piątek, 25 czerwca 2021

Sarotti Feine Edelbitter Marzipan ciemna 60 % z kremem marcepanowym

Ta czekolada... nie trafiła do mnie w głupi sposób. O nie. Z dziwnego powodu przyszło mi ją zjeść bardzo szybko. Dosłownie 3 dni po zakupie, czego prawie nigdy nie robię. Czy miałam aż tak ogromną ochotę na czekoladę z marcepanem? Czy szykowała się jakaś seria? Otóż nie. W Kauflandzie były po prostu promocje na pewne czekolady, których postanowiłam zrobić zapas. Wszystkie miały daty od 8 miesięcy do około roku. Jako że w miarę polubiłam się z ciemnymi Sarotti, postanowiłam dać szansę nadziewanej. Marcepan wprawdzie mnie nudzi, ale nadzienie marcepanowe? Liczyłam na migdałowo-marcepanowawy krem. I mimo że obecnie nieszczególnie mi po drodze z nadziewanymi, doszłam do wniosku, że do przyszłego roku na pewno mnie w końcu na taką najdzie. W domu okazało się, że... ta jedna jedyna datę miała nie roczną, a dosłownie kilkudniową. Tak, o ile wszystkie były do jakiś miesięcy na przestrzeni 2021, tak ta do 2020 (spokojnie, to tylko kolejka wpisów taka długo - jadłam ją przeterminowaną raptem o dzień i niestety i tak nie jestem przekonana, czy w takim razie ta recenzja w ogóle ma sens).


Sarotti Feine Edelbitter Marzipan 4 Tafelchen to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao nadziewana kremem marcepanowym (36%).
W formie 4 mini tabliczek (po 26,5 g każda).

Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam wyrazisty zapach marcepanu, a więc charakternie migdałowy, z leciutką goryczką, podkreśloną kakao i nutą likieru, jak również słodycz. Ta jednak nie była zbyt wysoka - wiązała się ze skojarzeniem z likierem. Czekolada wydała mi się zachowawcza i wycofana, ale zadowalająco gorzkawa, mimo że i "deserowo" słodka.

W dotyku tabliczki wydały mi się ulepkowato-miękkie, ale przy łamaniu ładnie pykały. Czekolada ogółem jednak nie była bardzo twarda. Marcepanowy krem wyglądał na zbity, ale to tylko pozór.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie średnim, raczej szybkawo. Robiła to łatwo, dość tłusto i rzadkawo.
Znikała, odsłaniając grudkowaty krem, którego struktura była pomieszaniem tłustego, mlecznego kremu z marcepanem ze średnio przemielonych migdałów. Nie był idealnie gładki czy bardzo tłusty, ale przyjemnie wilgotnie-tłustawy, kierujący się ku drożdżowości. Rozpływał się wolniej od czekolady, ale łatwo. Wydał mi się lekko pylisty i spójny (dzięki kremowości) z czekoladą. Marcepanowe, skrzypiące wiórki zostawały jeszcze na sam koniec po czekoladzie, ale na krótko. Wyważona tabliczka.

W smaku jako pierwszą poczułam gorzkość. Należała do dymu i mocno, ale nie za mocno palonej kawy sowicie dosłodzonej... likierem migdałowo-marcepanowym? Musiała przesiąknąć wnętrzem. Była bardzo słodka, a jednocześnie nie cukrowa. Trochę owocowa? Pomyślałam o wędzonych, kwaskawych śliwkach.

Już po paru chwilach do głosu dochodziło wyraziste wnętrze, by mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa chwilowo zdominować kompozycję (ale nie zabić czekolady całkowicie). Marcepan sam w sobie okazał się przede wszystkim migdałowy w kontekście bardzo słodkiego marcepanu, przy czym migdały podkreślała przyjemna, niemal cierpkawa goryczka i alkohol. Ilość jedynie do podkreślenia, trochę ocieplająca. Idealnie zeszło się to z czekoladą, która w tym czasie zdążyła zrobić się nieco bardziej dymnie piernikowa.

Czekolada, która z kolei dominowała ilościowo z czasem upuściła więcej cierpkości swoją "kawą" zalewając... piernik z powidlaną warstwą owocową. Taki dość odważnie doprawiony pieprzem i lukrecją... korzennie chłodnawy? Przyprawy te wpisały się w alkoholowość.

Ta, i jej ciepło w gardle, bliżej końca w bardzo zgrany sposób zamieniły się miejscami ze słodyczą. Ta jakby oblała piernik lukrem, do kawy z likierowym syropem dolała mleka... Zrobiło się mleczniej, leciutko nugatowo-migdałowo, by na koniec jakby na zasadzie kontrastu znów to marcepan i goryczkowato-palona czekolada ciemna wyszły na przód.

W posmaku została cierpkość gorzkawego, ale łagodnego kakao i marcepanowa nuta z odrobiną "ciepełka" (piernikowo-alkoholowego) oraz owocową mgiełką. Wyłapałam leciutki kwasek, albo raczej jego sugestię... Cukierkowość? Po zjedzeniu zostałam z wyobrażeniem o kostce piernikowej: z marcepanem, owocową częścią i w polewie kakaowej.
Niestety już w połowie jednej minitabliczki czułam lekką oleistość na ustach.

Całość okazała się smaczna i... interesująca. Krem był dużym i pozytywnym zaskoczeniem, jak i nuty wyczuwalne w czekoladzie. Idealnie się zgrały! Śliwkowo-kawowy piernik i marcepan to już miłe połączenie, a tu w dodatku idealnie trafiona kropelka alkoholi i przystępna struktura. Niby krem, ale i zacny marcepan zarazem.
Zdecydowanie wolałabym, by rozpływało się to wolniej, a także by ogólna słodycz była niższa, ale to naprawdę propozycja warta spróbowania. W momencie robienia zdjęć zastanawiałam się, czy zjem jedną-dwie minitabliczki, a resztę oddam dla ojca przez daty (przez nieapetyczny wygląd założyłam, że czekolada zgodnie z groźbą producenta się zestarzała), ale całość została u mnie. Stąd i recenzję postanowiłam dodać.


ocena: 8/10
kupiłam: Kaufland
cena: 3,99 zł (promocja za 106g)
kaloryczność: 525 kcal / 100 g; 1 mini tabliczka (26,5g) - 139 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz roślinny (palmowy, shea), migdały 6,5%, substancja utrzymująca wilgoć: syrop sorbitolowy, inwertaza; tłuszcz kakaowy, woda, słodka serwatka w proszku, mleko pełne w proszku, alkohol, syrop cukru inwertowanego, lecytyna sojowa, naturalny aromat, naturalny aromat waniliowy, kwas cytrynowy

2 komentarze:

  1. Ufam czekoladom o tej budowie i z takim nadzieniem marcepanowym, więc też mogłabym kupić. Póki co jednak zostaję przy cudownej rossmannowej (mam jeszcze jedną tabliczkę), bo nowości to potencjalne rozczarowania i konieczność pisania recenzji, na co nie mam ochoty. Alkohol może jeszcze bym wyczuła w takiej kompozycji, ale kawę, piernik, powidła czy nugat? Dobre sobie. Na szczęście nie przeszkadza mi mniejsze wyczuwanie nut w żarełku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdybyś chciała kupić, może być problem, bo chyba z Kaufów Sarotti ogółem zniknęły.
      Wiesz, że w odniesieniu do chęci / niechęci co do recenzowania to w przypadku czekolad, które jem w większej ilości, niechęć do pisania chyba nigdy się u mnie nie pojawiła? Natomiast zauważyłam przy pisaniu o rzeczach nie moich - w konsekwencji przestałam je jeść i recenzować (z malutkimi wyjątkami). W sumie więc rozumiem... Bo w końcu czekolada to jednak coś niezbyt Twojego.
      Alkohol raczej byś wyczuła, bo... jest w składzie, więc jest nadzieja, haha. Piernik czy piernikowe nuty w czekoladach przecież czasem wyczuwasz... Więc też, może? O, ciekawostka: ja nut nigdy specjalnie nie szukam. Same jakoś mi się do głowy cisną.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.