Na wstępie pragnę przeprosić i wyprosić wszystkich, którzy nie ukończyli jeszcze osiemnastu lat, gdyż wpis ten przeznaczony jest wyłącznie dla osób dorosłych (18+).
Nigdy nie byłam fanką likierów, a moja historia z alkoholami w ogóle jest krótka i nieciekawa. Kilka poznałam i choć dobry docenić umiem, to zwyczajnie nie przepadam i nie kręcą mnie. Skąd więc wziął się tu ten likier? Był mi potrzebny do paru przepisów. A to zostały mi płatki migdałów i pomyślałam, że zrobię marcepan, a to z Mamą wpadłyśmy na zrobienie trufli, a to do jednego twarożkowego deseru potrzebne mi były ciastka amaretti i miałam zrobić je z Mamą. Wszystko to łączy właśnie migdałowy likier. Ojca naciągnęłam na akurat, ze względu na niższą cenę. W sklepie były dwa różne, a ja nie wiedziałam, czym się różnią oprócz. W domu doczytałam, że zakupiłam produkt polskiej firmy Bartex (BARTEX Bartol sp. z o.o. sp. k.), inspirowany włoskim amaretto wywodzącym się z Saronno, gdzie produkowany jest od 1525 roku.
Bartex Amaretto Diletto to likier migdałowy, inspirowany amaretto, zawierający 21 % alkoholu.
Po odkręceniu uderzył intensywnie migdałowo-kwiatowy zapach, kojarzący się trochę jakby z migdałowym miodem (wyobrażenie abstrakcyjne) o ciężkiej słodyczy. Była wysoka, ale nie drapiąca, a alkoholowość likieru wydawała mi się subtelnie skryta w słodkiej toni. Drobna goryczka osiadła w migdałach, nadając całości poważnego wydźwięku. W oddali przemknęło też coś ziołowego.
Likier nie wyglądał na gęsty, jednak pity pewną gęstawość wykazywał. Wydał mi się też trochę lepkawy jak miód. Nie był ciężki, ale zadatki na taki miał. W kieliszku znacząco osadzał się na ściankach.
W smaku najpierw rozeszła się wysoka słodycz, którą po chwili stonowały migdały. Do migdałów podkradły się kwiaty, kierujące słodycz w nieco lżejszym kierunku. Mimo to, było dość ciężko. W migdałach zaplątała się drobna goryczka, która wraz z alkoholem przesądziła o poważniejszym, ciężkawym wydźwięku. Kwiaty przechodziły w pewną ziołowość, może nawet pikanterię. Alkohol rozgrzewał gardło, co znów pokierowało myśli ku migdałowemu miodowi oraz ciężkim, szlachetnym alkoholom (jak whisky) o wręcz karmelowym wydźwięku. Czułam się trochę jakbym... piła miodowo-alkoholowy marcepan? Mimo dosadności, likierowość nie miała w sobie nic z ordynarności! Wyszła szlachetnie, podobnie jak słodycz, która nie próbowała zawładnąć migdałami.
Po wypiciu został posmak bardzo słodki, ciężkawy i niewątpliwie migdałowy, co kojarzyło mi się z marcepanem i kwiatami. Pewna cierpkość z tła kierowała myśli ku ziołowo-alkoholowemu syropowi.
Likier był mocny w wydźwięku, ale bez ordynarnej, prawdziwej mocy - sprawdziłam, że likiery mają od 23% do 45%. Ten był więc z dolnej granicy, a mimo to miał charakter mocniejszego alkoholu. To na plus, bo choć słodki, nie wyszedł zbyt słodziakowo. Zaskoczył mnie pozytywnie.
Pierwszym przepisem, do którego go użyłam, był domowy marcepan. Przejrzałam w internecie różne przepisy: większość podawała proporcje 1:1 cukru i migdałów, ale znacząco zmniejszyłam ilość cukru. Dodałam trzcinowy zmielony na puder. Miałam jakieś 140g płatków migdałów, myślę, że cukru dałam tak góra 110gramów, a na to około 3 płaskich łyżek likieru i trochę wody.
W marcepanie ten likier bardzo dobrze się sprawdził. Było go czuć wraz z jego nieco karmelowym charakterem, co nakręcało się nawzajem z głębią cukru trzcinowego, też jakby nieco karmelowego. Alkohol wzmocnił poczucie słodyczy i ja się tym zasłodziłam, ale... z Mamą stwierdziłyśmy, że technicznie było idealnie. Acz Mama ma zastrzeżenia do dodawania likieru do marcepanu - mimo miłości do alkoholowych słodyczy, akurat alkoholowy marcepan jej nie leży (ogólnie nie lubi rzeczy migdałowych, z wyjątkiem marcepana, a tu czuła likier migdałowy).
Likier miał mi posłużyć m.in. do robienia tiramisu dla Mamy. Robiłam to ciasto z nim już 2 razy. Za pierwszym dodałam trochę mniej (według Mamy za mało), drugim więcej.
Choć likier sam w sobie jest bardzo wyrazisty, dodany do kremu z mascarpone potrafi się schować. By było go porządnie czuć, nie wolno go żałować. Za to z biszkoptami współpracował świetnie. Bez trudu je nasączał i utrzymywał się w nich jako wyrazisty likier migdałowy. Co ciekawe, im dłużej tiramisu siedziało w lodówce, tym moc alkoholu wydawała się rosnąć. Jak odrobinkę spróbowałam, mimo że porządnie nasączone biszkopty smakowały mocno alkoholowo, likier utrzymał szlachetniejszy wydźwięk. Nawet Mama, która nie wyczuwa wszystkiego tak wyraźnie jak ja, stwierdziła, że "no, w biszkoptach czuć wyraźnie, że dałaś tu amaretto".
ocena: 8/10
kupiłam: Auchan
cena: 22,49 zł za 0,5l
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.