czwartek, 10 października 2019

Pergale Dark Chocolate with Raspberry ciemna 50 % z malinami

Mimo że ostatnimi czasy tak w 100 %-ach satysfakcjonują mnie w sumie tylko czyste ciemne, mam jeszcze tak, że nagle na widok ciekawego połączenia dodatków "coś zaskoczy" i po prostu daną tabliczkę chcę. Jakoś rozsmakowałam się w czekoladach z malinami / truskawkami za sprawą Grossa (z malinami, z truskawkami) i Lindta, toteż postanowiłam dać szansę nawet litewskiej marce Pergale, którą sobie zapamiętałam przez ich okropną mleczną z karmelem jedzoną... dokładnie 4 lata przed tą. Wydała mi się tak niepozorna, że "może nawet fajna". I... głupio się przyznać, bo trzymałam ją i jeszcze jeden smak (ten dopiero za jakiś czas), po czym zagadana z Mamą, do wózka włożyłam nie tę, którą chciałam, a... właśnie dzisiaj przedstawianą. Jak w domu się zorientowałam, to za jakiś czas dokupiłam jeszcze tamtą, ech.

Pergale Dark Chocolate with Raspberry to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z liofilizowanymi malinami.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie poczułam intensywny zapach tandety, taniego kakao z margarynowym echem i cukierkową malinę. Zbliżywszy się do spodu czy po przełamaniu, maliny wydały mi się bardziej kwaskowato-owocowe.

Niezbyt ciemna, ale za to bardzo twarda tabliczka, ku mojemu zaskoczeniu ładnie trzasnęła, a dodatki porządnie się jej trzymały.
Także w ustach niechętnie wyłaziły z czekolady. Ta bowiem była bardzo zbito-gęsta w dość maślany sposób. Może nie cechowała jej wyjątkowa tłustość ale wydała mi się jakaś denerwująca... parafinowa? Rozpływała się łatwo, lecz dość powoli. Zmieniała się w miękkawy, maziście- gładki ulepek z kawałkami malin wewnątrz, które tylko wzmacniały poczucie zlepka-ulepka.
Owoce to szybko nasiąkające, miękko-soczyste farfocle ze sporą ilością pestek.
Całość pozostawiała lekko pyliście-suchawy efekt.

W smaku już przy robieniu kęsa wyłapałam to, co w zapachu.
Słodycz, nierozerwalnie zespojona z nutą tandety, rozeszła się na wszystkie strony. Nie miała bardzo natrętnego charakteru, ale wydała się jedynym smakiem, w dodatku zerkającym w kierunku taniości. Odebrałam ją jako sztucznawą (wanilina?).

Taniość roztaczała się od margarynowego posmaku, który wraz z kolejnymi sekundami przybył z neutralno-maślanym smakiem. Zajął drugie miejsce za cukrem, dopuszczając do siebie odrobinę smaku kakao... nawet nie gorzkawości, a lekkiej "deserówkowej" cierpkawości. Powiedziałabym, że kakao było dość mocno palone, kojarzące się trochę z kakaowym likierem (bezalkoholowym) lub margarynowymi czekoladowymi piernikami. Wykwintne się nie kojarzyło, z polewą czekoladopodobną za to - jak najbardziej. Słodycz zrobiła się przez to jeszcze jakaś... pudrowo-wanilinowa.

Mniej więcej w połowie przez niewyrazisty smak przebiła się nuta kwaśnych malin. Przeszyły tłuszczowe pierniki, zgłuszyły słodycz. Gdy zaczęły wylegać na język, nasiąkać, a ja zaczęłam je podsysać i podgryzać, to właśnie smak suszono-świeżych malin dominował. Owoce były kwaśne, z minimalną słodyczą, w miarę soczyste.

Trochę podkręciły cierpkawość, ale na zasadzie kontrastu podkreśliły to, jak cukrowo-nijaka była czekolada. Maliny w maślanej, mocno palonej toni wyszły dziwnie.

W posmaku pozostała margarynowa taniość, cukrowość i smakowite maliny, wraz z pestkami w zębach.

Całość wyszła tanio. Delikatna czekolada to cukier zmieszany wanilinowato-margarynowym posmakiem z maślano-łagodną bazą. Silny stopień palenia i cierpkawość nie przełożyły się na poczucie cimnoczekoladowości. Nawet nie próbowały udawać gorzkości. Jedyny kwasek, jaki tu wystąpił to na szczęście ten naturalny, malin. I znów... wolę naturalnie słodkie maliny, tu jednak rozumiem: naturalne, bo suszone. Porządny dodatek, ale uwypuklił wady bazy: taniość, nijakość. Przy tak słodko-tłuszczowej, pseudowaniliowo-palonej i ciężkiej (tłuszczowo-tandetnej a nie, że gorzkiej) po prostu nie wyszły zbyt dobrze... Soczysty kwasek do ciężkości polewy nie pasował.
Struktura też kiepska. Całość to taki mocny, typowy średniak.
Skojarzyła mi się trochę z Roshen 56 % with Blueberries and Cookies, gdzie dodatki okazały się bardziej integralne, a nie uwypuklające wady samej czekolady.

Nie ulega wątpliwościom, że porównując do Grossa - to niebo a ziemia (Gross to pyszna czekolada i zacna forma dodatku, który to niestety zajeżdżał gorszym posmakiem; Pergale zaś - zła czekolada z neutralnym dodatkiem), a do Lindta... No cóż, Lindt to jednak wyższa jakość (za słodka i za miękka... Ale jednak czekolada, nie twór polewowy). O dziwo ta Pergale była zjadliwa... tak na uczelni, bo nie miałam nic innego, ale jednak.


ocena: 4/10
kupiłam: Auchan
cena: 4,19 zł (za 93g)
kaloryczność: 531 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada 98,5% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy; emulgatory: lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, aromat), kawałki malin liofilizowane 1,5%

4 komentarze:

  1. Czekolada zupełnie nie w moim guście, ale jeśli kiedyś najdzie mnie ochota na coś takiego to wybiorę się raczej do Lidla po Grossa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taniocha i tandeta od pierwszego gryza. A gdzie tam gryza, od zapachu nawet. Konsystencja potworna, bo i samej czekolady, i pestkowych owoców. Współczuję przeżyć. U mnie taka tabliczka zdecydowanie nie załapałaby się na efekt "zaskoczenia trybiku w głowie". Musiałabym jeszcze z dziesięć razy spaść z trzepaka na łeb, może wtedy.

    PS Na uczelnię noś zawsze dwie czekolady. Dobrą dla siebie i maksymalnie obleśną, której nawet Twoja mama nie chce, na wypadek gdyby ktoś poprosił o poczęstowanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta recenzja jest jeszcze z poprzedniego semestru, który nauczył mnie tego, żeby właśnie coś bezpiecznego zawsze w zapasie nosić. Kilka razy w takie dziadostwa się wrąbałam, że ech... Średnio mi się co prawda widzi nosić więcej, ale odkąd od paru miesięcy jem tylko czekolady, które sprawiają mi przyjemność, tak robię. I już w sumie wątpliwych nie kupuję. :D

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.