sobota, 30 stycznia 2021

krem Kaufland Classic Nussano Hazelnut Cocoa Spread

Lubimy z Mamą wiele produktów z Kauflandu, np. obecnie śmietankową Kaufland Classic Edel Herbe Sahne uważam za najlepszą tego typu czekoladę (obecnie bardzo cenię teoretycznie, bo do mlecznych nie wracam). Gdy Mama kupiła worek bułeczek mlecznych Tastino z Lidla, chciała je sobie jeść na różne sposoby. Kupiła do nich krem czekoladowy. Z Kauflandu - czy to zaskoczenie? Mimo że nie lubię kremów tego typu, Nutelli nie cierpię odkąd pamiętam, tak tu nastawiłam się o tyle przychylnie, że byłam przekonana, że Kauflandowi i coś takiego mogło w miarę wyjść. Fairtrade dodatkowo pozytywnie mnie nastawił, bo Nutellę i te całe "zdrowy start dla dziecka" potępiam gdy pomyślę raz, że o składzie tego, realnym smaku, jak i o tym, jak by taki skład uzyskać, lasy są cięte w pień, wykorzystywani są ludzie na różnych plantacjach (odnoszę się to paru tekstów jakie czytałam, acz w sumie żadnego nie sprawdziłam, by oskarżenia były w 100%ach prawdziwe). I... byłam po ludzku ciekawa, jak zwyklak ma się do np. kremu Freihofer Gourmet Zartbitter Creme czy kakaowo-miętowego Hatherwood.
Rozsądny człowiek i tak by pewnie zapytał, po co katuję się czymś tak nie w moim guście. Raz, że chciałam mieć punkt odniesienia dla powyższych, dwa... To już głupie, ale co tam. Otóż ostatnio mnie olśniło: nienawidzę zimnego jedzenia, a czasem coś kakaowego bym połyżeczkowała - moim marzeniem są lody, które by się topiły i miękły, ale miały temperaturę pokojową (ale nie chodzi mi o ciepłe lody - nie jadłam, ale wydaje mi się, że bym ich nie cierpiała, bo sam zapach i forma mnie obrzydzają). Coś jak ocieplające się Syrenki, ale jeszcze mniej zimne. Szkoda tylko, że to zupełnie nierealne (acz ten to aż trochę dla śmiechu spróbowałam; na blogu pojawią się w przyszłości porządne, naturalne kremo-masła orzechowe).

Kaufland Classic Nussano Hazelnut Cocoa Spread to "krem orzechowo-kakaowy do smarowania pieczywa" produkowany dla Kauflandu przez Wilhelm Reuss GmbH (producent czekoladowo-kawowych produktów, wielu instant, dla marketów np. Kauflandu, Lidla, Aldi, posiadający marki takie jak Krüger czy Trumpf, Schoegetten).

Po odkręceniu poczułam dziwnie duszno-ciepły zapach kojarzący się ze starą szafką; cukru, kojarzący mi się z cukrem pudrem i... właśnie takim smarowidłem na oleju. Olej, tłuszczowość czułam bardzo wyraźnie, tak samo jak leciutko czekoladkowy, bliżej nieokreślony wątek. Na pewno jednak tam był.

Wierzch jakby trochę spustynniał, ale w sumie... minimalnie. Całościowo było to ciągnące, miękko-tłuste, ale dość gęstawe, na pewno nie lejące. Zalepiało... bardzo. Jak klej. W ustach krem był tak proszkowy, że aż trzeszczący. Wydaje mi się też, że trafiałam na pojedyncze drobinki orzechów. Pod względem konsystencji postrzegam go jako wyśrodkowanego w swoich cechach i wadach chyba... takie typowe smarowidło?

W smaku od początku rzucała mi się na wyczuwalność przede wszystkim mdłość. To było nijako-oleiste, ale o dziwo nie tanie czy tandetne. Ta nuta wydaje mi się naturalna dla takich smarowideł, ale tu mnie zaskoczyła, że była niemal wiodąca.

Dopiero potem zaznaczyła się słodycz i wzrosła w dusznym kontekście. Była silna, a jednak przygłuszona, jakby przykurzona... jak... cukier puder? Wpisywała się w to orzechowość, bardzo delikatna i z nutą mlecznych czekoladek dla dzieci.

Krem z czasem ujawnił też czekoladkowość i orzechy laskowe. Czekoladkowość skojarzyła mi się z tanimi czekoladopodobnymi figurkami, jednak gdy o jakiejś czekoladzie mamy tu mówić, to na pewno o mlecznym wariancie. Delikatne orzechy laskowe były przyjemnie naturalne, nie sztuczne. I chwilami zdawały się wyprzedzać czekoladkowość, choć te smaki i tak były za bardzo stłumione.

Po zjedzeniu pozostał okropny posmak oleju, orzechów laskowych i taniej słodyczy. Dziwne i odpychające to było dla mnie głównie przez oleistość, która orzechom podyktowała dziwnie metaliczny wydźwięk. Przecukrzenie po prostu mi się nie podobało, ale ktoś o innym poziomie odporności na słodycz może nie mieć z tym problemu.
Próbowałam go z bułeczką mleczną, trochę łyżeczkując... Sam mi nie smakował, ale to bardzo personalnie, bo utwierdziłam się, że do takich kremów się nie przekonam i już... a z bułeczką w ogóle aż mi gębę wykręciło, bo... potwierdziło się, że ja ani kremowa, ani bułeczkowa. Wydawał się strasznie słodki, inne wady trochę przycichły, ale i tak były wyczuwalne, a w dodatku sprawił, że bułka waliła jak zwykła biała pszenna (nienawidzę takich).

Resztę miała kończyć Mama, ale jej też to nie odpowiadało: "Mało słodki, taki trochę deserowy i wytrawny, bym powiedziała, ale rzeczywiście oleisty. Ale jak tu mleko czuć! W ogóle to jak z takim mlekiem w proszku, a zobacz, że ja nigdy go nie wyczuwam. A orzechy laskowe to czułam, jak się wczułam i to pod koniec głównie. A posmak to okropny pozostawił". Sama nie wiem, gdzie jej ta "deserowość", ale jak widać... słodycz niska jak na smarowidło... Hm, za to oleistość wysoka? Ładna mi wymiana. Mamie latami Nutella smakowała, ale teraz nie wie, jak by ją odebrała. Ja w ciemno strzelam, że nie odebrałabym jej pewnie ani specjalnie lepiej, ani gorzej (chyba że gorzej minimalnie z tego, co sprzed lat jakoś wspominam?).
Na pewno plusem kauflandowego jest taki sam (a nawet lepszy?) skład i cena. Dzięki temu kremowi jednak udało mi się uznać, że chyba adekwatnie oceniłam Freihofer Gourmet Zartbitter Creme i Hatherwood.


ocena: 3/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: 5,89 zł (za 400 g)
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, oleje roślinne (rzepakowy, palmowy, słonecznikowy), orzechy laskowe 13 %, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 9%, mleko w proszku odtłuszczone, lecytyna słonecznikowa

8 komentarzy:

  1. Gdybym miała ochotę na tego typu krem, szarpnęłabym się na oryginał. Wydaje mi się, że wśród odpowiedników zbyt łatwo trafić na beznadziejne badziewie, które nie dość, że nie smakuje dobrze, to jeszcze nie pozwala się zjeść do końca. W efekcie ochota pozostaje niezaspokojona, a kasa poszła w błoto. Ciekawe, czy - biorąc pod uwagę przykład mamy - i ja wreszcie odnotowałabym mleko w proszku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli o mnie chodzi - Nutelli nigdy nie lubiłam, więc jej bym nie spróbowała tak o, by zjeść z czymś trochę. Liczyłam, że ten będzie lepszy. I właśnie - teraz po tym, to z ciekawości mogłabym może Nutellę spróbować, aby zobaczyć, czy tak samo zły czy faktycznie lepszy.
      Mama obecnie do Nutelli też jest trochę sceptyczna, więc to nie tak, że naszła ją ochota na Nutellę, a na "dobry krem czekoladowy". "Szarpnęłabym się na oryginał" u nas by nie pasowało, bo żadna z nas wtedy nie miała ochoty na Nutellę.

      Myślę, że mogłabyś. Ostatnio jeszcze w czymś je czuła. I... zastanawiam się, czy używają go coraz więcej, czy to ona robi się bardziej czuła. Mleko w proszku samo w sobie nie wydaje mi się złym składnikiem, tylko... to tak jak z ciastem / chlebem i mąką - wiadomo, że to z niej się je robi, ale nikt nie chce jej realnie tak wyraźnie i czysto czuć w produktach zrobionych.

      Usuń
  2. Tego kremu nie jadłam, ale lubię Nutellę, więc może bym odebrała go lepiej... Choć jestem specyficznie nastawiona do takich marketowych odpowiedników, bo zwykle smakują gorzej :D trochę niepokoi mnie ta oleistosc, czekoldopodopnosc i ta niską słodycz o której mówi mama, za to podoba mi się to że orzechy laskowe wypadają naturalnie :p raczej jednak nie kupię tego kremu, pozostanę przy Nutelli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jadłam innych marketowych odpowiedników, ale ja właśnie cenię sobie marketowe produkty. Czekolady, masła orzechowe, syropy klonowe, dżemy, chleby - wszystkie one z tych średnio-lepszych marketowych półek potrafią być lepsze od jakiś Sante, Łowiczy itp.

      Oleistość była przeobrzydliwa także w Nutelli, jak pamiętam, więc skoro jej oleistość Ci niestraszna, nie masz się co bać tej kauflandowej.

      Usuń
  3. Tsk czytałam Twój wpis i się uśmiechałam. Wielu ludzi postrzega mnie za wariatkę ale ja uwielbiam spienione mleko spieniaczem do mleka do kawy ;) jest ciepłe choć trzeba miksować schłodzone bez lub po gotowaniu albo ciepłe zależy niestety od sztuki, bo poziom spieniania ba a nawet sama możliwości spienienia mleka wynika z zawartości białka w nim a nie tłuszczu czy coś. Od razu wychodzi który producent kantuje ... choć zwykle kupuje mlekowity w tym celu nie każdy karton się spienia. Znaczy że woda zabielona a nie mleko ....
    No ale wracając robi się z tego pianka o temperaturze pokojowej ;) tylko nie miksuje się z niczym poza kawą w proszku lub kakao. Proszki proteinowe niszczą efekt. Nie uzyskasz pianki :/ inka też ok no i napoje proteinowe o wysokiej zawartości białka ;) cześć z nich sama też się spieni :) ale powyżej 18 g na 100 ml musi się w nich białka znaleźć. Polecam jeśli nie lubisz zimnych lodów. Ja miałam podobnie a piankowy deser jem codziennie ;) z czym mnie najdzie. Tylko mleko też musi się trafić słodkie. Polecam w tym celu zakup bezlaktozowego. Jest oczywiście slodsze :) ja używam 1.5 % e 0.5 też się spienia i 3.2% Także ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo spienione mleko, tak abstrakcyjnie, mnie nie odpycha ani nic. Dodanie jakiegokolwiek mleka do kawy już jak najbardziej. :P

      Bardzo ciekawy komentarz, bo uwielbiam ciekawostki o jedzeniu. Niestety jednak nie skorzystam, bo to nie o to chodzi. W lodach podoba mi się to, że są już całe warianty-kompozycje, czyli np. czekoladowe z brownie, fistaszkowe z masłem orzechowym itd., a samej tego nie zrobię. W ogóle w kuchni robię tylko proste rzeczy i nigdyt-przenigdy nie robię nic "na deser" (np. budyniu, lodów, wypieków). Na mlekach się nie znam i nie mam zamiaru eksperymentować, bo od lat pijam tylko wiejskie 2 % Piątnicy. Nie uznaję ani odtłuszczonego, tłuste mnie brzydzi. Obstawiam, że mogłoby mnie brzydzić także przy tym, gdybym coś z nim miała robić. "Deser piankowy" - pianka / mousse'y to zupełnie nie mój typ. Obecnie mnie od tego odpycha. W lodach to jakoś wychodzi inaczej.
      Znalazłam jednak coś "swojego", a dokładniej kremo-masła orzechowe (np. Basia Basia - znasz?). Recenzje jednak w kolejce wpisów zaplanowanych.

      Usuń
  4. Jasne. Te masła jem odkąd powstała firma. To już chyba 7 lat? Jakoś tak ;)
    Uwielbiam to z kawałkami orzechów :) kupuję też migdałowe, chałwolade i z bananem i chia ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chałwoladę już jadłam - jednorazowo spoko ciekawostka, z bananem przede mną, ale trochę się boję chia, bo nie cierpię tego, ale... no jednak banan kusi. :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.