czwartek, 13 listopada 2025

Baianí Chocolate Dark Chocolate 88 % Vale Potumuju Bahia Brazil - Small Batch ciemna z Brazylii

Czekolada wydała mi się bardzo atrakcyjna, mimo że zupełnie nieznana, bo wysokie, a odbiegające od standardów (oklepane 80, 85, 90 itd.) zawartości kakao sugerują, że twórcy danej tabliczki mieli jakiś konkretny zamysł na nią. Pomysł, wizję, które by mi coś o nich mówiły. A już samo to, że coś chciano przekazać, w moim odczuciu jest plusem. Lubię ludzi i firmy z wizją. Więcej o Baiani poczytałam dopiero krótko przed degustacja. Właścicielami tej brazylijskiej marki są Juliana i Tuta Aquino. Baianí Chocolate kontynuuje tradycję rodzin Pinheiro i Aquino, które od końca XIX wieku zajmują się uprawą kakao w regionie znanym dziś jako Dolina Potumujú. Wspomniane małżeństwo zajmowało się muzyką w Nowym Jorku do czasu odwiedzenia plantacji swoich rodzin, gdzie wróciły wspomnienia z dzieciństwa i obudziła się miłość do kakao. O samej czekoladzie trochę poczytałam przed zakupem. Ponoć to najbardziej intensywna czekolada z ich oferty, której zawartość kakao nawiązuje do motyla 88, a właściwie Diaethria Clymena, pochodzącego z lasów deszczowych Atlantyku. Nazwę zyskał nie od Obłędu 88 z Kill Billa, a od wzroku na jego czarno-białych skrzydłach, który przypomina liczbę 88.
Ponoć Baiani bardzo długo spędziło nad tym, by odpowiednio skomponować mieszankę, która ich usatysfakcjonowała. Nie wiedziałam tylko, co dokładnie rozumieją przez "blend", skoro pochodzenie kakao dość jasno określili. Zakupili je od producenta Vale Potumuju, który ma swoją plantację w Mata Atlântica, w jednym z bardziej zróżnicowanych biologicznie lesie deszczowym na naszej planecie. Może... połączyli różne czasy prażenia, fermentacji czy coś takiego? Część kakao zrobili tak, inną tak... Kto wie? Ciekawiła więc jeszcze bardziej!

Baianí Chocolate Dark Chocolate 88% Vale Potumuju Bahia Brazil - Small Batch to ciemna czekolada o zawartości 88 % kakao z Brazylii, ze stanu Bahia.

Po otwarciu poczułam bardzo ciepły, niemal gorący zapach cynamonu cejlońskiego (który potrafi iść w niemal cytrusową rześkość) i pieprzu cayenne, który łączy w sobie chili i pieprz. Pomyślałam o orzechach laskowych i chyba migdałach w przyprawach, w tym ostrej papryce. Gorąc dopowiadał też pustynny piach oraz rozgrzaną, suchą ziemię. Słodycz z jednej strony wpisywała się w ciepło poprzez wątek mocno palonego karmelu, ale ona wprowadziła też do kompozycji trochę soczystości. Zrobiła to dojrzałymi, słodkimi bananami i akcentem rześko-wytrawniejszych melonów. W tle odnotowałam też kwaskawe owoce suszone: rodzynki i chyba żurawinę. Całość wyszła intrygująco rześko i ciężkawo zarazem.

Tabliczka wygląda i sprawiała wrażenie w dotyku sucho-kremowej, a przy łamaniu trzaskała głośno w sposób łączący chrupkość z suchymi gałęziami. Była bardzo twarda.
W ustach przez chwilę podtrzymywała swą twardość, rozpływała się wolno i maziście. Potwierdziła to, iż w harmonii łączy kremowość i lekką suchość. Była gęsta, niemal syta i bardzo pełna. Wykazywała nie przesadzoną tłustość, ale też po dłuższym czasie skąpą soczystość. Znikała zaś wodniście-soczyście, zostawiając lekko pyliste, sucho-piaskowe wrażenie.

W smaku pierwsze odezwały się cierpka kwaśność i mocno palona słodycz.

Kwaśność przemknęła, mignęła, po czym próbowała jakby umknąć niezauważona, ale było już za późno. Odnotowałam coś niemal cytrusowego, ale nie do końca cytrusy - trawę cytrusową? W głowie pojawiły mi się słowa: "cytrusowe przyprawy".

Słodycz w tym czasie rozeszła się, będąc o wiele pewniejsza swego. Pomyślałam o mocno palonym karmelu, do którego jednak dolatywało  coś znacznie łagodniejszego - niemal krówkowego? Lekko maślana krówka kryła się w cieniu palonego, niemal ciepłego w swym paleniu, karmelu przez chwilę po czym zniknęła.

Wkroczyła gorzkość. Podtrzymała palony wątek, rozkręciła go wręcz do gorąca. Była władcza, choć nie siekierowa.

Lekko cytrusowy motyw przeszedł bardziej w soczystość, rześkość i kwasek. Goryczka podpowiedziała i temu wątkowi lekką cierpkość. Przez myśl przemknęły mi kwaśne, niejednoznaczne czerwone suszone owoce. Chyba wiśnie i żurawiny, podłączające do kwasku sporo słodyczy suszu owocowego.

Suszone owoce podkradły się do karmelu i nagle go zagłuszyły. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam trochę słodko-kwaśnych rodzynek. Czerwieńsze suszone spróbowały do nich dołączyć i... zgubiły się? Ja wyłapałam jeszcze suszone, kwaśne węgierki.

I nagle na owoce spłynęła silniejsza słodycz soczystych bananów. Znacząco osłodziły owocową strefę i lekko podniosły ogólną słodycz. Z tym że zmieniając jej wydźwięk na znacznie lżejszy. Pomogły rześkie melony - może wręcz bardziej sama ich rześkość niż wyraźnie melony smak.

Gorzkość i gorąc mieszały się z wizją pustyni i rozgrzanego piachu, ziemi popękanej i suchej. "Cytrusowe przyprawy" znalazły tu swe miejsce jako niemal rześko-cytrusowy cynamon cejloński i pieprz cytrusowy, ale i tutaj na długo się nie zatrzymały. Z gorącej, pustynnej ziemi wyłonił się zwyklejszy ostry cynamon i pieprz cayenne, połączenie pieprzu i chili, a także ostra papryka. Pomyślałam o orzechach laskowych i migdałach w przyprawowej posypce. Mieszały się z lekko ziemistą nutą.

Od rześkości wymknęła się nuta... trochę masła...maślankowa? Albo jakiś maślankowo-maślany owocowy - jednak cytrusowy? - curd? Dodany do jakiejś... karmelowo-kakaowej tartaletki?

Korzenność z sowitą ilością chili i gorąca ziemia, może jakieś skały porządnie rozgrzane słońcem, zakończyły występ.

Po zjedzeniu został posmak czerwonych suszonych owoców, rodzynek i śliwek, mieszających się z soczystością bananów i chyba melonów. Czułam też znów sporo mocno palonego karmelu i gorącej ziemi, wymieszanej z cayenne, chili i cynamonem.

Czekolada była bardzo ciekawa. Takie gorąco, rozgrzanie, a więc pustynia, gorąca ziemia i skały, pikanteria cayenne i cynamonu, ogólnie przypraw oraz mocno palony karmel niesamowicie mieszały się z soczystymi bananami i rześkimi, prawie melonowymi akcentami. Suszone owoce też wydawały siew pewien sposób soczyste. Echo cytrusów, suszone czerwone owoce i węgierki wniosły lekki kwasek, acz nie było go wiele. Kompozycja oparła się na gorzkości, pikantnym gorącu, wykańczając je znaczącą, ale nie przesadzoną słodyczą.
Nawet suchawa struktura wpisała się w ten smak.


ocena: 9/10
kupiłam: barandcocoa.com (za czyimś pośrednictwem)
cena: $11 (za 58g; około 41 zł; wyszło, że nie ja płaciłam)
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.