środa, 2 października 2019

Scholetta Winter Schokolade a'la Zimtsterne mleczna z mlecznym nadzieniem cynamonowym z maślanymi ciasteczkami cynamonowymi

Kiedy to w marcu pojawiła się nowa, jeszcze większa od poprzedniej, limitowana seria czekolad tej marki, miałam trochę mieszane uczucia. Trzy zjedzone były różne, że zastanawiałam się, czy jest sens inwestowania w aż tyle smaków, które... jakbym pomyślała, mogą naprawdę różnie wyjść. Albo pysznie jak Schokolade a'la Spekulatius czy Orangen Creme albo nie w moim stylu jak a'la Vanillekipferl. I tak jednak je kupiłam. Mama zje. Chciałam się za nie zabrać jak najszybciej, by nie musiała jakby co za długo czekać, a i nie chciałam potem publikować ich zimą, bo smaki niezimowe. Mam jednak taką zasadę, że za nową serię po prostu nie mogłam się wziąć, zanim nie wykończyłam starej. A na koniec tej zostawiłam tabliczkę, którą obstawiałam jako najsmaczniejszą. Dopiero po sztucznej waniliowej Scholetcie i colowo-korzennym Wedlu o smaku Piernikowym zorientowałam się, że może nie być tak pięknie.

Scholetta Winter Schokolade a'la Zimtsterne mit Keksstuckchen to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao nadziewana mlecznym kremem cynamonowym (32%) z kawałkami maślanych ciastek cynamonowych (3,7%); lub jak sobie życzy producent: "kremem o smaku ciasteczek cynamonowych z kawałkami maślanych herbatników".

Po otwarciu poczułam zapach cynamonu wymieszany z nieprzyjemnym motywem colowo-skarpetowego, sztucznego cynamonu i całkiem smakowicie mleczną, acz przesłodzoną czekoladą.

W dotyku tabliczka nie wydała mi się bardzo tłusta, ale trochę plastikowa. Łamała się normalnie, zachowując twardość. Przy podziale okazało się, że i nadzienie musi być gęste i zbite, bo nic się nie uginało.
W ustach czekolada rozpływała się w umiarkowanym tempie, w gęsto-tłusty sposób. Zalepiała usta zupełnie, stając się błogim kremem z lekko proszkowym efektem.
Proszkowością i kremowością mieszała się z nadzieniem. Ono również zalepiało, było tłuste, acz w bardziej rzadko-mazisty sposób. W dużej mierze odebrałam to jako tłuste mleko, z miękkim motywem margaryny, ale tragedii nie było.
Gorzej, jeśli chodzi o dodatek ciastek. Te okazały się twarde i chrupiące... stanowczo zbyt twarde, bo jakby niezbyt świeże i dziwnie sucho-pyliście mączne - nie pasowały do kremowości. Całkiem spore kawałki i drobinki... o ile drobinki jeszcze jakoś tam wyszły (udawały przyprawy?), tak te duże mi przeszkadzały.

W smaku sama czekolada uderzyła ogromem wyrazistego mleka i przesadzoną słodyczą, w którą wpisała się lekka nuta cynamonu. Pobrzmiewała w tym sztucznawość, nie jakaś napastliwa jednak.

Nadzienie mocno podbiło mleczność i słodycz. Niczym... mleko zacukrzone do gęstości i rozgrzewające pikantną nutką cynamonu. Ogrom mleka i śmietanki uległ cukrowości i tańczył, jak ta mu zagrała. Cukrowa słodycz drapała w gardle, ale... cynamon śmiesznie się w to wkradł tak, że nie było aż takie strasznie. Całkiem wyraźny smak cynamonu tłumił sztucznawość i margarynę - ich groźba zawisła, ale smak nie nadszedł.

Przy ciastkach słodycz wzrastała, sztuczność wybijała się. Cynamon odbił właśnie w jej kierunku. W język zapiekła pikanteria cynamonu za każdym razem, gdy brałam się za rozgryzanie ciastek. Słodycz została przełamana ostrością i... smakiem cukrowego kartonu. Lekko przypieczono-korzenny karton był w pewien sposób nijaki, minimalnie sztucznawy i nieprzyjemny, ale potem jakoś tonął w cukrze. Niepewnie zahaczał też o maślaną nutkę.

Pod koniec to cukrowość, urocza mlecznoczekoladowa korzenność i cynamonowa nuta znów przejęły ster.

W posmaku pozostała pikanteria cynamonu oraz lekkie poczucie colowo-sztucznego cynamonu i margaryny. Czułam się zacukrzona i zatłuszczona. Posmak okropnych ciastek też powrócił i psuł wszystko.

Do tej tabliczki odnoszę się z dystansem. Cukrowa, ale w sumie przyjemnie mleczno-cynamonowa, raczej niezła jak na swoją półkę, ale nie na tyle dobra, by jej jedzenie mnie cieszyło. Tłusto-kremowa, ale w tej kwestii znośna... niestety z okropnie twardo-nijakimi ciastkami niskich lotów. One w ogóle przeszkadzały. Wprawdzie bez elementu przełamującego słodycz i tłustość też nie byłoby tak pięknie... ale te ciastka mi po prostu nie smakowały. Mimo to, trochę można zjeść, ale na dłuższą metę cukrowość męczyła. W kwestii sztuczności, najgorszy był zapach. W smaku aż takie straszne to nie było (w składzie niby jest i cynamon, i aromaty naturalne, ale mi i tak jakieś to chemiczne się wydawało). Nie była też taka mocno-mocno cynamonowa, a szkoda. To taki... trochę lepszy jakościowo E. Wedel Korzenny Cookie. Generalnie nudna w swojej słodyczy, że po trzech kostkach podziękowałam. Na Mamie również większego wrażenia nie zrobiła, jej jednak bezsprzecznie smakowała (mimo że nic ciekawego nie dostrzegła).
Hm, jeśli o starcie zapach vs. smak idzie, to sytuacja była zupełnie odwrotna jak w przypadku a'la Vanillekipferl.


ocena: 6,5/10
kupiłam: Aldi
cena: 2,79 zł
kaloryczność: 555 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcz palmowy, miazga kakaowa, słodka serwatka w proszku, mąka pszenna, śmietanka w proszku, masło 0,6%, laktoza, lecytyna sojowa, aromaty naturalne, cynamon 0,1%, miazga z orzechów laskowych, skrobia pszenna, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, ekstrakt z wanilii, sól, substancje spulchniające: węglany amonu, węglany sodu

13 komentarzy:

  1. Opis nie zachęca, ale cynamon od razu kojarzy mi się z Cini Minis, więc w mojej głowie pojawiła się wizja czekolady o smaku tych płatków właśnie.. W ogóle byloby ciekawie, jakby Nestle wypuściło czekolady o smaku swoich płatków. Jadlabym! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ciekawy pomysł! Ja niezbyt lubię Nestlé, to wiesz...
      Masz jakiś pomysł konkretniejszy? Wolałabyś czekolady z płatkami, stylizowane na nie czy np. jakieś nadzienia?

      Usuń
    2. Ja najbardziej lubię czekolady z nadzieniem, więc to by była dla mnie fajna opcja. Ale takie tabliczki z zatopionymi płatkami też byłyby niegłupie :D

      Usuń
    3. Mleczny krem + krem z płatków (jak są te ciasteczkowe smarowidła) z kawałkami płatków. Dawaj, opatentujmy!

      Usuń
    4. Jestem za! Kraków zasłynie z genialnych czekolad :D

      Usuń
  2. Im więcej wariantów danego produktu pojawia się na rynku albo im więcej wariantów liczy seria, której nawet nie rozpoczęłam, tym mniej mam ochotę cokolwiek kupić. Weźmy na przykład Magnumy, którymi zawsze się zachwycałam. W tym roku wyszło ich tak dużo, że poczułam się przytłoczona i nie kupiłam żadnego. Czekolady z Aldiego to już w ogóle szczyt zbytdużowariantojstwa. Czasem wypatrzę kompozycję odpowiadającą moim upodobaniom, jednak nie widzę sensu brania jednej i zostawiania dziesięciu sióstr na półce.

    Konsystencja czekolady gites, ciastek - nołp. Ja też nie lubię bezcelowo twardych i piaszczystych tworów. To samo ze smakiem. Czekolada i wstępna cynamonowość super, tylko na ten karton jakoś wyjątkowo nie mam dziś ochoty. Może jutro.

    Chcę powrotu Rittera Vanillekipferl! Ależ on był pyszny, mmm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym tak miała, gdyby zwykłe słodycze mnie interesowały. W przypadku czekolad teraz już kupowanie całych serii mnie nie kręci, zwłaszcza, że kolejna linia tej marki okazała się porażką. Już tamtej bym w sumie sobie nie kupiła, ale u nas jest tak, że Mama po prostu swoją porcje cukru musi zjeść dzień w dzień, więc i tak się czuję s kupuje. Teraz tylko zmieniło się to, że już jakaś wydaje się nie w moim stylu, nie mam ochoty nawet do ust brać.
      Obecnie próbuję jakieś tańsze siódemki na uczelni wykańczać, a i tak coś mi w wielu nie gra... Ech, strasznie wybredna się zrobiłam. I zrobiłam zapas m.in. czekolad z Tesco, które daty tylko do kwietnia mają.

      A widziałaś zimową serię już? Bardzo zmienione opakowania - ciekawe, czy Twoja korzenna taka sama czy zupełnie inna. Kupisz?

      Usuń
    2. Częstujesz ludzi na uczelni albo ktoś pyta, czy może? ;>

      Nie widziałam. Chwilowo jestem w intensywnej fazie niekupowania niczego i martwi mnie nawet Studentska, którą mam dostać.

      Usuń
    3. Nigdy nie częstuję, nie pytają, bo odcinam się od wszystkich, a jak by ktoś zapytał, zależy, jaką czekoladę akurat bym miała.

      A to ciekawa faza.

      Usuń
    4. To faza ogólnożyciowa związana z milionem rzeczy, głównie ze zdrowiem. Przez ponad pół roku żyłam świetnym życiem. Obecnie wróciłam do tego, co było bardzo dawno temu. Nie wychodzę wieczorami, z nikim nie rozmawiam, myśl o zaproszeniu kogoś mnie parzy, nie mam ochoty na słodycze, mam złe myśli i często płaczę.

      Usuń
    5. Żyję podobnie - z nikim nie wychodzę, nawet nie chcę myśleć o zaproszeniu kogokolwiek (jesteś wyjątkiem - chcę móc Cię gościć; nie traktuję Cię jako "kogoś z zewnątrz", bo częściowo jesteś w moim świecie, nawet w mieszkaniu, acz tylko na monitorze). Często mam złe myśli. Ochotę mam tylko na czekolady. Nie płaczę jednak. Mam osobowość depresyjną, ale nie depresję. Coś podobnego masz czy coś się dzieje? Jak coś, to pisz na PW.

      Usuń
    6. Myślę, że mam osobowość depresyjną. Ciągnie mnie do mroku jak cholera. Nie widzę się u boku "miłego człowieka" ani w przyjaźni z kimś "normalnym", bo wkurzam się, gdy ktoś nie rozumie tej części mnie. Sama jej nie rozumiem, ale lubię. Lubię to, że śnią mi się koszmary. Że dostaję propozycje sesji, w których ktoś trzyma na moim gardle nóż. I tak dalej. Od 1,5 roku jednak mam nową chorobę, tym razem neurologiczną, która wraz z początkiem tego roku przerosła mnie. Wcześniej wierzyłam, że będzie lepiej, teraz po prostu czuję się tak, że szkoda pisać.

      Usuń
    7. Z ludźmi mam to samo. Lubię swoje różne dziwne cechy, które wielu osobom na pewno wydają się negatywne. Nienawidzę, gdy mi ktoś próbuje sugerować, że rozmowa z psychologiem czy pspychiatrą mogłaby mi pomóc. Lubię to, jka jest.
      Właśnie takie mroczne rzeczy - nóż na gardle, krew... Lubię. Rzadko mam koszmary (które też lubię!), bo prawie nic mi się nigdy nie śni.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.