Lody ostatnimi laty kompletnie mi przeszły. Ojciec zapamiętał jednak, że "drogie i ciekawe" mnie ciekawią. Lata temu taak, a teraz? Za nic żadnych sama bym nie kupiła. Gdy tylko pojawiły się w Lidlach limitowane dziś przedstawiane, od ojca usłyszałam podekscytowane pytanie, czy chcę. Pamiętał bowiem, jak długo go męczyłam, by pojechać do ogrodu lawendy i co roku proszę go o suszone wiązki lawendy. To jakże mogłabym nie chcieć lawendowych lodów? No jakoś jednak mogłam. Byłam sceptyczna i do marki (wg mnie drogiej nieadekwatnie do składów) oraz smaku "babka lawendowa" a nie po prostu lawendowego. A jednak, mając słabość do lawendy i postawiona w takiej sytuacji, odpowiedziałam twierdząco. A potem lody musiały długo czekać w zamrażarce, aż będę miała jakiś taki mniej nielodowy nastrój.
Willisch Lody z Lodziarni Wielkanocna Babka Lawendowa to lody o smaku babki lawendowej, a właściwie lody śmietankowe z babką lawendową i lawendą (ekstraktem); edycja limitowana na wiosnę, dostępna tylko w Lidlach.
Już chwilę po otwarciu, ale z czasem w trakcie jedzenia to już w ogóle, czułam wyraźny zapach lawendy, mieszającej się z pełnym, słodkim mlekiem, które przechodziło w śmietankę. Lawenda trochę dominowała, ale nie była ciężka. Osłodził ją motyw ciasteczkowo-ciastowy, obecny w tle. Słodycz ogółu stała na średnio wysokim poziomie.
Lody w pierwszej chwili wydały mi się bardzo zwarte, twarde i gęste, jednak po paru chwilach zaczynały się topić i upodabniać do ubitej śmietanki, w której jednak kryła się pewna masywność. Napędziły ją kawałki zmielonego ciasta. Tłustość stała na dość wysokim poziomie, jednak nie była ciężka. Należała to śmietanki. Masa połączyła dwa kolory: beżowy i lawendowy. Kolor lawendowy (blado fioletowy) tworzył skąpe zawijasy, pojawiające się to tu, to tam w całym pudle. Nie było ich za wiele. Widać za to sporo drobinek oraz małych kawałków ciemnobeżowego ciasta. W trakcie jedzenia w większości okazało się mocno przemielone i przemieszane z lodową bazą, ale zdarzały się też większe kawałki o nieregularnym kształcie.
Masa rozpływała się średnio gęsto, w zasadzie gęstawo i też średnio kremowo. Niby była w miarę kremowa, ale plątało się w niej lekko proszkowe wrażenie. Fioletowe smugi pod względem struktury były bardzo zbliżone do części jasnobeżowej, choć wydawały mi się minimalnie bardziej zwięzłe. Może wręcz znikomo glutkowate. Kawałki ciasta okazały się dość konkretne i zwarte, a także mączne. W ustach rozchodziły się na grudkowo-piaskową, coraz bardziej miękką zawiesinę. W całości znalazło się trochę ciemnofioletowych drobinek - czyżby mocno zmielona lawenda?
W smaku przywitała mnie znacząca słodycz, która po chwili mieszała się ze śmietanką. Rosła prawie przez cały czas.
Śmietankowo-mleczna baza zarysowała się wyraźnie, optując za łagodnym wydźwiękiem. Po chwili, raz mocniej, raz słabiej, zaznaczał się motyw ciasteczkowo-ciastowy. Baza całościowo smakowała właśnie trochę ciasteczkowo. Przewijał się w niej też motyw mdławo-mączny (przy kumulacji zmielonego ciasta).
Nagle raz po raz przemknęła lawenda. Choć delikatna, czasem bez trudu się wybijała. Wyszła trochę ziołowo, ale nie goryczkowato, trochę ciężkawo, ale nie ciężko. Sporadycznie, raczej przy fioletowych fragmentach, nasilała się, starając się trochę przełamać przesadzoną słodycz i prezentując jakby pochodzenie z aromatu.
Masa lodowa nie smakowała jednolicie. Fioletowe części były ewidentnie lawendowe, a beżowo-białawe prawie wcale.
Słodycz przez pewien czas trzymała się wysokiego, ale jeszcze znośnego poziomu, ale w końcu osiągnęła przesadzony. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach baza zaczęła już jednoznacznie kojarzyć mi się z niedopieczonymi, mącznymi ciastkami, nie ciastem-babką. Skojarzenie to podkręcały jakby kawałki bardziej ciasteczkowe.
Przy zagarnianiu łyżeczką ciemnobeżowych drobinek i kawałków ciasta miałam wrażenie, że to mączne, lekko karmelowe ciasteczka, nie babka. Gdy trafił się jakiś większy kawałek tego ciasta, do głowy przyszedł mi nawet cynamon.
Gdy po kawałkach ciasta czy fioletowych zawijasach zagarniałam łyżeczką jasne, biało-beżowe części, wydawały się jeszcze słodsze, trochę w ciasteczkowym kontekście, ale i zwyczajnie przecukrzone. Acz wciąż też śmietankowe. Słodycz bazy wydawała się zmotywowana plączącym się wątkiem lawendy.
A ta pokazywała się niby czasem mocniej, ale głównie jako jedynie echo.
Po zjedzeniu został posmak ciężkawej lawendy oraz słodyczy śmietankowych, cukrowo-ciasteczkowych lodów. Czułam ewidentnie karmelowawą ciasteczkowość i mączny motyw. Słodycz wydawała mi się zdecydowanie za wysoka, aż przysłaniająca lawendę.
Lody wyszły jako tako, nie zupełnie źle, ale sporo bym zmieniła. Trochę się bałam efektu, bo nie przemawia do mnie to, co robi ta firma na pewne okazje: lody ze zmielonymi pączkami na Tłusty Czwartek, lody ze zmieloną babką na Wielkanoc. Wolałabym po prostu lody lawendowe - coś takiego, jak jadłam w Ogrodzie pełnym Lawendy (które jednak też nie były idealne). Ciasteczkowo-śmietankowa baza o przesadzonej słodyczy w sumie byłaby do zniesienia, gdyby dopracowano lawendowe zawijasy i ciastka (?). Nie podobały mi się te przemielone, mączno-ciasteczkowe, mdławe elementy. Nie powiedziałabym, że to babka, a właśnie mączne, kiepskawe ciasteczka. Wolałabym więcej lawendy całościowo. Lawenda jako ekstrakt pobrzmiewała tak sobie przy niezbyt pokaźnych fioletowych zawijasach.
Lody jednak niewątpliwie są w jakimś tam stopniu ciekawe i byłyby warte jednorazowej uwagi, gdyby były tańsze. Nawet ok na edycję limitowaną, po której zniknięciu, nie będzie są rozpaczać, ale można spróbować.
Dałam radę zjeść połowę, starając się wybierać jak największą ilość fioletowych zawijasów, których czułam niedosyt, i omijając co większe kawałki kiepskiego ciasta. Reszta powędrowała do Mamy (która lawendy nie lubi).
Mama jednak nie chciała ich kończyć. Ujęła to: "Trafiły do mnie w złym czasie, bo jeszcze mi trochę za zimno było, a w nich nie czułam niczego, co by do nich przyciągało. Wydały mi się jakieś nijakie, a po prostu słodkie i niesmaczne. Nie zagłębiałam się nawet, co ja tam oprócz tego, że bardzo słodkie, w nich czułam".
ocena: 5/10
kupiłam: Lidl (ojciec kupił)
cena: 19,99 zł (za 390g / 465ml)
kaloryczność: 224,9 kcal / 100g
czy kupię znów: nie
Skład: świeże mleko, świeża śmietana, cukier, babka lawendowa (mąka pszenna, jogurt grecki, cukier brązowy, masło, jaja, miód, proszek do pieczenia, soda oczyszczona, cynamon, lawenda suszona), mleko w proszku odtłuszczone, glukoza, ziemniaczany syrop glukozowy, olej słonecznikowy, mleko pełne w proszku, ekstrakt z lawendy, naturalne aromaty, tłuszcz kakaowy, białka mleka, skoncentrowany sok z buraka, sól, stabilizator: guma tara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.