Miło, że mimo długaśnych kolejek wpisów, mimo tego, że większość recenzji musi czekać miesiącami na publikację, akurat na Halloween udaje mi się publikować na czas. Tylko że... ekhem... często rzeczy z zeszłego roku. Bo a to swoje musiały odczekać w komodzie, a to właśnie te kolejki. Nie inaczej było z tymi czaszkami. Gdy ojciec zapytał, czy chcę, odpowiedź była twierdząca. Naprawdę podobają mi się z wyglądu. Niestety na tym koniec, bo to zwykła mleczna i zwykła biała, a więc właśnie nie moje typy czekolad. Ciekawe, dlaczego skoro producent zdecydował się na miks czekolad, zupełnie zapomniał o czekoladzie ciemnej... Nie byłabym sobą, gdybym dokładniej nie sprawdziła tego producenta. Polska firma Adikam opisuje swoją ofertę jako "wyroby czekoladowe dla koneserów dobrego smaku". Parsknęłam, ale jedno muszę im przyznać - są szczerzy. Faktycznie robią wyroby czekoladowe, nie czekoladę. Pewnie to niezamierzone, pewnie nie chodziło o masę czekoladopodobną, a o to, że robią figurki, czyli nie czekoladę tabliczkową, ale i tak. Gdy dalej poczytałam, że ich produkty "wyróżniają się najwyższą jakością", pokręciłam głową ze smutkiem. Dlaczego? No cóż... kuszą ładnym wyglądem, a w tym przypadku to... źle. Bo człowiek może się władować w... no właśnie, tu zapraszam do recenzji.
Zacząć postanowiłam od potencjalnie gorszych.
Adikam Happy Halloween to figurki z czekolady mlecznej o zawartości 30% kakao i figurki z białej czekolady; w opakowaniu znajduje się 6 czaszek, łącznie 65g; produkowane na Halloween.
W opakowaniu znalazły się 3 mleczne i 3 białe (nie wiem, czy tylko w moim, czy w każdym).
Gdy je otworzyłam, uderzył mnie okrutny zapach czy raczej smród, łączący wszystko, co najgorsze w tanich słodyczach: wanilina, cukier i sztuczny plastik, udający mleko. Mleko wydało mi się aż przerysowane - wyraźne, ale nie w naturalnym sensie. Czuć jego proszkowe pochodzenie. Wyjęte figurki były różnej wielkości.
Adikam Figurki z białej czekolady to biała czekolada w formie czaszek.
Białe mocno dawały (bo nie umiem o tym napisać "pachniały") waniliną, a więc sztuczną słodyczą, która rozchodziła się na całe pomieszczenie, wymieszaną z mnóstwem cukru i mlekiem. To wydało mi się przerysowane - czułam mleko w proszku, ale do głowy przyszło mi też mleko z tubki. Wyszło to do bólu tandetnie - z jakby kwaskawą taniością w tle, a także akcentem Tic taków.
Białe czaszki bardzo różniły się między sobą - jedna była bardziej żółta, inne bardziej białe, a gramatury to kolejno: 8g, 10g i 12g. Co ciekawe, najlżejsza i najbardziej żółta czaszka, była twarda, a białe sugerowały miękkość już przy krojeniu czy odgryzaniu kęsa.
W dotyku figurki były pyliście-sucho proszkowe. Sugerowały ulepkowatość, ale masywną i konkretną. Przy przekrajaniu czy odgryzaniu kawałka były twardawe w jakby stwardniało-polewowy sposób.
W ustach czekoladka rozpływała się w tempie umiarkowanym, tłusto i maziście. Przedstawiła się jako proszkowa, ale zaraz zaczęła przechodzić w coś bardziej gładkiego. Pojawiła się nawet pewna kremowość. Próbowała zdobyć się na gęstawość. Czekolada zmiękła jakby powierzchownie, bo niemal do końca zachowała kształt. Robiła się coraz bardziej tłusto-wodnista i końcowo zasnuła się pylistością. Już nie próbowała być gęstą - znikała na tłustą wodę.
Żółta czekoladka, rozpływając się, mocno trzymała kształt, a i wydawała się kryć wewnątrz twardość, podczas gdy białe-białe już przy krojeniu dały się poznać jako bardziej miękkie, a przy robieniu kęsa zęby łatwo w nią wchodziły. Rozpływała się gęściej i bardziej miękko.
W smaku pierwsze pojawiło się mleko z cukrem, który przełożył się na szybki wzrost słodyczy. Mknęła odważnie przed siebie, szybko osiągając poziom przesady i męcząc. Oczami wyobraźni widziałam torbę cukru, wraz z wyczuwalnym posmakiem samej torby - taki specyficzny, duszny motyw.
Nie wysokość słodyczy jednak była najgorsza, bo do cukru już po chwili dołączyła chemiczna, sztuczna wanilina, która wanilii nawet nie próbowała udawać. Przedstawiła się jako plastikowo-tandetna. Mieszając się z mlekiem wyszła jak tania, biała polewa, która z czekoladą nie ma nic wspólnego. A która drapie w gardle z pewnością.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa aromaty i tandeta przełożyły się na sugestię osobliwego kwasku w tle. Był rodem wyjęty z najtańszych i najgorszych białych czekolad, ale wciąż nie było to zbyt czekoladowe.
Mleczność była wyrazista, ale w złym sensie. Czułam mleko w proszku, lecz do głowy przyszło mi też przearomatyzowane mleko z tubki i... jakby mleko plastikowe? Prawdopodobnie mleko z aromatu.
Słodycz zrobiła się bardzo ciężka i aż mdliła. Drapała w gardle, ale nawet nie była aż tak straszliwie przesadzona, a po prostu przesadzona - sprawę położył jej obrzydliwy wydźwięk, sztuczność. Umocnił ją dziwny, parafinowo-woskowy wątek, w który wolałam się nie zagłębiać.
Po zjedzeniu już małej ilości czułam się nie tylko po prostu przesłodzona, a zamulona ciężką, sztuczną waniliną. Czułam duszność cukru i tandetny motyw białej polewy, plastiku. Nawet mleko wyszło dziwnie przerysowane.
Co ciekawe, małe różnice wystąpiły także w smaku. Bardziej żółta czaszka mordowała sztucznością, a bardziej białe były nieco mniej sztuczne - w nich jakby cukier bardziej szalał. Co lepsze, to jednak wybór między dżumą a cholerą.
Dawno nie jadłam tak niesmacznego... czegoś. Bo czekoladą, nawet białą, trudno to nazwać. Wanilina w formie czaszki, straszliwa taniość i tandeta białej polewy. Adekwatnie do pory halloweenowej - Koszmar z fabryki waniliny.
W zasadzie nie zjadłam chyba nawet połowy czaszki - tu kęs, tu gryz i to tylko, by sprawdzić, czy się różnią. Szczerze to po powąchaniu miałam ochotę uciekać.
Mama też spróbowała tylko trochę i stwierdziła: "Okropne, taka najtańsza niesmaczna biała czekolada, ale mało tego! Ta jej taniość w dziwną jakąś kwaśność szła, której tam wcale nie powinno być".
ocena: 1/10
kaloryczność: 527 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku pełne, serwatka w proszku, emulgatory (lecytyny sojowe, polirycynooleinian poliglicerolu), aromat
Adikam Figurki z mlecznej czekolady to czekolada mleczna o zawartości 30% kakao w formie czaszek.
Zapach mlecznych czaszek wydał mi się bardziej zachowawczy, ale też odpychający. Tu jednak dominował cukier i jeszcze raz cukier. Czułam duszność i ciężkość cukru, który przeplotła sztuczność oraz plastik. Bardzo tandetny zapach.
Mleczne czaszki trochę się poobtłukiwały więc w sumie prezentowały się nieco gorzej. Były za to bardziej podobne jedna do drugiej. Ich waga jednak też się różniła, ale nie tak drastycznie. To kolejno 10g, 11g i 12g.
W dotyku wydały mi się pyliście-ulepkowate, ale twarde. Przy krojeniu czy odgryzaniu kawałka były znacząco twardsze od białych. Z racji grubości przy krojeniu usłyszałam nawet chrupnięcie. Nie jednak trzask, a jakby dźwięk zawilgocono-stwardniałej polewy. Gdy robiłam kęsa, masę odebrałam jako trzeszcząco-skrzypiącą.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie raczej szybkim. Do końca zachowała pewną zbitość, zwartość i jakby wewnętrzną twardość. Niby aspirowała do gęstawości, acz na mazistości się skończyło. Roztaczała tłustość i wodnistość, a także chwilowo lekką pylistość. Ogółem jednak sprawiała wrażenie raczej gładkiej. A do tego ulepkowatej. Wyszła jak polewa, nie czekolada.
W smaku przywitało mnie niewyraźne mleko i cukier. Słodycz w pierwszej chwili wydała mi się zachowawcza, ale już po chwili ruszyła z impetem. Pokazała się z bardzo cukrowej, wręcz dusznej strony.
Mleczność zaprezentowała się i jakoś zaniknęła, była marginalna, a zarazem dziwnie przerysowana.
Nagle do słodyczy doskoczył plastik i sztuczność. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam jednoznaczny smak wyrobu czekoladopodobnego. Od razu pomyślałam o wszystkich najbardziej tandetnych, najtańszych figurkach pseudoczekoladowych, jakie tylko można sobie wyobrazić.
Słodycz zadrapała w gardle, jako że cukrowość rozkręcała się w najlepsze. Mieszała się z mieszaniną aromatów, chemii - chyba nawzajem się podkręcały. Do głowy przyszły mi świeczki i woski o zapachu czekolady - smak zrobił się tak sztuczny, że trudno mi było myśleć o tym jako o czymś do jedzenia. Niby mleko się jeszcze ciut wyłoniło, ale nie na tyle, by całości pomóc.
Po zjedzeniu zostało przecukrzenie wraz z drapaniem w gardle, ale także motyw okrutnie sztucznej, świeczkowato-plastikowej czekolady.
Gdy po białej czaszce pomyślałam, że gorzej być nie może... Była jeszcze czaszka z mlecznej czekolady. Powiedzmy - bo, jak się okazało, mleczna czekolada to znalazła się tylko w nazwie. To okrutnie słodki, sztuczny wyrób czekoladopodobny. Tandetny plastik, który może przyprawić o traumę. Mleczne czaszki chyba wyszły jeszcze gorzej niż białej, ale jedne i drugie były tak parszywe, że nawet nie mam jak im zróżnicować ocen, nie rozszerzając skali na ujemną.
No... udało im się dostosować wyrób do Halloween - to prawdziwy horror.
Mama po małej ilości też odpadła i podsumowała: "Okropne. Słodkie i sztuczne, a w tej sztuczności taniej takiej nawet mi jakby aromat alkoholowy, ale bez alkoholu oczywiście, przemknął. Takie dziwne coś. Nie wiem nawet, które gorsze, nie umiem wybrać".
ocena: 1/10
kaloryczność: 524 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory (lecytyny sojowe, polirycynooleinian poliglicerolu), aromat
kupiłam: dostałam (ojciec kupił w Dino)
cena: 3,99 zł (za 65 g)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.