Choć sporo myślałam o tym, dlaczego market Leclerc ma dwie tak podobne do siebie czekolady marki własnej i nie wymyśliłam niczego ciekawego. Dopiero sprawdzając recenzje odkryłam, że o ile dziś prezentowana jest z ekwadorskiego kakao, tak jej koleżanka o zawartości 72% kakao, tylko inspirowana Ekwadorem. (Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Chocolate Preto Extrafino / Czekolada Gorzka 72 % była zwyczajnie w porządku. Może więc ta o nieco wyższej zawartości kakao, a bez odtłuszczonego kakao w proszku, miała wyjść lepiej? Możliwe. Acz to kolejna dziwna sprawa: zazwyczaj % kakao producenci podbijają w czekoladach o wyższych zawartościach kakao, z doświadczenia powiedziałabym, że powyżej 75%. A tu... podbili w tej o niższej. Dziwne, dziwne. Jednak dzięki temu wiedziałam, jak ułożyć degustacje, by potencjalnie lepszą zjeść jako drugą.
(Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Equateur Noir 73 % to ciemna czekolada o zawartości 73% kakao z Ekwadoru; marki własnej marketu Leclerc.
Po otwarciu poczułam wyraźny zapach galaretki pomarańczowej, mieszającej się z piernikiem i cappuccino. Do głowy przyszły mi kostki piernikowe "domino" z cierpkawo-soczystą galaretką pomarańczową, ale w dziwnej wersji z pianką marshmallow zamiast marcepanu. Kostki w ciemnej, palonej czekoladzie, która w harmonii łączyła się z wyraźnym palonym akcentem w cappuccino. Mocno gorzko nie było, ale czuć goryczkę, pilnującą, by słodycz nie pozwoliła sobie na wiele. A ta, przedstawiając się jako waniliowo-piankowa, aspirowała do dość wysokiej. Mimo że na tym etapie stała jeszcze na średnim poziomie. Mieszała się z motywem... wiosennych, ale intensywnych słońca i kwiatów? Do głowy przyszły mi też słodkie pomarańcze dojrzewające w słońcu.
W ustach rozpływała się średnio wolno i maziście, długo zachowując zbitość. Po pewnym czasie miękła, eksponując maślaną tłustość i kremowość.
W smaku pierwsza rozeszła się znacząca słodycz. Stanęła na średnim poziomie z łatwością i lekko rosła. Bardziej zajęła się prezentowaniem różnych oblicz, niż wzrostem jako takim. Najpierw mignęła mi słodkimi piankami marshmallow, po czym dodała im waniliowe echo.
Gdzieś w tle zaś słodycz otarła się o dojrzałe, soczyste mandarynki.
W tym czasie zaznaczyła się delikatna gorzkość. Rosła spokojnie, dając się poznać jako ciepła, trochę palona. Od razu trochę łagodziła ją maślaność, więc od razu czuć, że ogólnie bardzo gorzko nie będzie.
W oddali mandarynki zgubiły część słodyczy i zmieniły się w soczyste pomarańcze z zaznaczoną cierpkawą skórką. Takie skąpane w słońcu; dojrzewające w ciepłym miejscu. Soczysta, cytrusowo-słodka nuta była obecna cały czas - niby w tle, ale raz po raz subtelnie zapuszczając się na pierwszy plan.
Na nim pojawiły się drzewa, do których szybko doskoczyło ciepło, ale bynajmniej nie palone. Drzewka pomarańczowe przez myśl mi przeszły, ale bardziej skupiłam się na wyrazistszym ciepło-orientalnym, wonnym sandałowcu.
Pianki wirowały z wanilią. Raz myślałam o piankach waniliowych, raz te motywy się rozchodziły, aż nagle przy piankach trafiłam na cynamon. Cynamonowe pianki? Słodycz wykazywała chęć wzrostu, choć cały czas trzymała się jeszcze średniego poziomu (do wysokiego jednak było już blisko).
Gorzkość o trochę palonym charakterze zahaczyła o kawę, ale szybko jakby wystraszyła się zbyt mocnego wydźwięku i polało się cappuccino. Z lekką, paloną gorzkością, ale mocno załagodzonego spienionym mlekiem - to właśnie w nie przeszła maślaność.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa drzewo sandałowe poprzez ciepło zmieniło się w cynamon, a ten przywołał piernik. Piernik ciepło-słodki, pozbawiony ostrości, za to z nutą pomarańczy. W jedno zmieszał się z kawą, idąc w stronę piernikowego cappuccino.
Pomarańczowe echo trzymało się delikatnej goryczki, ale i ciepłem się otuliło, przez co na myśl przyszedł mi pomarańczowy likier Cointreau - niby z gorzkich pomarańczy, ale słodki. Może w ogóle w formie jakiś piernikowych czekoladek? Albo... delikatnie nasączający piernik? Rozgrzewał alkoholowością i słodyczą. A cynamon to podchwycił.
Cynamon, jaki doszedł do pianek i wszechobecne, soczyste akcenty, w kwestii słodyczy trochę pozmieniały. Oto znalazły się tam nuty bardziej rześkie: cierpkawe, trochę ziołowe, ale jednocześnie słodkie kwiaty. Przygłuszyły piankowo-waniliowy wątek, po czym wzbogaciły się o jednoznacznie słodkie kwiaty bzu i delikatniejsze kwiaty pomarańczy.
Słodycz kwiatów nagle mocno zabarwiła soczystość pomarańczy, która wyszła o wiele bardziej "na słodko". Wyobraziłam sobie kostkę piernikową z trochę likierowo pomarańczową galaretką w palonej, ciemnej czekoladzie. Nutka pomarańczy przełożyła się na kolejną zmianę wydźwięku słodyczy. Bardzo spójnie połączyła ją z cierpkością tak, że nie udało jej się dotrzeć do wysokiego zapędu, mimo takowych ambicji.
Po lekkiej, soczystej goryczce pomarańczy palona kawa pozwoliła sobie na więcej i na końcówce cappuccino zmieniło się jednak w kawę czarną. Czarną, choć lekko słodkawo, już bardziej nawet lekko ostro, piernikowo doprawioną.
Po zjedzeniu został posmak cynamonowej kawy i drzew, chyba ciepłego sandałowca, a także echo pomarańczy, trochę przechodzącej w likier pomarańczowy, i cierpkawo-słodkich kwiatów. W nich łączyła się kwiatowa słodycz i cierpkość kwiatów bardziej ziołowych.
Czekolada smakowała mi bardziej niż (Leclerc) Marque Repère Equador Collection inspiree Chocolate Preto Extrafino / Czekolada Gorzka 72 %. Nuty miały podobne, ale w dziś przedstawianej wyszły głębiej, ambitniej, bo kakao w proszku ich nie zaburzało. Szkoda, że słodycz miała piankowe zapędy, ale ogólnie na szczęście nie wyszła za wysoka. Czułam też sporo wanilii, piernikowej słodyczy oraz kwiatów. Piernikowa kawa, cappuccino z palonym akcentem oraz drzewa, w tym ciepły sandałowiec, świetnie pasowały do wszechobecnych akcentów mandarynek i pomarańczy: zarówno owocu, jak i likieru pomarańczowego, piernika z pomarańczą czy galaretki. Dziś przedstawiana nie była sucha, a maślano-kremowa i miękka, ale jeszcze nie nazbyt miękka jak na ciemną - bardzo wyważona struktura.
Podlinkowana też zaserwowała kwiaty, ale więcej lukru i cukru. O dziwo wyszła bardziej pomarańczowa, więcej w niej skórki z pomarańczą, ale już piernik miał trochę polewowy wydźwięk, a przez kakao w proszku pomyślałam po prostu o gorącym kakao. Też czuć ciepło i drzewa, ale mniej orientalne.
ocena: 9/10
kupiłam: za czyimś pośrednictwem w Leclerc
cena: jakieś 8,50 zł (a dokładniej 60 za 7 różnych czekolad z tej serii, więc nie wiem, ile dokładnie za jaką)
kaloryczność: 578 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym dostać
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyna sojowa; ekstrakt waniliowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.