piątek, 11 października 2019

baton Zmiany Zmiany Sztanga

Proteinowe kulki FA So Good! Raw Bites na dobre utwierdziły mnie w przekonaniu, że białko może zepsuć nawet najlepsze składniki. Po dzisiaj przedstawianego batona sięgnęłam jednak mimo tego mankamentu, licząc, że będzie podobny do smacznego batona Zmiany Zmiany Kompas i że może masło orzechowe poczuję? W końcu i tak nie chciałam płacić za przesyłkę tylko dwóch batonów (limitowanych zimowych: Kakao-pomarańcza i Piernik), więc i temu dałam szansę. A z tych niejedzonych zwykłych ze względu na proteinowość rokował gorzej, niż kawowy (w chwili pisania był jeszcze przede mną).


Zmiany Zmiany Sztanga to proteinowy baton bakaliowy na bazie daktyli i fistaszków, zawierający 22 % białka.

Po otwarciu poczułam wytrawnie-słonawy zapach fistaszków jakby wymieszanych z... gotowaną marchewką (Skojarzył mi się z zupą-kremem z marchwi i masła orzechowego, jaką parę razy zrobiłam. Skonfundowana, dałam powąchać Mamie. Stwierdziła, że ona to tam kawę czuje, ale... nie ma w zwyczaju wąchać jedzenia; jak jej powiedziałam, co ja czuję, poszła powąchać masło orzechowe, które je codziennie i stwierdziła, że ono też bardzo dziwnie pachnie.) Taak, zapach niewątpliwie był dziwnie wytrawny.

W dotyku baton niczym się nie wyróżniał. Konkretny, twardy, nielepiący... Przy próbie podziału jednak... toż to cegła / kamień! Nożem prawie nie szło, łamać... też ciężko. Gdy jednak wreszcie mi się udało, okazało się, że dość mocno wszystko w nim przemielili. Drobinki skórek daktyli połyskiwały sobie tylko.
Gryzienie o dziwo nie było już tak potworne, jak łamanie czy krojenie.
 W ustach kamienność uchodziła bardzo szybko. Batona odebrałam jako bardzo mączno-kruchego. Trochę rozchodził się, ale nie przeistaczał w daktylową papkę, bo mączna proszkowość skutecznie to hamowała. Mąka-proch dziwnie pozostawała w ustach, niezbyt się rozpuszczała. Tworzyła gumkowe grudki do żucia jak bardzo sucho-krucha krówka. Nadała też nieprzyjemnej suchawości, mimo że całościowo to nie było aż tak suche. Okrutnie mączne, że aż odpychające i męczące w jedzeniu.

W smaku od pierwszej chwili uderzyły fistaszki, po czym rozgościły się na dobre, trwając niestrudzenie. Częściowo kojarzyły się bardzo odlegle z masłem orzechowym (pewnie z racji zmielenia i nienachalnej słodyczy), ale pobrzmiewało w nich echo wytrawności i słonawa nutka, jednak nie tylko...

Najpierw wydała mi się trochę fasolowa, że myślałam, że to smak surowych fistaszków, ale wraz z przeżuwaniem coraz bardziej czułam mączny i nieprzyjemny, wytrawny smak albo raczej bezsmak. Skojarzył mi się z wegańskimi Zotterami ryżowymi. Taka mączność okazała się jednym z dwóch głównych smaków.

Słodycz o dziwo znalazła się dopiero za nimi. Zarówno jeśli chodzi o natężenie, jak i chwilę rozejścia się po ustach. Odebrałam ją jako drapiącą,  prostą, nudną, może minimalnie jak jasny miód. Nie powiedziałabym, że to daktyle. Kończyła wszystko, wydała mi się lekko podkwaszona, pozostając jako posmak i poczucie w gardle.

Baton nie smakował mi, czym po prostu mnie zszokował. Spodziewałam się, że będzie to coś zbliżonego do Kompasu a tymczasem... no nie. Widział mi się jako ryżowo-wegańska, mdło-fistaszkowa krówka. Nie lubię takiego bezsensownego połączenia smaków, że nie za mocno  ale denerwująco i nudno słodko oraz nie za wytrawnie, a wytrawnie-mdło jednocześnie. Przeszkadzała mi ta mączność, za bardzo przemodelowała fistaszki, jak również prostota słodyczy - brakowało mi daktyli.
Struktura okropna. W całości było coś na tyle mnie odrzucającego, że ledwo zjadłam 1/3, resztę oddałam Mamie. Stwierdziła, że dawno nie jadła czegoś tak okropnego. Według niej w ogóle nie było to słodkie, a i poszczególnych składników nie czuła. Nie dała rady, więc oddałyśmy tacie, jak przyjechał. Zjadł i najpierw, wypytywany, kręcił, że jak zakalec, że coś tam, a jak powiedziałam, że "bo według mnie okropny, mąką mi walił", powiedział: "Chciałem być delikatny. Niesmaczny, rzeczywiście jak surowe ciasto jakieś, ale daktyle może czułem" (btw. dla niego fistaszki to tylko takie wyłuskiwane z łupin, np. masła orzechowego nie lubi). Chętnych na końcówkę nie było, baton poszedł do śmieci.


ocena: 3/10
cena: 7,90 zł
kaloryczność: 380 kcal / 100 g, baton (67 g) / 266 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: daktyle, orzechy ziemne, białko ryżu brązowego (19%)

10 komentarzy:

  1. Ojej, aż dziwne że wszystkim tak nie smakowało, skoro ma tylko trzy składniki. To pewnie przez to białko ryżu, może ono daje taki surowy posmak. Dużo lepiej na pewno smakowałby gdyby skladal się z samych daktyli i orzechów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że to wina tego białka. Ryżowe czekolady też są paskudne, więc wyodrębnienie czegoś tam pewnie z ryżu po prostu się nie sprawdza.
      Z jeszcze zmniejszeniem składników - pełna zgoda.

      Usuń
  2. Hm.. kiedyś go jadłam i mnie raczej smakował ale dużo też może zależeć od partii. Teraz nie pamiętam jego smaku z wyjątkiem tego, że czulam w nim fistaszki, trochę maslo orzechowe (o czym wspomniałaś) i był właśnie mączysty/piaszczysty... szczerze to jakoś wolę taką konsystencję niż gumową i żujną jak większość daktylowców... Pakuri od Oho Zmiany był też kruchy i coś tak czuje, że Pakuri mimo iż podobny (chyba) smakował mi lepiej ale to też musialabym wrócić.. inna kwestia, że zapewne teraz inaczej by mi o ne smakowały

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daktylowe są gumiasto-żujne w większości? Myślałam, ze tak jak daktyle raczej rozchodzą się na cudną papkę. Niewiele takich batonów jem, ale właśnie raczej na taką strukturę trafiam.
      Tobie ta mączność smakować nie przeszkadza?

      Usuń
    2. Tak rozchodzą ale po czasie - przynajmniej te które ja jadłam można było trochę pożuć ;) Olga wspomniała o krówce i przypominam sobie ze ja również ją poczułam ;)

      Szerze? To nie pamiętam - zbyt dawno jadłam aby powiedzieć jak jest aktualnie.

      Usuń
  3. "Białko może zepsuć nawet najlepsze składniki" - w deserach mlecznych nie zawsze, w słodyczach w znacznej większości. Zupa z marchwi i masła orzechowego? Pierwsze słyszę. Bardzo intrygujące zestawienie. Ja od kilku miesięcy jadę na kremie marchwiowym z soczewicą z Lidla. Jutro wrzucę zdjęcie na Insta, bo się obkupiłam na promocji. Cegłowatość batona pamiętam, jakbym jadła go wczoraj. Ponieważ jednak zachwycił mnie smakiem, wydał mi się suchą krówką (tylko z uwagi na strukturę). Proszek wolałabym oczywiście wywalić, niemniej ja jestem nim oczarowana i chętnie do niego wrócę. Przykro mi, że wylądował w śmieciach.

    PS Dobrze zapamiętałam. Sztanga ma u mnie 6 chi ze wstążką (!), a Kompas łaskawe 4 ze wstążką. Ach te gusta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Może zepsuć" w znaczeniu "może, ale nie musi", bo wiem, ze nie zawsze i nie wszędzie. Szkoda jednak, ze w słodyczach często.

      Co do zupy to się nie dziwię, że nie słyszałaś, bo sama swoje posiłki wymyślam, trochę tam podpatrując z internetu. Nigdy jednak nie korzystam z przepisów. Raczej na zasadzie, że coś zobaczę u jednej osoby, coś u drugiej, połączę trochę na podstawie tego, jakieś składniki pominę itp.
      O tak, widziałam te zupy na instagramie u Ciebie. Chyba coś pomyślę w duecie marchew&soczewica.

      PS Gusta gustami, ale jaka pamięć! Prawie jak moja do nut czekolad.

      Usuń
  4. Nie opublikowało mojego komentarza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, miałam trochę zalatane dni i nie wszystkie komentarze opublikowałam od razu, by potem pamiętać odpisać.

      Usuń
    2. Rozumiem, Nie ma za co przepraszać :)

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.