, ale prosty i zwracający na siebie uwagę. Nuty głównie palono-śmietankowe, znowu kawa... jednak tym razem była to też orzechowa kaszowość, podbijająca mleczność i całkiem wyraźna pomarańcza o korzenno-piernikowym zacięciu. Kojarzyło mi się to z budżetową, wyciszoną wersją Michel Cluizel Vila Gracinda 67 % (właśnie z Sao Tome). Początkowo jakoś mnie nie chwytała, ale mimo ogólnej nudy... te pomarańczowo-korzenne zapędy w mleczności były poniekąd ciekawe, zwłaszcza jak na tę półkę.
O smaku nie mogę się za bardzo wypowiedzieć bo jej nie jadłam, ale myślę że taka zawartość kakao byłaby dla mnie ok. Za to jej wygląd... Zarówno opakowanie, jak i sama tabliczka są według mnie prześliczne ^^ piękny jest ten niebieski ptak <3
OdpowiedzUsuńPrawda, że ładne. Myślę, że kiedyś tam spokojne mogłabyś jej spróbować.
UsuńNie podoba mi się konsystencja. Ja bym w ten sposób opisała plastelinowo-margarynowy kloc rosnący w buzi i zbrylający się w tłuste masy nie wiadomo czego. Z drugiej strony wątpię, że oceniłabyś coś takiego pozytywnie, więc pewnie nie umiem właściwie wyobrazić sobie struktury. Wszystko przez słowo-klucz: plastelina. Ona się nie rozpuszcza, tylko tkwi w mordzie przez miesiąc i nie wiadomo, co z nią zrobić. Takie są produkty czekoladopodobne.
OdpowiedzUsuńSmak ni ziębi, ni grzeje. Mogłabym zjeść parę kostek dla rozeznania. Btw, w gimnazjum suszyłam plastry pomarańczy i trzymałam w szklanym pojemniczku dla ozdoby.
Nie była to margaryna, która się zbryla. Plastelina, która próbowała udawać bagienko, ot co. Średnio jej wyszło, ale rozpływała się (!). To jednak nie jest Twoja konsystencja, mogłaby Cię bardzo znudzić.
UsuńŚwietny pomysł. Lubię ich wygląd, kojarzą mi się z witrażami.
Nie lubię kakako z tego regionu, ale papuga fajna :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Jakoś wyjątkowo przemawiają do mnie opakowania ze zwierzętami, choć ja bym poszła w robienie ich nie tylko tak, że w danych regionie konkretny gatunek żyje, ale żeby jeszcze jakoś oddawał charakter czekolady.
UsuńA masz region, którego wręcz nie cierpisz?
Mój nielubiany region to właśnie Afryka Zachodnia - Ghana, WKS i wyspa.
UsuńO ile WKS rozumiem, tak nielubienie Ghany w głowie mi się nie mieści. :P
UsuńGhana to dokładnie ten sam region i też głównie wielkie plantacje przemysłowe, drugi na świecie producent kiepskiego kakao po WKS. Oczywiście mogą tam też być takie prawdziwe plantacje kakao, a dobry producent to potrafi zrobić coś z niczego :) Jednak ogólnie staram się unikać tego regionu. Co ciekawe, jakoś nie pasuje mi kakao z Brazylii.
Usuń