czwartek, 3 października 2019

Zotter Labooko Vintage 2017 Dry Aged 73 % ciemna sezonowana z Brazylii, Gwatemali, Ekwadoru, Peru i Kongo


Wcześnie odkryłam, że każdy widzi świat zupełnie inaczej, a na studiach tylko się w tym utwierdziłam, gdy szanowani profesorowie mówili o tym jako o fakcie. Wszyscy jesteśmy inni, nasze mózgi pracują inaczej, inaczej czujemy... i właśnie w tej kwestii, w odniesieniu do czekolad, mam takie poczucie, że... Wszystko, co o czekoladach piszę, co w nich odkrywam, jest moje i tylko moje. Inni mogą sobie czuć i myśleć, co chcą, ja wiem lepiej (czyt. w odniesieniu tylko i wyłącznie do mnie). Interesuje mnie, jakie nuty inni wyłapują, ale to po prostu ciekawość. Ja mam swoje skojarzenia, gdy czyjeś różnią się, ani mnie to irytuje, ani dziwi. Pewnie dlatego postrzegam siebie jako geniusza w tym, co robię (czyt. geniusza w mojej dziedzinie, mojego czucia). Wstęp ten piszę już po degustacji i zdradzę Wam, że robię to z satysfakcją przejawiającą się jako uśmiech ("Geralt uśmiechnął się paskudnie (...)") i myślą "Ha!".
A gdy o samą czekoladę chodzi... żeby tylko nikt nie pomylił jej z Vintage 2016 Dry Aged 75 %, bo to zupełnie co innego. Tylko pomysł jest ten sam: blend z sezonowanych przez rok ziaren roku.

Zotter Labooko Vintage 2017 Dry Aged 73 % to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao, które sezonowało rok; blend z Brazylii, Gwatemali, Ekwadoru, Peru i Kongo.
Czas konszowania to 10 godzin, wykorzystana metoda FMR.

Po otwarciu poczułam intensywną woń czerwonego wina o nutach porzeczek (głównie czarnych) i słodko-kwaśnej wiśni, z czym zestawiono mnóstwo żółtych, egzotycznych owoców. Były to słodkie brzoskwinie / nektarynki, banany, jak również soczyste cytrusy. Ogólnie bardzo, bardzo soczyście-rześki wydźwięk, acz... nie tylko owocowy. Też w pewien sposób ciężkawy, co podkreślała nuta ziemi, gliniastej, czarnej i wilgotnej. Wszystko to zalewało (niemal zupełnie kryjąc) prażone orzechy.

Prawie czarna tabliczka przy łamaniu trzaskała, acz wydała mi się tłusto-zawilgocona. Przekrój zaś talkowo-proszkowy.

W ustach spotkało mnie małe zaskoczenie, bo poczułam się, jakbym ugryzła taflę z masła, by potem uświadczyć kremowo-aksamitnego rozpływania się kawałka o silnie tłustej konsystencji, kojarzącej się z awokado. Czekolada pozostawiała smugi, trochę smoliście oblepiała, a i coś pylistego skrywała, leciutko "wysuszającego" na koniec.

W ustach najpierw rozeszła się delikatna, zwiewna słodycz. Wydała mi się zawoalowana, jedynie sugestywna. Przybrała na mocy i już w kolejnej sekundzie starła się z silnym prażeniem o ciepłym wydźwięku.

Pomknęło prażenie z całym miksem orzechów. Przewodziły goryczkowate orzechy włoskie, a tuż za nimi znalazły się migdały wraz z drzewami. Zrobiło się głęboko gorzko, przy czym klimat zrobił się poważny. Do rozgrzanych słońcem drzew, dołączyły ostrawe przyprawy.

Po ustach rozeszła się maślana łagodność i słodycz wskoczyła w nią. Zaprezentowała się jako maślany, delikatny, ale niewątpliwie palony karmel. Rześka słodycz mieszała się z prażeniem. Karmel otulił orzechy, karmelizując je. W połowie wymieszał się z soczystością. Poczułam dość słodkie, choć wciąż wytrawne czerwone wino, a cytrusy zasugerowały mi czarną, kwaśną ziemię...

...zawoalowanie zaś zmieniło się w zadymienie. Oto poczułam dym, jakby unoszący się nad smoliście-gliniastą ziemią. Nuty te podkreśliły stonowaną, leniwą gorzkość.

Prześlizgał się tam lekki kwasek. Chwilami cytrusowy, okazał się wielopoziomowy. Mniej więcej w połowie wzrósł jako bardzo soczyste owoce i cierpkie, wytrawne czerwone wino. Czułam dojrzałe, słodko-cierpkie wiśnie i jagody / porzeczki (czarne i czerwone), a więc czerwone owoce świeże, ale też w wydaniu lekko alkoholowym. Winno-nalewkowym. Tu już bym wskazała również jakieś maliny, winogrona, jeszcze więcej porzeczek... a jednak też słodkie, egzotyczne. Brzoskwinie i niezbyt dojrzałe, zielonkawe banany? Także coś słodko-kwaskawego jak rodzynki.

Od tych ostatnich odchodziła pewna egzotyka... mieszała się ze śmietankowością i przypominała o słodyczy. Delikatny, mało charakterny śmietankowo-maślany karmel podkręcił rodzynkową i prażoną nutę. Maślany i taki... niczym jakiś biszkopt? Przez ogólnie ciepło-prażoną nutą wydźwięk odebrałam jako nieco pieczony. Wpisał się w cierpkawość, co z owocami wyłowiło "z czerwieni" goryczkowate grejpfruty.

Dzięki goryczce i cierpkości owoców, pod koniec gorzkawość wyszła z tego wszystkiego obronną ręką (kostką?) serwując wyraziste orzechy. Ogrom gorzkawych włoskich i, jako że maślaność wciąż była znaczącym smakiem, nerkowce. Przy gorzkawości i takim "konkrecie" wciąż kręciła się również pewna rześkość. Wydała mi się lukrecjowa, a wycofane już na tyły wino - przyprawione.

Lukrecja, chłodząco-pikantna, zestawiona z ogólnym prażeniem orzechów i cierpkością wina oraz cały owocowy miks (w tym grejpfrutów) pozostały w posmaku. Miało to poważny, dosadny charakter, jednak za sprawą maślaności było jak najbardziej przystępne.

Tabliczka była bardzo maślana. W smaku maślaność stała za pewną łagodnością, mimo że ten wyszedł dość poważnie-ciężko. Gorzkawo, kwaśno-owocowo... tylko ta słodycz wydała mi się jakaś prosta. Na tyle jednak niska, że nie przeszkadzała mi. Dym i moje ukochane orzechy (włoskie, nerkowca) z obłędnym bukietem uwielbianych owoców (wiśnie, porzeczki, brzoskwinie, banany) i winem, odrobinę doprawione lukrecją sprawiły, że prawie się zakochałam. Niestety jednak maślaność i struktura awokado mi przeszkadzały. Pierwszej nie lubię, a awokado uwielbiam, ale nigdy w życiu w czekoladzie.

Vintage 2016 również była maślana, gorzko orzechowa (tam jednak to ziemne) i czerwonoowocowa, ale tamta opierała się na nutach kawowo-ziemistych. 2016 wydała mi się za łagodna w smaku... miała za to lepszą, mniej tłustą strukturę. Przy smaku 2017 jednak nawet ja (wyjątkowo czuła na tłustość w czekoladach) jestem w stanie przymknąć oko.

Przy pierwszym spotkaniu z tą tabliczką, przy zgadywaniu, było co nie miara śmiechu, bo zirytowałam się, nie mogąc się zdecydować, czy to Gwatemala, Peru czy Kongo. Czułam je wszystkie po trochu, zacytuję siebie: "na nos Kongo, jęzor - Gwatemala, struktura Peru (Chuncho)". A gdy przed jedzeniem wąchałam tylko przez papierek, zastanawiałam się, czy to nie będzie przypadkiem Chocolate for Red Wine (tak porzeczkowo-czerwonowinna mi się wydała).

Podtrzymuję swoją opinię po powrocie do całej tabliczki. Zdziwiłam się, że w zasadzie czułam wszystko tak samo, tylko że... wino było jeszcze lepsze, bo się charakternie "przyprawiło".


ocena: 9.5/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 576 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym (a nawet to zrobiłam, bo dostałam jedną tabliczkę 35g, a chciałam mieć całą i to z opakowaniem)

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

6 komentarzy:

  1. Co to znaczy że była sezonowana?
    We wstępie masz całkowitą racje. Każdy ma swój gust i każdy odbierze te czekoladę inaczej :) podziwiam Cię że potrafisz w niej wskazać tyle regionów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że kakao leżakowało, dojrzewało w odpowiednich warunkach. Jak steki, wino itp.

      Usuń
  2. Co do wstępu, właśnie na owej ludzkiej różnorodności bazuje utwór o nazwie recenzja. Nie pisze się "recenzji uniwersalnych", tylko teksty subiektywne. Zarzucenie komuś kłamstwa oznacza, że napisał coś innego, niż sądzi, nie zaś coś innego, niż jest "naprawdę". Naprawdę w Twojej czekoladzie nie ma wina, orzechów, przypraw, owoców ani lukrecji. Czy to jednak oznacza, że kłamiesz? Bynajmniej. Byłoby miło, gdyby wiedzieli o tym ludzie zostawiający durne komentarze w stylu 'kłamiesz, bo według mnie jest dobry' (pamiętasz moją recenzję recenzji śliwki Luximo? ;)).

    Nienawidzę awokado (i smaku, i struktury) i lukrecji. Wolałabym nie zostać narażona na ich paskudztwo w żadnym stopniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Tylko że we wstępie poszłam jeszcze dalej - to, co czuję w czekoladach postrzegam jako moje do tego stopnia, że myślę o tym niemal jako o czymś intymnym.

      Pamiętam! Właściwie to, wybacz, bardziej w pamięć mi zapadła cała otoczka (dyskusja). Ja podobną sytuację miałam z krówkami z Olecka. Raz przeczytałam, że to pewnie dlatego, że w Krakowie nie mogę ich kupić.

      Oj, źle byś tę czekoladę odebrała. A próbowałaś awokado na różne sposoby i nic Ci nie pasuje czy np. raz spróbowałaś i stwierdziłaś, że nie dla Ciebie?

      Usuń
    2. Nie wiem, ile razy spróbowałam. Ile razy musisz zjeść smalec, żeby wiedzieć, że go nie lubisz? Awokado jest dla mnie wstrętne na maksa :P

      Usuń
    3. Nie no, raz, ale czasami coś w danym wydaniu jest paskudne, a w innym spoko. Np. wiem, że ludzie lubią guacamole, ja jem awokado na kanapce z mięsem i tak je lubię, ale obrzydza mnie myśl o czekoladowym kremie na bazie awokado.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.