czwartek, 30 października 2025

Adikam Happy Halloween mleczna i biała

Miło, że mimo długaśnych kolejek wpisów, mimo tego, że większość recenzji musi czekać miesiącami na publikację, akurat na Halloween udaje mi się publikować na czas. Tylko że... ekhem... często rzeczy z zeszłego roku. Bo a to swoje musiały odczekać w komodzie, a to właśnie te kolejki. Nie inaczej było z tymi czaszkami. Gdy ojciec zapytał, czy chcę, odpowiedź była twierdząca. Naprawdę podobają mi się z wyglądu. Niestety na tym koniec, bo to zwykła mleczna i zwykła biała, a więc właśnie nie moje typy czekolad. Ciekawe, dlaczego skoro producent zdecydował się na miks czekolad, zupełnie zapomniał o czekoladzie ciemnej... Nie byłabym sobą, gdybym dokładniej nie sprawdziła tego producenta. Polska firma Adikam opisuje swoją ofertę jako "wyroby czekoladowe dla koneserów dobrego smaku". Parsknęłam, ale jedno muszę im przyznać - są szczerzy. Faktycznie robią wyroby czekoladowe, nie czekoladę. Pewnie to niezamierzone, pewnie nie chodziło o masę czekoladopodobną, a o to, że robią figurki, czyli nie czekoladę tabliczkową, ale i tak. Gdy dalej poczytałam, że ich produkty "wyróżniają się najwyższą jakością", pokręciłam głową ze smutkiem. Dlaczego? No cóż... kuszą ładnym wyglądem, a w tym przypadku to... źle. Bo człowiek może się władować w... no właśnie, tu zapraszam do recenzji.
Zacząć postanowiłam od potencjalnie gorszych.

Adikam Happy Halloween to figurki z czekolady mlecznej o zawartości 30% kakao i figurki z białej czekolady; w opakowaniu znajduje się 6 czaszek, łącznie 65g; produkowane na Halloween.

W opakowaniu znalazły się 3 mleczne i 3 białe (nie wiem, czy tylko w moim, czy w każdym).
Gdy je otworzyłam, uderzył mnie okrutny zapach czy raczej smród, łączący wszystko, co najgorsze w tanich słodyczach: wanilina, cukier i sztuczny plastik, udający mleko. Mleko wydało mi się aż przerysowane - wyraźne, ale nie w naturalnym sensie. Czuć jego proszkowe pochodzenie. Wyjęte figurki były różnej wielkości.

Adikam Figurki z białej czekolady to biała czekolada w formie czaszek.

Białe mocno dawały (bo nie umiem o tym napisać "pachniały") waniliną, a więc sztuczną słodyczą, która rozchodziła się na całe pomieszczenie, wymieszaną z mnóstwem cukru i mlekiem. To wydało mi się przerysowane - czułam mleko w proszku, ale do głowy przyszło mi też mleko z tubki. Wyszło to do bólu tandetnie - z jakby kwaskawą taniością w tle, a także akcentem Tic taków.

Białe czaszki bardzo różniły się między sobą - jedna była bardziej żółta, inne bardziej białe, a gramatury to kolejno: 8g, 10g i 12g. Co ciekawe, najlżejsza i najbardziej żółta czaszka, była twarda, a białe sugerowały miękkość już przy krojeniu czy odgryzaniu kęsa.
W dotyku figurki były pyliście-sucho proszkowe. Sugerowały ulepkowatość, ale masywną i konkretną. Przy przekrajaniu czy odgryzaniu kawałka były twardawe w jakby stwardniało-polewowy sposób. 
W ustach czekoladka rozpływała się w tempie umiarkowanym, tłusto i maziście. Przedstawiła się jako proszkowa, ale zaraz zaczęła przechodzić w coś bardziej gładkiego. Pojawiła się nawet pewna kremowość. Próbowała zdobyć się na gęstawość. Czekolada zmiękła jakby powierzchownie, bo niemal do końca zachowała kształt. Robiła się coraz bardziej tłusto-wodnista i końcowo zasnuła się pylistością. Już nie próbowała być gęstą - znikała na tłustą wodę.
Żółta czekoladka, rozpływając się, mocno trzymała kształt, a i wydawała się kryć wewnątrz twardość, podczas gdy białe-białe już przy krojeniu dały się poznać jako bardziej miękkie, a przy robieniu kęsa zęby łatwo w nią wchodziły. Rozpływała się gęściej i bardziej miękko.

W smaku pierwsze pojawiło się mleko z cukrem, który przełożył się na szybki wzrost słodyczy. Mknęła odważnie przed siebie, szybko osiągając poziom przesady i męcząc. Oczami wyobraźni widziałam torbę cukru, wraz z wyczuwalnym posmakiem samej torby - taki specyficzny, duszny motyw.

Nie wysokość słodyczy jednak była najgorsza, bo do cukru już po chwili dołączyła chemiczna, sztuczna wanilina, która wanilii nawet nie próbowała udawać. Przedstawiła się jako plastikowo-tandetna. Mieszając się z mlekiem wyszła jak tania, biała polewa, która z czekoladą nie ma nic wspólnego. A która drapie w gardle z pewnością.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa aromaty i tandeta przełożyły się na sugestię osobliwego kwasku w tle. Był rodem wyjęty z najtańszych i najgorszych białych czekolad, ale wciąż nie było to zbyt czekoladowe.

Mleczność była wyrazista, ale w złym sensie. Czułam mleko w proszku, lecz do głowy przyszło mi też przearomatyzowane mleko z tubki i... jakby mleko plastikowe? Prawdopodobnie mleko z aromatu.

Słodycz zrobiła się bardzo ciężka i aż mdliła. Drapała w gardle, ale nawet nie była aż tak straszliwie przesadzona, a po prostu przesadzona - sprawę położył jej obrzydliwy wydźwięk, sztuczność. Umocnił ją dziwny, parafinowo-woskowy wątek, w który wolałam się nie zagłębiać.

Po zjedzeniu już małej ilości czułam się nie tylko po prostu przesłodzona, a zamulona ciężką, sztuczną waniliną. Czułam duszność cukru i tandetny motyw białej polewy, plastiku. Nawet mleko wyszło dziwnie przerysowane.

Co ciekawe, małe różnice wystąpiły także w smaku. Bardziej żółta czaszka mordowała sztucznością, a bardziej białe były nieco mniej sztuczne - w nich jakby cukier bardziej szalał. Co lepsze, to jednak wybór między dżumą a cholerą. 

Dawno nie jadłam tak niesmacznego... czegoś. Bo czekoladą, nawet białą, trudno to nazwać. Wanilina w formie czaszki, straszliwa taniość i tandeta białej polewy. Adekwatnie do pory halloweenowej - Koszmar z fabryki waniliny.
W zasadzie nie zjadłam chyba nawet połowy czaszki - tu kęs, tu gryz i to tylko, by sprawdzić, czy się różnią. Szczerze to po powąchaniu miałam ochotę uciekać. 

Mama też spróbowała tylko trochę i stwierdziła: "Okropne, taka najtańsza niesmaczna biała czekolada, ale mało tego! Ta jej taniość w dziwną jakąś kwaśność szła, której tam wcale nie powinno być".


ocena: 1/10
kaloryczność: 527 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, serwatka w proszku, emulgatory (lecytyny sojowe, polirycynooleinian poliglicerolu), aromat



Adikam Figurki z mlecznej czekolady to czekolada mleczna o zawartości 30% kakao w formie czaszek.

Zapach mlecznych czaszek wydał mi się bardziej zachowawczy, ale też odpychający. Tu jednak dominował cukier i jeszcze raz cukier. Czułam duszność i ciężkość cukru, który przeplotła sztuczność oraz plastik. Bardzo tandetny zapach.

Mleczne czaszki trochę się  poobtłukiwały więc w sumie prezentowały się nieco gorzej. Były za to bardziej podobne jedna do drugiej. Ich waga jednak też się różniła, ale nie tak drastycznie. To kolejno 10g, 11g i 12g. 
W dotyku wydały mi się pyliście-ulepkowate, ale twarde. Przy krojeniu czy odgryzaniu kawałka były znacząco twardsze od białych. Z racji grubości przy krojeniu usłyszałam nawet chrupnięcie. Nie jednak trzask, a jakby dźwięk zawilgocono-stwardniałej polewy. Gdy robiłam kęsa, masę odebrałam jako trzeszcząco-skrzypiącą.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie raczej szybkim. Do końca zachowała pewną zbitość, zwartość i jakby wewnętrzną twardość. Niby aspirowała do gęstawości, acz na mazistości się skończyło. Roztaczała tłustość i wodnistość, a także chwilowo lekką pylistość. Ogółem jednak sprawiała wrażenie raczej gładkiej. A do tego ulepkowatej. Wyszła jak polewa, nie czekolada.

W smaku przywitało mnie niewyraźne mleko i cukier. Słodycz w pierwszej chwili wydała mi się zachowawcza, ale już po chwili ruszyła z impetem. Pokazała się z bardzo cukrowej, wręcz dusznej strony.

Mleczność zaprezentowała się i jakoś zaniknęła, była marginalna, a zarazem dziwnie przerysowana.

Nagle do słodyczy doskoczył plastik i sztuczność. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam jednoznaczny smak wyrobu czekoladopodobnego. Od razu pomyślałam o wszystkich najbardziej tandetnych, najtańszych figurkach pseudoczekoladowych, jakie tylko można sobie wyobrazić.

Słodycz zadrapała w gardle, jako że cukrowość rozkręcała się w najlepsze. Mieszała się z mieszaniną aromatów, chemii - chyba nawzajem się podkręcały. Do głowy przyszły mi świeczki i woski o zapachu czekolady - smak zrobił się tak sztuczny, że trudno mi było myśleć o tym jako o czymś do jedzenia. Niby mleko się jeszcze ciut wyłoniło, ale nie na tyle, by całości pomóc.

Po zjedzeniu zostało przecukrzenie wraz z drapaniem w gardle, ale także motyw okrutnie sztucznej, świeczkowato-plastikowej czekolady.

Gdy po białej czaszce pomyślałam, że gorzej być nie może... Była jeszcze czaszka z mlecznej czekolady. Powiedzmy - bo, jak się okazało, mleczna czekolada to znalazła się tylko w nazwie. To okrutnie słodki, sztuczny wyrób czekoladopodobny. Tandetny plastik, który może przyprawić o traumę. Mleczne czaszki chyba wyszły jeszcze gorzej niż białej, ale jedne i drugie były tak parszywe, że nawet nie mam jak im zróżnicować ocen, nie rozszerzając skali na ujemną.
 No... udało im się dostosować wyrób do Halloween - to prawdziwy horror.

Mama po małej ilości też odpadła i podsumowała: "Okropne. Słodkie i sztuczne, a w tej sztuczności taniej takiej nawet mi jakby aromat alkoholowy, ale bez alkoholu oczywiście, przemknął. Takie dziwne coś. Nie wiem nawet, które gorsze, nie umiem wybrać".


ocena: 1/10
kaloryczność: 524 kcal / 100g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyny sojowe, polirycynooleinian poliglicerolu), aromat


kupiłam: dostałam (ojciec kupił w Dino)
cena: 3,99 zł (za 65 g)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.