sobota, 20 listopada 2021

(Słodki Przystanek) Beskid Chocolate Beer Time IPA Hispaniola with Hops 75 % ciemna z Dominikany z chmielem, stylizowana na piwo

Po Beskidzie APA przyszła pora na drugą posiadaną tabliczkę z serii Beer Time, czyli inspirowanych piwami.
Ale, czyli piwa górnej fermentacji wywodzące się z Wielkiej Brytanii o gorzkim smaku, czasem dość ciemne to zdecydowanie bardziej moja bajka niż jasne, kwaskawe, jednak... nie ukrywam, że nie jestem znawcą i nigdy jakoś się w historię czy "jak to się robi" nie zagłębiałam. Wystarczyła mi wiedza, że preferuję ciemne rzemieślnicze piwa - piję na tyle mało, że nawet gdybym się porządnie dokształciła, i tak bym zapomniała. Co to IPA, a dokładniej India Pale Ale, na potrzeby tej recenzji więc zgooglowałam. Jako że wywodzi się z Wysp Brytyjskich, w czasach kolonialnych gdy Indie były pod protektoratem brytyjskim, po prostu na tamtejszy rynek głównie szło. A "pale"... no i tu leży mały problem. Pale, czyli jasny... tu chodzi o jasne ale. Peszek. Piwo to ochoczo przechwycili i rozsławili Amerykanie (a więc APA, bo "American Pale Ale"), celując jednak w wersje jasne. I... w tych czasach wśród IPA gama jest szeroka - barwa od jasnej po ciemną, mocno wyczuwalne chmiele. Od kwasku po słody; goryczka może być niska lub wysoka. Pocieszające, że przeważnie ponoć są raczej wytrawne. Tak sobie myślałam, że Beskid pewnie pójdzie właśnie w tym kierunku. Chociaż... marce ufam na tyle, że wierzyłam, że jakim IPA by się nie inspirowali, wyjdzie dobrze.

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Beer Time APA Hispaniola Bio with Hops 75 % Dark to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao Hispaniola z Republiki Dominikany z olejkami z chmieli Azacca, Jaryllo, Cascade, Chinook, Cashmere, El Dorado; stylizowana na piwo IPA.
Rafinowana i konszowana 72 godziny.

Otwierając poczułam, jak w dzikim pędzie ruszyły łeb w łeb orzechy i słody oraz owoce: cytrusowe i trochę od nich odstające egzotyczne. Otoczyła je piwna wrzawa goryczkowato-kwaskawego piwa-publiczności.
Od orzechów i słodu rozchodził się motyw zielono-roślinny. Oczami wyobraźni patrzyłam na masywne, zielone łodygi i konkretne źdźbła trawo-siana. Łodygi... i lekko wędzono-palona nuta zasugerowała wytrawniejsze zielone szparagi - może grillowane? Przy słodzie zaś wyłapałam wędzoną nutą... odlegle podchodzącą pod soczyście-kwaskawy ser? A tę kwaskawość nakręcały cytrusy. Przodowała limonka, a zaraz za nią pomelo. Z cytrynowym podkreśleniem i istotną goryczką skórek. Ogólnie w głowie miałam mieszaninę żółto-zielonych owoców, też egzotycznych. Zwłaszcza z czasem pomyślałam o gryzącym ananasie i odstających nieco, osładzajacych to bananach. Wyłapałam chyba też jakby "gruszkowe piwo"? Przy całej tej piwności zaś, limonce i wytrawniejszych elementach raz i drugi mignęło mi danie typu caviche (ryby marynowane w cytrusach, tu też jakieś warzywa i przyprawy w tym - wersja wege?).

Przy łamaniu tabliczka wykazała się twardością, ale w końcu mój sukces ukoronowały piękne trzaski.
Rozpływała się powoli, ale łatwo. Niemal do końca zachowywała zwartość, acz z kawałka zachowującego formę jakby... wyciskała się soczystość i tłustawość (chwilami oleista). Były to fale pokrywające dość lepko podniebienie i usta. Z racji przeogromnej soczystości nie wydała mi się specjalnie masywna, a nawet w pewien sposób... rozlazła? Gęsto-gęstawa.

W smaku od początku czekolada przedstawiła mi się jako bazowo bardzo łagodna. Poczułam niemal maślaność, delikatność... białych pianek (takich na napojach, nie pianek-marshmallow). Pianki rozchodziły się na dwa obozy: soczysty i łagodnie-gorzkawo-maślany.

Już odgryzając kawałek czy umieszczając go na języku poczułam się, jakby zrobiła łyk piwa. To pierwszy obóz, który cechowała dynamika - rozwijał się znacznie szybciej. Pomyślałam o bardzo wysokiej piance na piwie. Takiej idącej do góry szklanki od piwa tylko co do niej nalanego. Buchnęło podgazowaniem i soczyście kwaskawym smakiem. Poczułam słodką goryczkę pomelo, w kolejnych sekundach podrasowaną soczyście-kwaśną limonką. Zaraz zaznaczała się jednak też gorzkawość, przekierowująca myśli na piwo odgazowane.

W tym czasie, acz nieśmiało rozeszła się też druga pianka: spienione mleko na mało wyrazistym cappuccino. Za nim pojawiła się słodycz - trochę i z niego płynęła. Motyw delikatnej kawy wiązał się z nutką słodu i tłustych orzechów, acz nie był jednoznaczny. Jakby były to orzeszki odrobinkę posolone?  Poczułam lekkie podpalenie, prażenie... potem raczej nutę wędzoną. Na pewno bardzo, bardzo rozgrzewała. Może to nawet nie kawa, a gorące kakao? Ze wsadem ("wlewem"?)... chili i alkoholu?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiła się także wyraźna słodycz. Karykaturalnie do reszty w pierwszej chwili wydała mi się niemal cukrowa, potem bardziej... nie tyle karmelowa, co karmelizowano-kandyzowana. Nie jak karmel czy sam palony cukier, a jak rzeczy kandyzowane / karmelizowane. 

"Rzeczy"? Dokładniej cytrusy. Nie utraciły bowiem swej mocnej pozycji. Kwaśność przedstawiła się jako cytryny w cukrze (może nawet plaster cytryny po prostu posypany cukrem?), splot... "kwasideł i słodyczy" aż zadrapał w gardle. Limonka i pomelo, cytryny zawirowały to i... podjudziły, podbuzowały. Jak nic, poczułam kwaśne i mocno nagazowane, raczej jasne piwo. Słodycz też rosła też, a ja wyobraziłam sobie piwo gruszkowe. 

Nie trzeba było długo czekać, by gruszkowa nuta zaprosiła więcej owoców różnych, w tym egzotycznych i słodkich. Mignął melon, odlegle w tle, w cukrowej słodyczy może też "banan z czymś", ale że wśród cytrusów wciąż przodowała limonka i pomelo z wyczuwalną gorzkością skór.... Poprzez te skóry i goryczkę nagle lwia część uwagi skierowała się na ananasa. Takiego niedokładnie obranego. Widziałam soczyste, żółte kawałki z pozostawianą skórą... Znów dało się we znaki nawet ciepławe, odgazowane piwo... takie zostawione na dłużej w szklance... I zapomniane. Bo zaraz-zaraz! Usta zalała soczysta alkoholowość - więc tamto zostało zapomniane, bo pojawiło się inne, ciekawsze. Wróciła goryczkowata alkoholowość, łącząca się z wędzeniem.

Goryczka skóry ananasa połączyła się z pieczeniem. To już gryzienie anansowe i alkoholowe. Czułam gazowano-gryzące piwo, ale też limonki i chili. Chili, chili i rozgrzewanie... Goryczka... wszystko to zawiązało się jako... skórka sera... pleśniowego typu camembert? Albo podobnego, nawet nie pleśniowego. Wyczuwalna w tle łagodność-maślaność... kremowość! Przedstawiła się jako taki właśnie tłusty, kremowo-maślany, lekko śmietankowy ser. Na moment także kwaśność osiadła w śmietance. Może był to ser z orzechami...? Niemal oleiście-tłustymi... brazylijskimi? Doprawiony jednak sowicie chili, aż nieco kojarzący się z alkoholem?

I tu znów pomogły cytrusy. Alkohol jakby mocniej uderzył, napłynęło wiele goryczek. Wyobraziłam sobie chili w cukrze albo jakieś "alkoholowe szkiełko" w słodyczach. Czułam też goryczkę skór, słodu i... pestek chili? Podwędzona nuta zasugerowała mi dość wytrawne, a jednocześnie bardzo owocowo-soczyste i kwaśne danie. Wyobraziłam sobie jakąś chili-pomidorową i podwędzaną gęstwinę. Jakby orientalnie rześka wersja BBQ? Coś... z orzechami brazylijskimi? Zalały to cytrusy. Pomyślałam o caviche... albo daniu z sera i warzyw (zielonych? szparagów?) stylizowanych na to. Może z wędzonego tofu? Danie tajskie, na ostro... Z warzyw zielonych? Z ziołami-trawami? Pod koniec wyległa "zieloność" z zapachu. Rodem z tajskiej sałatki z orzechami i sosem, wędzoną nutką, w której wszystkiego jest tyle, że nie sposób połapać.

A jednak niemal cukrowy motyw też miał się nieźle. Jakbym... piła cukrowo słodkie, owocowe piwo z wyraźnymi goryczkami przy dość wytrawnym daniu. 

W posmaku został niezwykle obrazowy motyw piwa jasnego, już nieco odgazowanego, a jednak też gryzienie w język - piwa, ananasa i chili. Czułam rozgrzewanie i goryczki roślinnie-łodygowe. Odstawały od czekoladowości, więc przypisałabym je chmielom. Owocowość była mocarna, ale już tak zakręcona, że niejednoznaczna - na pewno bardzo soczysta i egzotyczna.

Całość charakteryzuje przeogromna moc. Cała wytrawność Dominikany Hispaniola Bio 80 % , a więc i ser, i podwędzenie (nawet dziwne skojarzenie z BBQ - choć w dzisiaj prezentowanej bardziej "sos chili podwędzony" - i "tłustymi orzechami") oraz zieloności jako warzywa zmieszały się z goryczkami chmieli.
Zaowocowało to w jeszcze więcej skór i zieloności-wytrawności. A jednak i z czekolady, i z chmieli płynęło dosłownie owocowe tsunami. Cytrusy (limonka, pomelo, cytryna), egzotyczny ananas, ale też gruszki i "nieokreślone wsparcie innych" intrygująco mieszały się z ostrością (chili w cappuccino? kremowym serze?), która osadziła się z kolei... we wręcz maślanej łagodności. Karykaturalnie jednak do tego wszystkiego wyszła słodycz - bo była jakby po prostu cukrowa. Tak myślę, że przez to, przez chmiele zupełnie zniknęły owoce leśne (m.in. jeżyny) z czystej 80 %.
Ogół jednak nie był ani bardzo kwaśny, ani gorzki. A jednocześnie był... Z tym że tak zgrany i osłodzony, że jak najbardziej przystępny.
O wiele dalej jej za to do Dominikany Hispaniola BIO 70 %.

Oczywiście zupełnie inna niż APA Sao Tome 75 % - kwaśniejsza, ostrzejsza, wytrawniejsza. Jakby bardziej przebojowa, a zarazem więcej w niej harmonii. Jak APA to pikle, marynowane owoce / warzywa z cytrusami i owocami sadu, tak IPA to wędzona sałatka z cytrusami i owocami egzotycznymi. Intrygujący duet w ofercie. Co ciekawe, chmiele w dzisiaj przedstawianej wydają się mniej odstawać, ale ta tabliczka podpadła mi trochę maślanością i jednak zbytnim natłokiem kwaśności i cukrowości. Mimo to, była wprost przepyszna.


ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 17,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, olejek chmielowy (Azacca, Jaryllo, Cascade, Chinook, Cashmere, El Dorado)

2 komentarze:

  1. Szparagi jadłam milion lat temu, zapomniałam o ich istnieniu. W ogóle w domu ich nie lubiłam przez łykowatość. Skusiłam się na kilka w domu gimnazjalnego chłopaka, gdy spędzałam u niego wakacje, i przepadłam. Zero łyka, miękkość, smak <3 Szkoda że zaraz po takim miłym produkcie ustawiłaś limonkę :P Pianki marshmallow na napoju wyglądają bajecznie. Miałam okazję spróbować tylko raz, ale w Puchatku ze sklepu, więc było kijowo. (Wiem, że nie o taką piankę Ci chodziło). Chili i alkohol, o nie. Gruszki za mną ostatnio chodzą, niebawem kupię. Ananasy też, ale na gofrze. Banan z czekoladą na naleśniku. Podwędzony ser, np. rolada ustrzycka <3, ale nie sos chili. Gramy dziś w skojarzenia dwiema różnymi taliami kart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kocham, a mój organizm protestuje, jakbym jakaś alergię miała.
      Świeże, dobre, a nie np. stare i zrobione w punkt nie powinny być łykowate. Łykowate = stare.

      Ananasy na gofrze? Nie wpadłabym i nie chciałabym tego tak zjeść.

      Roladę ustrzycką Mama uwielbia, ale jej za słona. Ja kiedyś bardziej lubiłam, a teraz, co jej trochę podkradnę, to sól mnie tak powala, że to już jakoś nie potrafi mi realnie smakować. Lubię więc tylko teoretycznie, taką nieprzesoloną, idealizowaną "sprzed lat".

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.