niedziela, 27 października 2019

krem Freihofer Gourmet Zartbitter Creme

Obecnie słodycze niebędące czekoladą w ogóle mnie nie pociągają. Parę jednak, zakupionych dawno lub otrzymanych, postanowiłam z ciekawości otworzyć. Kremów czekoladowych nigdy nie lubiłam. Jako dziecko byłam postrzegana jako dziwoląg, bo od Nutellą i jej podobnych trzymałam się z daleka. Może po prostu urodziłam się z przesytem tego, bo Mama będąc w ciąży, uzbierała parę szklanek, z których jedna potem służyła mi m.in. do Whisky (i właśnie smarowidła w szklankach postrzegam jako wypełniacz czegoś - w sensie szklanki - a nie coś do jedzenia?)? Dziwne to... I dziwne jest to, że obiekt recenzji w ogóle u mnie się pojawia. Dostałam od Mamy, bo wspomniana ulubiona szklanka się stłukła, a "to wyglądało tak porządnie". I w końcu nie bardzo wiedziałyśmy, która ma to zjeść. "Jak ty nie chcesz, to ja zjem" - stwierdziła, ale niestety okazało się niezjadliwe, bo "zupełnie jak gorzka czekolada". Nie mogła tego zrozumieć, kierując się logiką, że skoro ten krem ma 30 % kakao, a taka Milka też "to przecież powinno być słodkie i mleczne". No i właśnie to mnie zaciekawiło. 30 %? Myślałam, że przeciętne kremy czekoladowe zazwyczaj chyba zawierają góra 10% i... ciekawość wzięła górę. A poza tym, zainteresowałam się, czy to przypadkiem tymi smarowidłami nie są nadziewane czekoladki Freihofer Gourmet Gefullte Schoko Tafelchen tej marki (ale nie wiem, jakiego producenta).

Freihofer Gourmet Zartbitter Creme to "krem kakaowy" (acz ja bym powiedziała, że ciemnoczekoladowy); za marką stoi (chyba) Wilhelm Reuss. Słoik zawierał 200g.

Po otwarciu od razu przyszło skojarzenie z mdlącym zapachem z dzieciństwa, kiedy to z rodzicami i ich znajomymi oraz dziećmi znajomych jeździliśmy na domki. Inne dzieciaki opychały się do woli białym chlebem z kremami kakaowymi - podróbkami Nutelli, choć i ona się zdarzała. Porzucali wtedy skórki od chleba byle gdzie, a ja... ja sobie patrzyłam. Brzydził mnie miękki biały chleb i tłuste smarowidło. Już wtedy wolałam konkretniejsze chleby, a czekoladę w tabliczce. Tutaj... właśnie to czułam. Od razu i zapach chlebowy, taki podpieczony bardziej, i... obstawiam, że olej. Kakao delikatnie zaznaczyło się za mdłym olejem.

Konsystencja łychostajna, ślisko tłusta, bardzo zalepiająco-oblepiająca. W ustach wydało mi się to oleiste, acz wciąż gęste. Jak na takie coś... Zaskoczyło mnie właśnie, że nie był to mimo wszystko sam tłuszcz.
W kremie odnalazłam wysuszająco-kakaowy efekt, ale nie był proszkowy czy pylisty. Po jedzeniu zostałam z nibypylistym wysuszeniem w ustach i poczuciem zatłuszczenia na ustach.

W smaku najpierw poczułam przyjemną nutkę kakao, lecz szybko rozszedł się też mdły smak. Odebrałam go jako tłuszczowy, więc obstawiam, że to smak oleju. To jednak nie była oleistość, jaką spotykam w kiepskich czekoladach. To był po prostu dziwny bezsmak.
A jednak nie mogę powiedzieć, by krem był bez smaku. Okazał się bardzo, bardzo słodki i... wyraziście cierpki. Cierpkość rozchodziła się niezależnie od nijakości i słodyczy. Ewidentnie kakaowa, taka... "pylista", jakby podpieczona, ale nie bardzo gorzka, a lekko gorzkawa. Kwasku kakao w proszku nie uświadczyłam. W połączeniu z nijakością jednak cierpkość zalatywała trochę taniością... Na pewno nie była wytrawnie-wykwintna, ale też nie powiedziałabym, że to odtłuszczone kakao w proszku. Zwykłe kakao... stojące zupełnie obok...
...Wora cukru, który najprawdopodobniej wyeliminował gorzkość i kwaskawość. Smarowidło było bardzo słodkie, ale... dzięki tej cierpkości nie cukrowe.

Po jedzeniu zostało w ustach poczucie cierpkawości kakao i posmak tego czegoś mdło-tłuszczowego (oleju?), taniości... Ale nie aż tak źle, jak myślałam - obyło się bez odruchów wymiotnych, choć mi nie smakowało. Z gofrem da się zjeść, ale odkryłam, że i jakoś obecnie gofry mnie nie kręcą. Tak sobie też myślę, że olej, jakikolwiek tłuszcz, to po prostu kiepska baza pod wytrawne smarowidło.
Mamie wydał się bardzo, bardzo gorzki, nietłusty, przez co jej nie smakował. Po paru łyżeczkach uznała, że mimo wszystko można się wciągnąć. Dziwiła się, że mnie nie zachwycił, "taki gorzki, zupełnie jak ciemna czekolada, powinien Ci smakować". Hm, no tak... może rzeczywiście smakuje jak zwykła czekolada (np. Luximo 70 %), ale wymieszana z olejem, a tego nie trawię.

Werdykt? Kremy są po prostu nie dla mnie, to tak, jakby pytać weganina o opinię na temat steku. Może i dobrze zrobiony, wyróżniający się, ale... co z tego? Ogólnie, obiektywnie powiem tak: jak na takie coś, zjadliwe, ale zalatujące olejem / trochę taniością (może to normalne?). Niegorzkie, niekwaśne, a słodko-cierpkie. Przystępne do czegoś... w sumie bez bardzo złych posmaków, mimo że mi taniością / olejem zbytnio zalatywało (ale tak jak mówię, do takiego tłuszczu w ogóle nie jestem przyzwyczajona). Można się wciągnąć (ale mnie po pewnym czasie i tak obrzydzało). Najpierw pozostawiam bez oceny, bo nie miałam do czego się odnieść, ale w ciągu kolejnych miesięcy spróbowałam to i owo. Jeśli ktoś lubi cierpkość i smarowidła, może śmiało brać, ale na gorzkość czy wykwintność lepiej się nie nastawiać. Jak ktoś nie lubi cierpkości, niech lepiej trzyma się z daleka. Obstawiam jednak, że dla wielbicieli takich rzeczy, orzechowy czy jakieś taki, mógłby być ciekawszy (bo, jak pisałam, ciemna czekolada do formy takiej nie pasuje).
Umocniłam się w przekonaniu, i co więcej, wydaje mi się to logiczne, że to właśnie tymi smarowidłami producent ponadziewał czekoladki. Owszem, może coś trochę dodał czy zmienił, ale obstawiam, że to te kremy służą za bazę nadzień Gefullte Schoko Tafelchen.


ocena: - (obstawiam, że jakby tak obiektywnie potraktować Nutellę za standard, czyli dajmy na to 5, to powinien mieć z 8?; moje bardzo subiektywne oceny byłyby straszne: Nutella 2/10, a to coś... 5/10?) - stan na 27.10.2019
7/10 siląc się na obiektywność, bo spróbowałam coś zbliżonego do Nutelli i wątpię, bym i ją uznała za standard, czyli aż 5
kupiłam: Aldi (Mama kupiła)
cena: chyba jakieś 6-7 zł za 200 g
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, kakao odtłuszczone w proszku 30%, olej słonecznikowy, tłuszcz kakaowy, olej kokosowy, lecytyna słonecznikowa, aromat

PS Jako że dzień bez czekolady to dzień stracony, zapraszam na aktualizację recenzji Kaufland Classic Edel Herbe Sahne.

6 komentarzy:

  1. W końcu udało się Wam go zjeść? Kto jednak wciągnął więcej? Mama czy Ty? :D może lepiej już byłoby kupić Nutellę to by nie było wątpliwości że Mama spałaszuje ze smakiem (serduszko mi się zlamalo jak zobaczyłam 2/10 przy Nutelli xDD)
    Mnie na pewno by nie posmakowal, bo wolę słodziutkie kremy, a cierpkość mnie odrzuca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół na pół, Mama więcej.
      Obecnie Mama nie je takich rzeczy, więc nie, nie byłoby lepiej kupić Nutelli. Uważa na żołądek, a tak liczyła, że mi posmakuje.

      Nie załamuj się! To do bólu subiektywna ocena, nawet nie zestawiam z czymkolwiek innych, bo po prostu tego nie cierpię. To tak, jak bym powiedziała, że np. rosół ma u mnie 1/10 - wolałabym głodować, niż go zjeść. To tylko żeby nikogo do tego kremu nie zrazić. Może i jest dobry, ale trafiło na niekremową osobę.

      O, i właśnie! Chodzi o wyciągnięcie wniosku. Przez wzgląd na podobieństwo gustów z moją Mamą, potwierdzam: na pewno.

      Usuń
  2. Pamiętam okres dostępności Nutelli w "szklankach". Tyle że mówimy o innych czasach, bo mój miał miejsce, kiedy byłam w gimnazjum. Myślisz, że nie kupowałyśmy tego dla szklanek? :D W domu mamy zostało z 6 takich. Do whisky jednak wolę typowe, kwadratowawe (skroiłam dwie z kuchni domku wypoczynkowego, w którym byłam na wakacjach bodajże w 3 liceum).

    Nie mam pomysłu, co napisać, bo Nutellę ostatni raz jadłam w B-ready, a ze słoika... hmm, pewnie w gimnazjum. Do innych kremów też mi nie po drodze, więc brak mi bieżącego punktu odniesienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym taką chciała, ale kupić mi szkoda kasy. Zwędziłabym. Moja od Nutelli ma fajne grube dno i w ogóle do takich prawdziwych do whisky trochę podobna jest.
      Jako dziecko w sklepach widywałam Nutellę w takich lichych szklankach, z postaciami z bajek itp.

      No właśnie też ni jak punktów odniesienia nie mam. I nie chcę mieć. ;>

      Usuń
    2. Te u mamy są masywne. Mają pogrubione dno i podłużne paski na ściankach. Jeśli nie zapomnę, zrobię zdjęcie, jak odwiedzę mamę któregoś dnia.

      Usuń
    3. Moja bez pasków, ale kojarzę też, o jakie Ci chodzi.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.