piątek, 31 października 2025

krem Grizly Mr. Spooky by MamaDomisha

Ogólnie mogę z dumą powiedzieć, że umiem kierować się rozsądkiem, gdy chodzi o zakupy. Fakt, czasem włącza mi się durnowate chciejstwo, kiedy sobie coś upatrzę i się nakręcę na coś niekoniecznie naprawdę mi niezbędnego, ale nie zdarza się to często. Gdy chodzi o kremy, podobnie jak w przypadku czekolad, wiem, czego chcę i inne, te niemoje zwyczajnie mnie nie ruszają. Czasem mały problem pojawia się tylko w okolicy Halloween. Wtedy to cała czarna otoczka robi na mnie wrażenie. Podobają mi się opakowania i no cóż... Mam słabość do czerni. Mimo że wiem, że takie produkty często są robione tak, by wyglądały, a smak schodzi na dalszy plan. Tak też gdy tylko zobaczyłam obiekt dzisiejszej recenzji, sprawdziłam skład i uznałam, że jest do przyjęcia, a ilość cukru sugerowała, że słodycz nie powinna mnie zabić, zapragnęłam go. A jednocześnie się wahałam. Markę Grizly uwielbiam, ale To właśnie miłość pokazał mi, że ich limitowane kremy mogą nie być dla mnie. Co więcej, ten zrobiono we współpracy z jakąś blogerką i instagramerką MamaDomisha (@mamadomisha). Zarówno ona, jak i jej linia dla mnie były wielką tajemnicą. Taką, której nie miałam ochoty poznawać, bo wyglądała na bardzo nie w moim typie. I w pewnym momencie byłabym gotowa jednak halloweenowy krem odpuścić, ale... Jakoś w końcu wewnętrze dziecko wygrało. I oto jest. A na publikację musiał czekać tyle, że chyba rekord pobił (bo jak go jadłam, miał długą datę (prawie rok), a wydano go na Halloween 2023.

Grizly Mr. Spooky by MamaDomisha Krem Migdałowo-orzechowy to krem z migdałów i orzechów nerkowca z czekoladą mleczną karmelową i czekoladą białą oraz pestkami dyni, strzelającym cukrem i przyprawami korzennymi (pumpkin spice); edycja limitowana na Halloween 2023; wyprodukowany przez Calbuco.

Po otwarciu zapach był znikomy - trochę cukierkowo-korzenny, ciastowaty i mdławy. Wystrzelił dopiero, gdy uporałam się z wierzchem. Wtedy poczułam bardzo słodki zapach marcepanu i bardzo słodkiego, korzennego ciasta marcepanowego. Korzenna pikanteria z cynamonem na czele mieszała się jednak z cukierkowo-landrynkową nutą, że przez myśl raz po raz przemknęły mi cukierki o smaku coli. Czułam też mleczną czekoladę o nieco maślano-karmelowym, łagodnym charakterze oraz ciężkość białej czekolady i trochę migdałów. Po wymieszaniu i w trakcie jedzenia na pewno dołączyła jeszcze lekka wytrawność pestek dyni (ale nie zapach pestek samych w sobie), chyba podkreślona węglem. Za nic nie powiedziałabym, że wącham krem orzechowy.

To, co zobaczyłam po odkręceniu, wystraszyło mnie i zaskoczyło. Na wierzchu wydzieliły się dziwne, białe kulki - zbitki małych białych jakby karmelków. Ostrożnie zaczęłam to szturchać łyżeczką i wyjmować do osobnego słoiczka. Tak, to były szkliste cukierki - jak się zaraz okazało, cukierki strzelające. W ustach rozpuszczały się w tempie średnim porządnie strzelając i pykając. Nie podobał mi się ten efekt, więc cieszę się, że większość "wyszła" na wierzch, dzięki czemu mogłam się tego pozbyć. Wyszło tego z 15 gramów, acz i tak nie udało mi się zgarnąć wszystkich. Na wierzchu było też trochę oleju - na oko niecała łyżeczka, więc resztę wraz z tym olejem już wymieszałam. Nie jednak dokładnie, że na dnie zostało trochę suchawego kremu bez tych cukierków. W trakcie jedzenia co większe, wybierałam mini widelczykiem.
Mieszanie było średnio trudne, bo krem w sumie łatwo się mieszał, ale był miejscami podeschnięty i zbity. Cechowała go gęstość, acz nie jakaś nadzwyczajna. Mimo podeschnięcia, dał się poznać jako wilgotny i wręcz plaskający. Pojawiła się w nim oleistość, a do łyżeczki się kleił. Ciągnął się średnio. Widać w nim leciutki miazgowy efekt, powiedziałabym, że niezwiązany z kawałkami cukierków.
W ustach krem rozpływał się w tempie umiarkowanym. Był gęsty, ale łatwo rzedł na tłusto-pylistą zawiesinę, dając się poznać jako miękki. Czuć w nim lekką miazgowość, ale jednak raczej nie od kawałków orzechów a szklistych, twardych cukierków, a także wysoką pylistość. Podgryzany krem wręcz rzęził i trzeszczał, skrzypiał. Zaklejał usta na chwilę, a potem łatwo rzedł, wykazując tłustą czekoladowość. Wydał mi się bardzo tłusty w sposób czekoladowo-maślany, ale nie ciężki. Tam, gdzie był gładszy, gdzie było mniej kawałków cukierków, też zdarzało mu się lekko pykać i jakby bąbelkować. Im więcej zagarnęłam kawałków cukierków i im kawałki były większe, tym strzelanie to było mocniejsze. Zostawiłam część z nimi, by poznać ten efekt - kiedy cukierków zebrało się dużo, czułam dosłownie bombardowanie języka. A w dodatku gdy trafiły się spore cukierki - to było dosłownie jak fajerwerki w ustach, że raz czy drugi wydało mi się to trochę bolesne. Osobliwe odczucie - mnie się nie podobało.
Kilka cukierków pogryzłam - trafiłam na dwa typy: szkliście twarde, chrupiące oraz bardziej miękko-skrzypiące i klejące się na chwilę do zębów. Podczas gryzienia strzelanie było jakby trochę powstrzymane, słabsze.
I tak przy kremie niezbyt przemieszanym raz strzelanie było sporadyczne i nasilające się, raz dużo słabsze, a raz było silniejsze, że aż ratowałam się wypluwaniem cukierków.
Krem zostawiał pylistą suchawość w ustach, mimo tłustości. 

W smaku pierwsza zaszarżowała słodka czekolada i ostry cynamon. Mleczna czekolada po chwili zrobiła się bardziej maślano-mleczna w ciężki sposób, charakterystyczny dla białej. Czuć więc duet mlecznej i białej, przy czym biała była mocno dominująca. Smakowo to właśnie czekolada - biało-mleczna - dominowała.

Do ostrego cynamonu dołączył imbir i ogólna, rozgrzewająca korzenność. Przyprawy rosły odważnie, że w pewnym momencie wystraszyłam się, iż zagłuszą orzechy. Za białą czekoladą zaplątało się marcepanowe echo i pomyślałam o białej czekoladzie nadzianej marcepanem, acz takim z aromatem migdałowym.

Nerkowce odezwały się szybko i zaskakująco jednoznacznie. Ciepłe przyprawy podkręciły lekko prażoną nutę orzechów, a same nerkowce mieszały się z maślanością i łagodnością czekolad. Przy nerkowcach czekolady wyszły bardziej maślano - pomyślałam o maślanym karmelu. Maślaność nerkowców w harmonii mieszała się z mlekiem, że całość wyszła zaskakująco mlecznie.

Przyprawy korzenne cały czas były mocno wyczuwalne, choć na pewien czas odrobinkę się wycofały. Nerkowce podążały tuż za czekoladowością. Za jej sprawą rosła słodycz nieco za mocno.

Do nerkowców z ociąganiem dołączyły migdały. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji, migdały zaprezentowały się z poważniejszej strony. Trzymało się ich jednak dziwne echo - chyba węgiel raz po raz jako on sam się zaznaczał. Musiały też być podprażone, bo wpisywały się w ciepło. Nagle wyobraziłam sobie korzenny marcepan, który wchodził w strefę... niemal wytrawną. Z zaskoczeniem poczułam wytrawniejszy motyw dyni. Podkreślił migdały, ale przy nim marcepan wyszedł jeszcze bardziej olejkowo.

Kumulacja orzechowych nut sprawiła, że czekolady straciły na jednoznaczności i przemieszały się ze sobą, co nie wyszło na dobre. Słodycz wydała mi się nieco przesadzona, a korzenny splot z przewagą tym razem imbiru, a cynamonem i resztą dopiero za nim, splatając się z białą czekoladą, chwilami zahaczał o rzygowinowy akcent. 
Gdy zaś zagarnęłam więcej cukierków, słodycz podskakiwała drastycznie, a one raz czy drugi skierowały myśli ku ostrej coli. Miks ten odciągał uwagę od nerkowcowo-migdałowej bazy. Przy cukierkach aromat migdałowo-marcepanowy wydawał się jeszcze sztuczniejszy.

Cukierki strzelające smakowały cukrowo-sztucznie. Mdło, trochę mlecznie-karmelkowo, trochę jak "o smaku coli" z tym cynamonowym echem. To, jak strzelały, podkręciło poczucie pieczenia w język pikantnych przypraw i aromatów.

Po zjedzeniu został cukrowy posmak mieszanki za słodkich czekolad, z przewagą białej, i cukierkowo-landrynkowy, zmieszany z ostrą korzennością. Cynamon i imbir trochę piekły w język wraz z tym strzelającym efektem. W tle pojawił się węgiel, maślane nerkowce i echo migdałów z olejkowym, sztucznym marcepanem. Czułam się przesłodzona, a usta miałam rozgrzane korzennością. Sztuczność olejku marcepanowego i strzelających cukierków bardzo doskwierała.

Krem był ciekawy i dziwny, to pewne. Nie mogę powiedzieć, by mi bardzo smakował, ale niesmacznym też nie mogę go nazwać. Na pewno jestem przeciwna dodawaniu strzelających cukierków do kremów orzechowych. Mi przeszkadzały - efekt strzelania bardzo mi się nie podobał, a i w smaku nie wyszły najlepiej. Dobrze więc, że tak mi się na wierzch w większości wydzieliły. Rozumiem jednak, że niektórzy mogą lubić takie urozmaicenia - wtedy takie ich wydzielenie się to raczej wada, bo trudno całość wymieszać. Zaskoczyło mnie, że olej prawie się nie wydzielił, a masa miejscami była ryzykownie suchawa. Konsystencja i forma więc na minus ogólnie na pewno, ale przynajmniej pasta była gęsta i miazgowa. Miała więc jakieś pozytywy. 
Zapach był bardzo dziwny - jedzeniowy, ale sztuczny. Dałam powąchać Mamie - jej bardzo się podobał. Ja czułam i przyjemne, i nieprzyjemne nuty. Najważniejszy smak był złożony, interesujący, ale na pewno nie taki, do którego chciałabym wrócić. Dobrze, że nerkowce i migdały czuć, przy czym zdziwiło mnie, że nerkwocom udało się przeważać. I nawet dynię poczułam! Szkoda, że gdzieś w tle, ale przynajmniej dodała zbawiennej wytrawności. W zasadzie nawet węgiel odrobinkę coś w smaku wniósł! Ogólnie jednak dominowały przesłodzone czekolady i przyprawy. Nie podobało mi się połączenie białej i mlecznej, zwłaszcza przy tak dominujących zapędach pierwszej. W ogóle bym z niej zrezygnowała (obstawiam, że dodali ją, bo biel łatwiej zabarwić na czarno?). Przyprawy wyszły z nimi nie najlepiej - cały korzenny splot był ostry, ale to smakowo nie byłoby najgorsze, gdyby nie to, jak ta pikanteria łączyła się z innymi wątkami. Skojarzenie z colą czy to, jak razem ze strzelającym efektem cukierków gryzły w język, to dla mnie spory mankament. Krem wydał mi się w dodatku przerysowany - aromat migdałowy dodał silnej marcepanowej nuty, co wyszło całkiem ok, ale znów - z innymi wątkami to jakoś tak za dużo tego wszystkiego. Jak już musiał się tu ten aromat znaleźć, wolałabym go mniej. Jeszcze jak się jadło, marcepan jawił się w miarę ok, ale jak przestałam - sztuczność zrobiła się nieprzyjemna.
Jako dziwo-ciekawostka może być, może i na Halloween to całkiem fajna limitka, ale jako krem orzechowy już gorzej. Na raz byłoby lepiej, a ja niestety miałam słoiczek na 2 razy. Gdy ciekawostkowość uszła, wady bardziej dawały się we znaki. Pół punktu przyznałam za pomysłowość, wariactwo, dziwność - może ktoś lubi coś takiego. Do Halloween coś takiego - jako halloweenowy psikus? - w sumie pasuje.

Myślałam, że uda mi się go wcisnąć Mamie, ale nie posmakował jej i jednak nie chciała. Opisała: "on taki nawet smaczny, orzechowo-słodki, ale nieokreślony. A jakby przearomatyzowany, wręcz perfumowy. Jakoś mi się z anyżkiem w smaku bardzo kojarzył. Za to zapach ma na pewno piękny, niczym marcepan i makowiec w jednym, bardzo ciastowo-słodki. Sam jak sam, na herbatnikach się sprawdził, choć trudno go było na nie... nałożyć, bo o rozsmarowaniu to trochę trudno mówić. Jak raz czy drugi trafiłam w nim na tego cukierka jakiegoś, to w pierwszej chwili pomyślałam, że kamień, a potem strzelać zaczęło, to sobie przypomniałam, że to te cukierki. Dziwny dodatek, do kremu niezbyt pasuje, do Zozoli tak".


ocena: 5,5/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 34,99 zł za 250g
kaloryczność: 566 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: 44,4% łuskane migdały; 25,7% orzechy nerkowca; mleczna karmelowa czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, suszone odtłuszczone mleko, karmelizowany cukier 1,5%; emulgator: lecytyna sojowa; aromat, ekstrakt paprykowy, naturalny aromat waniliowy), biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, suszone pełne mleko, emulgator: lecytyna sojowa; naturalny aromat waniliowy), łuskane nasiona dyni, strzelający cukier 1,5% (cukier, syrop glukozowy, laktoza, regulator kwasowości: dwutlenek węgla); barwnik: węgiel roślinny; aromat migdałowy, mieszanka przypraw "pumpkin spice"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.