czwartek, 16 kwietnia 2020

Naive Nano Lot Don Epimaco Ulloa ciemna 68 % z Kolumbii

Lubię historie. Różne, dobre. Uwielbiam więc czekolady z historiami. Za tą... też się jakaś kryje. Otóż tajemnicza nazwa odnosi się do Dona Epimaco Ulloa, który to dorastał na kolumbijskiej plantacji kakao swojego ojca, a kiedy miał 20 lat, otrzymał swoją w Vistahermosa, w departamencie Meta (na wschód od Andów). Niestety, szczęścia nie miał, bo niedługo potem cały region przejęły grupy partyzantów. Don Epimaco musiał pożegnać się z kakao i zająć uprawą liści koki. W 2011 r. armia kolumbijska po odbiciu terenów, zniszczyła wszystkie rośliny koki i Don Epimaco mógł wrócić do swojej pasji - uprawy kakao. Obecnie zajmuje się uprawą starych i zagrożonych odmian w małych ilościach na swej wyjątkowej plantacji kakao.

Naive Nano_Lot Chocolate Don Epimaco Ulloa to ciemna czekolada o zawartości 68 % kakao z Kolumbii, z departamentu Meta.

Gdy tylko zabrałam się za papierek, uderzyła mnie intensywna woń, którą natychmiast i bezmyślnie określiłam jako "zawilgocone drzewa" oraz pikanteria, kojarząca się z soczystą, słodko-ostrą papryką. W zawilgoceniu przewijała się ziemistość o niemal surowoczekoladowym - obłędnie czekoladowym! - wydźwięku. Soczystość, reprezentująca cytrusy (która pojawiła się jako kolejna fala), utworzyła pomost do soczystości... nieco słodszej, kojarzącej się z jabłkami lub jabłkowym piwem. W trakcie jedzenia doszukałam się też limonki i kawy (może jak limonkowo-czekoladowe ciasto, popijane kawą?), z czego obie były lekko cierpkie.

Tłustawa w dotyku tabliczka ładnie trzaskała. Wydawała się przy tym bardzo pełna i tłusta. Przekrój miała nieco ziarnisty i sugerujący kruchość ciemnych mlecznych (przebłyski odcienia również).
W ustach rozpływała się powoli, niczym gęsty i tłusty, zalepiający krem. Chwilami udawała, że zrobi się szorstka, chwilami pojawiała się delikatna soczystość, jednak i w niej było coś pełnego. Pod koniec lekko ściągała i podsuszała.

Od pierwszego kęsa łomotnęła wyraziście gorzka kawa, acz ze śmietanką. Tłustą, kwaskawą śmietanką? A może czymś soczyście-cierpkawym?

Nabiał niemal natychmiast zniknął na rzecz mdławo-egzotycznych owoców. Szybko zanotowałam: "egzotyczne jabłko", ale po chwili czułam raczej niedojrzałe mango.
Rozeszła się słodycz. Odebrałam ją jako mdławo bananową (producent pisał o suszonych bananach - nie pomyślałam o nich, bo ich nie jem, ale jak to przeczytałam, jestem pewna, że to one).

Jednocześnie, od samego początku po ustach rozchodziła się stateczna i wyrazista gorzkość kawy. Opiewała ją palono-prażona nuta, nasuwająca na myśl palonosłodowe piwo. Kawę tylko co zaparzono, była więc gorąca... A z tą piwnością... Rozgrzewająca! Najpierw do głowy przyszły mi drzewa, jednak mniej więcej w połowie zmieniły się w przyprawy. Przewodziły im ciężkie, ale nie napastliwe kardamon i pieprz. Swoją gorzkością otwierały drogę wytrawniejszym nutom. Znów pomyślałam o drzewach i wręcz "strączkach"... A po czasie nazwałabym to raczej kaszą / słodem. Goryczka z egzotycznymi owocami odbiła trochę w kierunku warzyw lub gorzkiego melona karela (jadłam kiedyś coś takiego w curry w Spice of India - smakuje jak połączenie cukinii i grejpfruta) / duetu pomelo-limonka. Warzywa z kaszą czułam przez dość długi okres czasu, ale...

Z przypraw... były to też przyprawy słodkie, a więc cynamon i goździki, choć także pikantne i podsycające soczystość. Paprykowo słodkie chili czułam, jakby było dodatkiem, a te pierwsze... powoli splatały się z ogólną słodyczą owoców (głównie bananów). Za ich sprawą pomyślałam o karmelu... lub karmelowym piwie, dziwnie harmonijnie związanym z kawą.

To przełożyło się na to, że cierpko-wytrawną soczystość zaczęłam postrzegać bardziej jako coś... jedynie owocowawego. Jak czarny bez? I jak jakieś soczyste piwo?

Kawa znów zwracała uwagę na jakieś ciemne zboże i drzewa, a przy tych z kolei snuła się ziemistość... Może coś jak gęsta, wilgotna, tylko co ugotowana kasza? W drugiej połowie z gorzkości to właśnie "kaszowa ziemia" odegrała większą rolę, a słodko-egzotyczne owoce po tych cierpkościach weszły w cytrusową strefę. W niej doszukałam się cytusowego, limonkowo-goryczkowatego piwa... Może piwa jabłkowego?

Po wszystkim na długo pozostał posmak kawy, poczucie soczystej pikanterii i słodkich przypraw korzennych, z lekkim, owocowym echem. Echo to już było tak chaotycznie przemieszane, że od suszonych bananów, przez słodką paprykę (wiem, że to nie owoc, no ale...) po czarny bez i gorzkie owoce (?)... nie wiem co przewodziło. Na pewno było dość gorzko i przyjemnie owocowo cierpko. Też trochę jak po... soczystym piwie.

Przypominała mi Naive Nano Lot Elizabeth Agudelo - bardzo podobna kwaśna goryczka - tam pomelo i piwo, tu też piwno-limonkowo-melonowate (bardziej karelowo-warzywne) nuty (wtedy jeszcze nie znałam tego gorzkiego melona, ale to podobne). Ulloa wyszła jednak wytrawniej w kontekście "jak danie", nie jak owoce i piwo. Też czułam kawę, ale... dołączyła do niej pikanteria przypraw i słodycz bananów z Cluizela Plantation El Jardin 69 % Colombie. Ta słodycz z wytrawnymi smakami wydała mi się niemal groteskowa i zarazem dziwnie wciągająca. Nie jednak taka pyszna-pyszna.


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 28,79 zł (za 57 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 646 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy

5 komentarzy:

  1. Prawdziwy rarytas, prostokątna(!) tabliczka od Naive :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię krótkie historie marek, czekolad, twórców etc. w Twoich recenzjach. Żadnej nie zapamiętałam, bo nie mam potrzeby pamiętać historii dotyczących słodyczy, których nawet nie widziałam na żywo, jednak czytanie sprawia mi przyjemność. Pikantna papryka, limonka, cytrusy, piwo z kawa, i to już na starcie? Rany, nieee. Kwaskowa śmietanka, mdłe owoce, piwo, kasza, pieprz, chilli... jak ja się oprę? Piwo z kawą, moje ulubione, mmm. Zwłaszcza ciepła kawa z zimnym, soczystym piwem. Ach, kocham!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię czytać te histie, mimo że zaraz je zapominam. Potem, od napisania do opublikowania, znów zapominam, więc znowu mam frajdę z czytania, gdy wracam do wstępu.

      A, od biedy, dałabyś radę czerpać jakąś tam przyjemność z zimnej kawy i ciepłego piwa? Bo ja nie.

      Usuń
    2. Wystygłej kawy - w życiu. Mrożonej kawy - jak najbardziej.

      Piwa zagrzanego na słońcu, na dodatek wygazowanego - w życiu. Piwa grzanego (np. z koglem-moglem) - jak najbardziej. Piwa w temperaturze pokojowej - tak, choć wolę zimne.

      Usuń
    3. Mrożoną czarną ze Starbucksa piłam w USA i było tak gorąco, że dało się, nawet będąc mną, to wypić.
      Chodziło mi o wystygłą w pytaniu. Swoją drogą, mój ojciec potrafi pić i wrzątek, i taką, która stała pół dnia, brr.

      Podobnie z piwem. Chodziło o takie ze słońca, bo grzane (jak wino) są fajne.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.