Można powiedzieć, że niemal do momentu otwarcia nie byłam pewna, gdzie tabliczka wyląduje. Pierwotnie myślałam, że wezmę ją na zupełnie inny szczyt, ale nim się na niego wybrałam, podczepiłam się do ludzi z grupy o górach na inny, na Ćwilin. Miało być spacerowo z Jurkowa, a zepsuł nam się samochód w Mszanie Dolnej. Długo nie czekając, zadecydowałam, że idziemy stamtąd. Obrałam żółty szlak, wiodący przez pola i las. Minęłam Czarny Dział i w końcu znalazłam się na Ćwilinie. W powietrzu czuć było deszcz, mimo że nie padało. Widoki mimo zachmurzenia przyjemnie, więc czekolada miała ładne tło. Byłam jej ciekawa, mimo że obiektywnie, nie była niczym kuszącym. Mnie jednak interesowało, jak smakuje taka najzwyklejsza czekolada z Grecji. Chyba bowiem żadnej greckiej nie jadłam. Ta co prawda i tak została zrobiona przez markę należącą obecnie do Mondelez, ale powiedzmy że w jakimś tam stopniu... dalej jest grecka. A przynajmniej ponoć najpopularniejsza w Grecji (pewnie jak u nas niepolskie Milka i Wedel). Wszak w Polsce takiej nie kupimy na każdym kroku, a jedynie w sklepach z produktami sprowadzanymi. Z internetu dowiedziałam się, że nazwa "ΣΟΚΟΛΑΤΑ ΠΑΥΛΙΔΟΥ ΥΓΕΙΑΣ" oznacza "Zdrowa Czekolada Pavlidis", a jej historia sięga 1861 roku, kiedy Spyridonas Pavlidis przywiózł czekoladę do Grecji i jako pierwszy w tym kraju zaczął ją produkować. Patrząc na skład, zaśmiałam się na słowo "zdrowa", jednak to nie takie bez sensu, dlatego że w tamtych czasach często używano do produkcji czekolady mleka niepasteryzowanego, co powodowało problemy zdrowotne. Pavlidis postanowił wyprodukować swoją czekoladę bez mleka - dzięki temu nie powodowała problemów zdrowotnych spowodowanych przez bakterie.
ΣΟΚΟΛΑΤΑ ΠΑΥΛΙΔΟΥ ΥΓΕΙΑΣ ΜΕ ΑΜΥΓΔΑΛΑ / Pavlidis Health Chocolate Dark Chocolate With Almonds to ciemna czekolada o zawartości 43% kakao z migdałami, produkowana przez Mondelez.
Po otwarciu poczułam intensywny, słodki zapach, kojarzący się z nie najwyższych lotów lodami z budki, jakby tak wziąć dwie gałki: waniliową i kakaową. Pierwsza była sztucznie waniliowa, czyli wanilinowa, a druga wplotła niegorzkie kakao. Do głowy przyszło mi słowo "kakałko", a także myśl o trochę plastikowej polewie kakaowej. Słodycz stała na wysokim poziomie i była duszna za sprawą waniliny. Aż przytłaczała. Cukier podpiął się raczej pod przesłodzone lody kakaowe, które mogły być z jakimś złudne alkoholowym sosem. Migdały zaznaczyły się dopiero za tym wszystkim.
Tabliczka wyglądała trochę ulepkowato-polewowo. Przy łamaniu trzaskała głośno, gdyż była twarda. Obecność mnóstwa kawałków migdałów podyktowało jej znikomą kruchość. Spód nie zdradzał, że kawałków dodano bardzo dużo. Widać to dopiero w przekroju.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie i chętnie, mimo że była zbita. Zostawiała po sobie trochę maziście-wodnistych smug. Brakowało jej gęstości, rozpuszczała się wodniście. Wykazywała średnią tłustość oraz proszkowość, a co jakiś czas nachodziła mnie myśl o plastelinie.
Migdały wyłaniały się z niej po pewnym czasie, bez pośpiechu, wręcz niechętnie. Czekolada mocno się ich trzymała, co sugerowało zostawianie ich na koniec, nie gryzienie obok. Wyszło to bardzo spójnie, że mimo ogromu kawałków, nic nie drapało podniebienia.
W czekoladzie znalazło się bardzo dużo średnich i małych kawałków, że nie dało się zrobić kęsa bez nich. Aby spróbować samej czekolady, musiałam ostrożnie zgryźć trochę z wierzchu-brzegu. Kawałki migdałów znajdowały się głównie bliżej spodu.
Migdały gryzłam, kiedy czekolada zniknęła. Były odpowiednio twardo chrupiące, w porywach kruche, a dosłownie pojedyncze miały w sobie coś z suchości. Na wielu, acz mniej niż na połowie, zostały delikatne skórki.
W smaku najpierw poczułam mocno wanilinową słodycz, która przy wsparciu cukru się nakręcała bez żadnych oporów. Nie czekała, by dać się poznać jako ciężkawa i duszna.
Po chwili zaczęła układać się w przesłodzoną, wanilinowo-cukrową polewę kakaową. Ta była jednak pozbawiona gorzkości, czuć jedynie lekką gorzkawość.
Cukier szybko zaznaczył swoją obecność w gardle, zaczynając drapać. Pomyślałam o przecukrzonym syropie, sosie kakaowym, spływającym do gardła. O syropie, którym polano tanie lody waniliowe, które zamiast wanilią, smakują waniliną.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sos mieszał się z tanią polewą. Jedno i drugie połączyły słodko-duszenie alkoholowe zapędy.
Do wanilinowych lodów dołączyła maślaność, co jeszcze bardziej złagodziło gorzkawość, a podkręciło sztuczność waniliny. Ogrom dusznej słodyczy cukru i waniliny znów podszepnął słowo "kakałko" dla dzieci. Albo "kakałkowe", niegorzkie lody.
Migdały długo nie zdradzały swojej obecności, choć raz po raz zdarzyło się im przemknąć gdzieś w tle.
Kiedy spróbowałam trochę czekolady osobno, potwierdziło się, że nie przesiąkła nimi. A jednak, choć pozostawały wycofane, osłabiały sztuczność waniliny. W przypadku bowiem odrobinki samej czekolady czy gdy akurat trafiło się trochę mniej kawałków (a zdarzało się to niezwykle rzadko) i kiedy to bardzo skupiałam się na bazie, ona właśnie podszepnęła maślaności margarynę.
Kiedy jednak z bazy wyłaniało się coraz więcej i więcej kawałków, z czasem wreszcie się odzywały wyraźniej. Z trudem wychyliły się zza słodyczy, a i to chyba tylko dlatego, że pomogła im maślaność.
Gdy na próbę ze dwa razy pogryzłam migdały obok czekolady, imperatywna, duszna słodycz waniliny i cukru kompletnie je zagłuszała. One zaś nie dały rady przełamać słodyczy.
Migdały gryzłam więc na koniec. Wtedy smakowały bardzo wyraźnie. Były lekko, ale z całą pewnością prażone, a ich smak łączył w sobie naturalną słodycz z wręcz neutralnością. O nią dopraszały się co jakiś czas przewijające się skórki. Smakowe przesłodzenie bardzo zgrabnie rozganiały.
W posmaku zostały wyraziste, podprażone migdały z dodatkiem skórek, ale też duszny motyw waniliny, która zdawała się wręcz wgryzać w język. Towarzyszyła jej marginalna cierpkość jedynie "kakałka", nie kakao. Przesadzona słodycz trzymała się trochę gardła, ale dało się to przeżyć.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że to było pozytywne zaskoczenie, bo przy tej zawartości kakao mogło być naprawdę źle. A jednak, choć gorzko na pewno nie było, wszelkie polewy, sosy, lody waniliowe i motyw "kakałka", maślaność wyszły jako tako przystępnie, robiąc za wstęp, po którym do gry wchodziły rewelacyjne migdały. Całość była przesłodzona, ale bardziej niż sama za wysoka słodycz, przeszkadzał mi jej wydźwięk. Czekolada była bowiem okrutnie wanilinowa.
Na plus jednak jeszcze struktura (przyznałam za nią cały dodatkowy punkt). Taka sama czekolada byłaby nieprzyjemna, jednak bardzo dobre pasowała do migdałów w tej formie. Mnóstwo kawałków to nie mój typ, ale te tutaj zrobiono naprawdę dobrze.
Całość więc wyszła zaskakująco dobrze w swej taniości i ułomności.
W górach szła bardzo łatwo, choć chciało się po niej pić. W domu słodycz mnie już trochę za bardzo dusiła, ale opinii nie zmieniłam i jakoś skończyłam, co zostało.
Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały 14%, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna sojowa; aromat: wanilina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.