Zawsze bardzo mnie kuszą nowe ciemne czekolady Beskidu. Niezależnie od tego, czy uda im się zdobyć kakao z nieodkrytego wcześniej regionu, czy np. kakao, na którym już działali, ale w nowym wydaniu. Dobrym przykładem jest Hispaniola z Dominikany, z którego już sporo Beskid miał tabliczek. Wszystkie jednak 70-85% kakao albo mleczne, więc dziś przedstawiana bardzo się wyróżniała. Pamiętałam, że Beskid Dominikana Hispaniola Bio 85 % mnie zachwyciła, a biorąc pod uwagę, że posłodzono ją cukrem kokosowym, który według mnie niezbyt pasuje do czekolad, bo jest zbyt imperatywny, dzisiaj opisywana budziła wielkie nadzieje.
Beskid Chocolate Dominikana Hispaniola BIO Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 90% Kakao to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao trinitario z Republiki Dominikany z regionów Hato Mayor i El Seibo; wersja po zmianach 2023/24.
Po otwarciu przemknął zapach mocno wypieczonych, słodkich w trochę karmelowy sposób, ciastek korzennych, mieszających się z orzechami oraz motywem nabiału złożonego z maślaności, łagodnego, tłustego sera (żółtego?) i kwaśnej śmietany. Obok stanęły owoce, jakby trochę przygaszone... nie tyle palonym, co dymnym motywem. Dym bowiem też stanowił tu ważny element. Czułam też ananasa, coś bardziej cytrusowo-słodko złożonego (do głowy przyszedł mi jackfruit, acz jadłam tylko suszonego) oraz sok z suszonych śliwek. Z nimi wiązał się mało jednoznaczny akcent ciemnych owoców: wiśni i jakiś leśnych? Goryczka, łącząc się z owocami, zaobfitowała jeszcze w grejpfruta. Z orzechów wyróżniłam prażone arachidy w ciągnącym karmelu (jak ze środka np. Snickersa), jakieś kwaskawe... piniowe (?) i gorzkawe włoskie. Ostatnie cudownie zgrywały się z dymem i serem (może jednak nie tak łagodnym?).
Tabliczka była twarda i głośno trzaskała podczas łamania. Wydawała się krucho-chrupka i zarazem skalista.
W ustach rozpływała się kremowo i powoli. Była gęsta, tłusta i ciężkawa. Bardzo długo zachowywała kształt, roztaczając po ustach lepkie fale. Fale, które z czasem robiły się coraz bardziej soczyste i rzadkie.
Po zniknięciu czekolada zostawiała lekko cierpkie wrażenie.
W smaku przywitała mnie słodycz kwiatów. Była lekka, ale wyraźna i rosła nieznacznie, zajmując miejsce raczej z tyłu. Trafiły tam na... odrobinkę karmelu?
Na przód wskoczyła gorzkość. Pomyślałam o gorzkości dymu, mieszającej się z orzechami włoskimi, które i trochę słodyczy kryją, zapewniając spójność przekazu na linii słodycz-gorzkość.
Podpłynęła pod nią maślaność, budująca grunt pod raczej wytrawniejszy wydźwięk, choć ten nie od razu rozbrzmiał. Pod maślaność podpięły się bowiem orzechy arachidowe, w wydaniu kremu 100%. Prażone i zmielone na pastę bardzo oleistą, z wyraźnie wydzielonym olejem.
Z gorzkości dymu - i okopconego drewna? - ostrożnie wyłoniły się zioła, a po sekundzie czy dwóch przemknął kwasek. Kwasek ziół? Te zaznaczyły swą obecność, lecz nie spieszyły z rozwojem. Kwasek za to poszedł w kierunku bardziej owocowym. Pomyślałam o czerwonych podwędzanych, ale niezbyt jednoznacznych. Ich soczystość wydawała się jakby hamowana i dość wytrawna. Kolejnym skojarzeniem był sok z wędzono-suszonych kwaśnych śliwek węgierek. Z czasem jednak motyw czerwono-ciemnych owoców osłodził się za sprawą owoców leśnych. Ten owocowy miks zaczął trochę się wyciszać.
Kwiaty prawie zupełnie zniknęły na rzecz ziół. Z tym, że zioła zapewniały coraz to wyższą gorzkość, nie słodycz. Trochę słodyczy znalazło się w owocach. Gdy ciemne słabły, pojawiały się inne. Jakby żółte, ale trudne do nazwania.
Po prażeniu, jakie roztaczały orzechy, większość słodyczy zrobiła się bardziej palono-karmelowa. Acz cały czas raczej wycofana.
Do orzechów włoskich i kremu z prażonych fistaszków mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa dołączyło więcej różnych. Przemknęła myśl o słodkawych pistacjach, jakiś niedookreślonych tłustych orzechach... A potem je wszystkie umocnił motyw palonego drewna.
Ogólna gorzkość dołączyła też do owoców pod postacią grejpfruta. A ten wywołał trochę cytrusów. Pomyślałam o cytrynie, ale nie tylko. Coś było w tym cytrusowego, ale nie jakiś konkretny cytrus.
Cytrusy obudziły śmietanę, subtelną, trzymającą się na boku.. Kwaśna śmietana z ochotą łączyła się z ziołami. Ziołowa śmietana po chwilę przeszła raczej w... ser? Mleczno-maślany, a jednak trochę kwaskawy ser żółty w ziołach.
Kwaśność cytrusów nie pędziła przed siebie. Cały czas trzymała się poziomu raczej średniego. Była spokojna i pozwoliła się osłodzić... żółtym owocom... w tym chyba ananasowi. Do głowy przyszło mi coś łączącego ananasa z bananami, ale ani ananas, ani banany. Może jakiś jackfruit (z opisu w internecie pasuje; tak wyobrażam sobie jego smak)? I wciąż też owoce czerwono-leśne trochę przy tym pobrzmiewały.
Zioła wróciły z nową mocą. Pomyślałam o palonych ziołach, a owoce dodatkowo trochę przysłonił dym. Podszepnął tu i ówdzie wędzone akcenty (owocom, serowi). Gorzkość zrobiła się mocna, a ziołowość podpowiedziała karmelowi nieco wręcz korzenny ton.
Ton... ciastek korzennych, bardzo mocno przypieczonych? Aż z lekką goryczką? Na języku osiadła pewna pikanteria. Jedzonych w towarzystwie lekko podwędzonej, ciemnej herbaty. Goryczkę podchwyciły orzechy, które wyraźnie zdominowały orzechy włoskie. Może też częściowo jako krem 100%?
Po zjedzeniu został posmak trochę maślany, maślano-serowy oraz orzechów głównie włoskich, ale w zasadzie nie tylko. Na pewno czułam kwasek cytrusów z przewagą cierpkawego, goryczkowatego grejpfruta (więc też nie taką czystą, mocną kwaśność), owoce żółte i sporo goryczkowatych ziół w towarzystwie cierpkiej herbaty. Do nich chyba wróciły kwiaty z początku.
Czekolada rozkochała mnie w sobie ze względu na wyrazistą, dominującą gorzkość. Sporo dymu, orzechów włoskich i ziół, podwędzane akcenty świetnie pasowały do wytrawniejszych, choć znikomych, motywów śmietany i sera żółtego. Kwaskawo słodkie owoce żółte, trochę ciemnych i czerwonych oraz cytrusowych stanowiły nieoczywisty i nienachalny dodatek. Słodycz w ogóle wyszła przyjemnie niska - ciekawie przeszła od kwiatów, przez karmel po ciastka korzenne, a i do owoców zawitała.
To jedna z lepszych czekolad, jakie ostatnio jadłam!
Wyszła bardziej harmonijnie niż Beskid Dominikana Hispaniola Bio 80 % czy Beskid Dominikana Hispaniola Bio 85 % z cukrem kokosowym - wytrawność zgrała się z leciutką słodyczą. Mam wrażenie, że w nich jednak wyższa słodycz na zasadzie kontrastu podkręcała sie z wytrawniejszymi tonami.
ocena: 10/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 20,30 zł (za 70 g; dostałam rabat)
kaloryczność: 475 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić
Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.