sobota, 12 października 2019

Chocolate Organiko Menta / Mint 70 %

Czasem jakaś marka wyda mi się kusząca, czasem po prostu "lepsza, ale zwyczajnie smaczna". Organiko na oko zaliczyłam do tej drugiej kategorii, co okazało się błędem. Ani to lepsze od większości próbowanych z tej półki, ani smaczne, ani nawet zwyczajne.

Chocolate Organiko Menta / Mint 70 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Republiki Dominikany z miętą.

Już przy otwieraniu uderzył mnie mocny zapach ekstraktowego olejku miętowego w najsmakowitszym wydaniu, jaki można sobie wyobrazić. Naturalność tego przejawiała się w chłodku i powadze, wmieszanej idealnie w wycofaną, ale również wyrazistą, paloną czekoladę. W niej doszukałam się nut orzechowo-kawowych, oczywiście gorzkich. Nie było to specjalnie głębokie czy wykwintne, ale za to przyjemnie rześko-wilgotne.

Tabliczka o prawie czarnym kolorze łamała się z trudem, głośno trzaskając. Wyglądała mi na gęstą i zbitą, tłustawą.
W ustach okazała się jednak tłustsza, niż myślałam. Trochę jak mięknące masło, gęsto-zbita, ale jednocześnie idealnie gładko-kremowa. Nie zalepiała, ale pozostawiała lepiąco-mokre smugi.

Także w smaku to mięta zaszarżowała jako pierwsza i dominująca. Zrobiło się chłodno-słodko. Zawisła sugestia, że zaraz nadciągnie lekowy kwasek. To jednak odbiło w kierunku olejkowo miętowym, a jednak wciąż naturaln...awym.

Mięta wemknęła się w palono-gorzkawy smak. Ten był raczej łagodny, ale wyraźny. Kojarzył się z palonymi orzechami i gliną / gliniastą ziemią. Było w tym coś jak węgiel i właśnie... to oplotła niby (ale nie do końca) ziołowa mięta. Mięta dodawała słodycz do kompozycji jakby od środka. Ta dość szybko wydała mi się słodzikowa - taka irytująco mdła i przenikliwa jednocześnie. Miałam wrażenie, że ogólnie i jakoś "rozrzedziła" kakao, podkreślając maślaność.

Gorzkawość o palonym charakterze jednak też do słodyczy się dołożyła. Mniej więcej od połowy rozpływania się kęsa słodycz stawała się coraz bardziej karmelowa (trochę maślano karmelowa). Gdy jednak ogólna słodycz zrównała się z miętą, dało to efekt wegańsko-słodzikowego karmelu o chłodzącym wydźwięku. To znów zasugerowało posmak leków i kwasek, ale zatapiały się one w ogólnej nienapastliwej goryczce.

To właśnie goryczka jako połączenie palono-orzechowego motywu z węglem, kończyła wszystko. Mięta złagodniała, wpisując się w takie... poczucie zadymienia (ale nie dym) i słodziku. Miało to wydźwięk czegoś unoszącego się, ulotnego, a jednak ciężkiego. Gdy mięta słabła, coraz bardziej wyłaniało się masło.

W posmaku pozostała silna słodycz miętowo-słodzikowo-karmelowa, poczucie chłodku słodziku i mięty oraz węgiel, ale też palony motyw gorzkawości czekoladowej... orzechowo-gliniastej, całkiem niezłej. Plątała się jednak przy tym też kwasko-cierpkawość, która już miła nie była.

Zdziwiłam się tym, jak tabliczka mi smakowała. Mimo że łagodna, czekolada nie została stłamszona przez miętę. Ta w dość dużym stopniu dopuszczała ją do głosu. Na pewno osłabiła smak maślany, wprowadzając lekową sugestię, co mi się spodobało. W sumie masło i tak wylazło, ale nie aż tak bardzo. Chłodna mięta genialnie pasowała do węgielnej paloności i gliniastości. Karmelowa słodycz... trochę dziwnie wyszła, podchwytując ogólną pozorną lekkość. Najgorsza była nuta słodziku. W dużej mierze mięta ją zagłuszała, ale dała radę się przebić.
O tak, całość robiła aluzje do lekkości, ale wyszła ciężko... Poniekąd poważnie, ale nie mocno gorzko; to właśnie "ciężko" jest najodpowiedniejszym słowem. Niby dość niecodziennie, ale niestety mdło ("wyciszona słodzikowością i maślanością), a co za tym idzie - nudno. "Nieźle, ALE..."
To jednak i tak w miarę miłe zakończenie znajomości z marką. Mimo to, po żadną więcej nie sięgnę. Tutaj smak może i niezły, ale parę rzeczy w nim i całą konsystencję bym zmieniła. Plusy raczej przeważyły, ale nie były to duże plusy.


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 13 zł (za 70 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy, mięta 0,4%, lecytyna sojowa

4 komentarze:

  1. Zdecydowanie wolę takie miętowe tabliczki - bez nadzienia, tylko z takim posmakiem. Nadzienie zawsze przypomina mi pastę do zębów. Taką tabliczkę już bym dała radę zjeść, ale wątpię, żeby sprawiła mi jakąś duża przyjemność. Pozostawię ją dla fanów mięty z czekoladą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miętę w słodyczach preferuję w postaci kremu i na pewno nie taką, która kładzie się cieniem na reszcie składników. Olejek czy natura - obie opcje ok. Zioła i leki - nope. Chyba największy problem mam z połączeniem "typowo Twojej" ciemnej czekolady z miętą. Przez większość życia nie lubiłam tego połączenia. Przekonałam się dzięki słodyczom plebejskim i to przy nich póki co zostanę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jakoś zupełnie Cię nie widzę z typowo moją czekoladą. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.