Zawsze chciałam spróbować jakiś włoskich
Zaopatrzyłam się w takie autentycznie wyprodukowane we Włoszech, z babunią na opakowaniu (co pewnie ma sugerować, jakie to one domowe i tradycyjne). Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru maczać ich w kawie lub winie (za bardzo celebruję picie jednego i drugiego); postawiłam a to, co zawsze parzę sobie do ciastek, czyli czarną herbatę.
Falcone Walnuts Cookies to ciastka cantucci z orzechami włoskimi i morelami.
Ciastka były dość spore, mocno wypieczone i bardzo, bardzo twarde. Doskonale sprawdzały się jednak w duecie z herbatą. Nie rozpadały się w niej, mimo że ogólnie kruszyły się. W każdym ciastku znalazły się duże kawałki chrupiących orzechów lub / i średnie kawałki miękkich moreli. Na małą ilość dodatków nie można narzekać, co oczywiście się chwali, ale miałam wrażenie, że moreli mogło być więcej.
Dzięki temu, że konkretnie je wypieczono, wydały mi się wręcz maślanokarmelowe. W połączeniu z herbatą ten smak jeszcze bardziej się nasilił.
Mama, z którą się nimi podzieliłam, miała zupełnie inne zdanie. Nie smakowały jej, bo "one wcale nie są słodkie", a w dodatku narzekała na "twardą jak kamień" konsystencję (no, ale typowe włoskie ciastka mają być twarde, a ja jadłam je z herbatą, więc mi nie przeszkadzało). Nie wiem jednak, jak można nie czuć tu słodyczy...
Zupełnie inaczej było z drugim dodatkiem - orzechami włoskimi. Te przełamywały ogólną łagodność i słodycz swoim charakterystycznym, wyrazistym smakiem. Świetnie sprawdziła się tu ich lekka goryczka. Czuć je było cały czas, nie tylko kiedy je chrupałam (a było co chrupać!), co bardzo mi się podobało.
Ogólnie ciastka uważam za bardzo smaczne i cieszę się, że je kupiłam. Liczyłam co prawda na to, że nacisk będzie położony na duet orzechów włoskich i moreli, a morele jakoś się schowały, ale... trafiłam na dobre ciastka z orzechami włoskimi idealne do herbaty, czyli tak, jak lubię.
ocena: 8/10
kupiłam: Alma
cena: 9,99 zł (za 180 g)
kaloryczność: 418,1 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: mąka pszenna, cukier, jaja, białko jaja, kandyzowana morela 8 % (morela 98 %, syrop fruktozowo-glukozowy, sok cytrynowy z koncentratu), orzechy włoskie 8 %, cukier trzcinowy, masło, miód, proszek do pieczenia (difosforan sodu, wodorowęglan sodu), aromaty, sól
Bardzo lubię cantucci <333 Mam nadzieje ze jak za tydzień będę we Włoszech to uda mi sie je kupic XD
OdpowiedzUsuńJak u Ciebie wyjazdowo. I masz nam koniecznie jakieś relacje z tych Włoch zdać! :D
UsuńNigdy takich ciasteczek nie jadłam ;) Jeśli są słodkie to mój tato byłby zadowolony :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja też wcześniej nigdy. I mimo że otwierając, miałam już mniejszą ochotę, niż kupując, to i tak cieszę się, że jednak spróbowałam. I... stwierdzam, że to taki produkt zupełnie nie dla Ciebie. :P
UsuńZaufam Twojej intuicji, ale jeśli kiedyś będę miała okazję spróbować i będę mieć pewność, że są wege to to zrobię... z czystej ciekawości :D
UsuńSpróbować z ciekawości to wiadomo, wszystkiego troszeczkę można. ;)
UsuńJa ostatnio nabyłam takie ciastka w Biedrze na tygodniu włoskim - Były bardzo smaczne ;)
OdpowiedzUsuńCzuję że jednak by mi nie posmakowały:/ nie lubię twardych ciastek:) wyjątkiem są takie napakowane ziarnami:) ale spróbować bym spróbowała jakby ktoś poczęstował:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gwiazdeczka*
Bo to ciastka do maczania! Muszą być twarde. :D
UsuńNasza siostra kiedyś też kupiła te ciasteczka ale z migdałami w Biedrze i były dobre aczkolwiek cukier aż drażnił ;)
OdpowiedzUsuńZ morelami i orzechami włoskimi muszą być bardzo smaczne :)
O, z migdałami to widziałam w Tesco, ale jakieś strasznie drogie, więc darowałam, bo już te kupione miałam.
UsuńWłoskie świetnie przełamały słodycz, choć też nie całkiem. :D
nigdy nie jadłam takich ciasteczek tradycyjnych w stylu ,,włoskich kamieni" xD, ale zaintrygowałaś mnie nimi, choć czytałam już co nieco, w tym recenzje na ich temat ;) Swoją drogą to dużo upolowałaś zdobyczy w Almie? ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam tylko te ciastka i czekoladę Cachet (http://chwile-zaslodzenia.blogspot.com/2017/02/cachet-blackberry-ginger-ciemna-57-z.html), bo ogólnie już wtedy specjalnie nie miałam parcia na rzeczy, które tam były. Niby zagraniczne i w ogóle, ale w gruncie rzeczy raczej nudne. ;P
UsuńCzemu mnie to nie dziwi? ;)
UsuńSzkoda, że Almy już nie ma :( Tam było tyle fajnych rzeczy!
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale mam wrażenie, że z czasem było coraz mniej fajnych, a coraz droższych. :(
UsuńTeż uważam, że te ciasteczka najlepiej podawać z herbatą. Kiedyś dostałam je jako dodatek do herbaty w pizzerii, prowadzonej przez Włocha i byłam nimi zachwycona. Miały w sobie całe migdały, a słodycz przełamywała cytrynowa nuta. Niestety, jeszcze w żadnym sklepie nie znalazłam cantucci, które dorównywałyby im.
OdpowiedzUsuńWiadomo, nie ma co porównywać z takimi z restauracji włoskiej z prawdziwego zdarzenia.
UsuńTylko nie 'kamieni', chyba że pieszczotliwie! ;) Uwielbiam cantuccini, choć z morelami nie miałam okazji próbować. Wszystko przede mną. Aż mam w ustach ich smak, a w nozdrzach słodki migdałowy zapach. Och, ach.
OdpowiedzUsuńPS I Alma, jak sentymentalnie, awww :3 ;)
Pewnie, że pieszczotliwie! To tak jak w odniesieniu do babeczek słowo "kapeć" czasem jest u mnie bardzo pieszczotliwe. :P
UsuńNo to masz szczęście, bo już naostrzyłam topór i miałam prosić Pyszczka o podwiezienie do Ciebie.
Usuń