środa, 9 maja 2018

Rococo Gingerbread Spice Milk Chocolate mleczna 40 % z imbirem, cynamonem, gałką muszkatołową i pomarańczą

Jakoś przy Mulate Spices naszła mnie myśl, że z chęcią bym ją sobie w ciągu paru dni zestawiła z propozycją innej marki "od czekolad z ciekawymi dodatkami" - Rococo. Akurat miałam piernikową z charakternymi przyprawami, więc ślinka mi ciekła na myśl o niej. Właściwie dopiero dzień przed otwarciem dotarło to mnie, że to mleczna i w dodatku z olejkiem pomarańczowym. Z tym dodatkiem jadłam już dwie tej marki (Gold Frankincense & Myrrh i Orange Marmalade) i w obu był przesadzony... trochę się więc zmartwiłam, ale zaraz zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek jadłam tak przyprawioną mleczną czekoladę z olejkiem? Mogło wyjść coś ciekawego, więc postanowiłam nie tracić wiary.

Rococo Gingerbread Spice Milk Chocolate to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao z przyprawami do piernika (imbir, cynamon, gałka muszkatołowa) i pomarańczą (olejkiem). Zawiera 18 % składników mlecznych.

Po otwarciu poczułam intensywną woń cynamonu, takiego słodko-pikantnego, w towarzystwie mleczno-maślanym do tego stopnia, że aż kojarzącym się z białą czekoladą na mleku w proszku.

Dość ciemna, żywo-intensywnie brązowa tabliczka  trzaskała głośno przy łamaniu. Wydała mi się nieco krucha, a w ustach rozpływała się w umiarkowanym tempie, oblepiając je i racząc drobinkami przypraw. Miałam wrażenie, że ona tak chwilami... miękła jak proszkowo-cukrowy ulepek.

Od razu poczułam silną słodycz, która zaraz została zmiażdżona cynamonem. Nie przełamał jej, gdyż sam też pewną słodycz reprezentował.
Po chwili dzięki gałce muszkatołowej nabrał wręcz gorzko-pikantnego wydźwięku, a przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ więcej uwagi poświęcałam ogólnemu klimatowi. Cały czas bowiem, do wszechobecnej słodyczy docierały poszczególne smaczki, ale nie rozwijała się sama czekoladowość (a przynajmniej nie w takim stopniu, jak bym sobie życzyła). Tabliczkę odebrałam jako wyjątkowo maślano-śmietankową, zaskakująco... białoczekoladową.

A jednak było w niej i jakieś "czekoladowe ciepło" (bardziej ciepło, niż czekoladowość). W końcu zorientowałam się, że wyczuwalne goryczki to nietrafiony, pomarańczowy smak. Było w nim coś dziwnego, nierealistycznego. Łączył się z gałką muszkatołową i cynamonem fundując korzenną gorzkawość, niekwaśną pomarańczę o słodkim smaku z "udawaną gorzkawością". To chyba właśnie to połączenie, wraz z cukrem zabiło samą czekoladę mleczną.

Mniej więcej od połowy rozpływania się kawałka przyprawy zyskały na wyrazistości. Wzrosła ich siła, ale przede wszystkim przebiły się smakiem. Wyraźnie czułam imbir (w proszku, a nie świeży), cudnie rozgrzewający język i gardło. Nie palił jednak, a po prostu rozgrzewał.

To właśnie ta subtelna ostrawość imbiru pozostawała w posmaku, co byłoby przyjemne, gdyby nie poczucie czekoladowej cukrowości z niemal wyzerowaną czekoladowością samą w sobie.

To trochę jakby... cukrowe maślane ciasteczka korzenne w towarzystwie gorącego, mocno przyprawionego i dosłodzonego mleka w formie tabliczki + zagubiona niby-pomarańcza. Nawet nie chodzi o to, że przesadzili z tą pomarańczą, bo nie była mocno sztuczna. Właściwie była słabo wyczuwalna, ale... była, a miałam wrażenie, że nie powinno jej tam być. Tak samo ze słodyczą: nie była taka niecodziennie silna, ale cukrowość aż krzyczała (to tak, jak czasem jedna drąca się osoba potrafi przekrzyczeć spokojny tłumek). Jakieś to nieprzemyślane mi się wydało. Wszystko ze sobą się łączyło... albo raczej tłamsiło nawzajem. Coś mi tu zgrzytało, za dużo jednych składników, za mało innych.


ocena: 4/10
kupiłam: zamówienie przez e-mail
cena: 28,50 zł (za 70 g)
kaloryczność: 554 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada mleczna (cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, lecytyna sojowa), imbir 1,6%, cynamon, gałka muszkatołowa, olejek pomarańczowy

20 komentarzy:

  1. Przekombinowali, a za czekoladami z olejkami też nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi, jak już smakują olejki, to różane i miętowe, a i to nie zawsze.

      Usuń
  2. Nie jest to połączenie dla mnie ale samo opakowanie urocze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na ślepo też jesteśmy w stanie stwierdzić, że olejku pomarańczowego tam nie powinno być xD xD

    OdpowiedzUsuń
  4. ,,Mniej więcej od połowy przyprawy zyskały na wyrazistości". Mniej więcej od połowy czego? Kostki? Tabliczki? Bo mnie to zaintrygowało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kostki to niee, patrz jakie są długie. Myślałam, że to oczywiste, że od połowy kęsa.
      Zawsze jak nuty itp. opisuję, to najpierw piszę co czuję na początku, potem, gdy czekolada się rozpływa, to przecież smak się zmienia. Dziwne by było, gdyby pół tabliczki smakowało inaczej, a dopiero połowa była przyprawiona.

      Usuń
    2. Jednak dla takiego niedomyślnego bezmózga jak ja, widać, że nie :D Ej! Ja tak miałam nie raz! Im dłużej się 'wsmakowywałam' tym coraz dziwniejsze nuty zaczęły do mnie docierać... albo może po prostu... w zwolnionym tempie ^^"

      Usuń
    3. No, ale to u mnie np. (przy degustacyjnych, w sensie czystych): najpierw czuję grejpfruta, potem jakieś przyprawy, przebłysk czerwonych owoców, pod koniec kostki już gorzko-palone nuty. No i do gęby kolejna i np. przy niej w tych przyprawach doszukuję się cynamonu, w czerwonych owocach malin i truskawek itd. A jak o dodatki chodzi... No cóż, jak jest cynamon to zazwyczaj po prostu go czuję, ewentualnie przy kolejnych kęsach mam jakieś dziwne skojarzenia z nim, toż to nie owocowe tabliczki Wedla dzielone po połowie, haha. Te to mi się przypomniały, jak mi kiedyś Mamcia niczym Zeus jakiś wszędzie błyskawicami miotała, bo chciała poziomkową czekoladę, a tu się okazało, że tylko pół była poziomkowa.

      Usuń
    4. Poziomkowa coś mi się rzuca cieniem na wspomnienia, ale od połowy powiadacie? Hmmm... :D Ja prawie nigdy, a może nigdy nie wyczuwam proszkowatości w czekoladzie! Jak czytam o tym u naszej najdroższej Olgi to zawsze kminie, czemu ja zostałam pozbawiona tego zmysłu! Testuje słodycze od prawie już 7 lat, a proszkowatości ni za czortwa w zwykłej czekoladzie nie jestem w stanie wyczuć. W odżywkach, nadzieniach, lodach- jak najbardziej! W czekoladzie? A idźcie i nie dobijajta! ;D

      Usuń
    5. Jeśli o te "po połowie" chodzi to nie wiem, bo ja nigdy z tym na żywo do czynienia nie miałam, tylko narzekania wysłuchiwałam, ale to chyba o to chodzi: https://wedel.pl/products/czekolada-mleczna-z-nadzieniem-o-smaku-jagodowym-i-poziomkowym/ .

      Przecież Wedel jest jakby z proszku zrobiony! Nie wiem, komuś może to odpowiadać, mi nie, ale nie czuć...? Weź kiedyś spróbuj coś jego zjeść i skupić się tylko na tym proszku, bo to aż dziwne. :P

      Usuń
    6. Nie bądź uszczypliwa ;) Jem i nie czuję, ale czuję złośliwość z Twojej strony ;) W bardzo ciemnych wyczuwam pył i tego typu doznania, ale w Wedlu? Bardziej skupiam się, czy jest bagienkowa, czy nie ;)

      Usuń
    7. To źle czujesz, bo tu nawet nie ma pola do złośliwości. Jak coś jest zrobione z proszku, to to naprawdę czuć... A zakładam, że mleczny Wedel i jego białe kremy właśnie na bazie mleka w proszku są. Nawet tego nie krytykuję, bo nie tylko Wedel. Kremy Lusette są według mnie proszkowe, jak mało które kremy i po prostu uwielbiam ten proch Lusette.

      Usuń
    8. Podkreślę jeszcze raz... W nadzieniach, kremach, płynach proszkowość ZAWSZE wyczuwam. Jednak nie w samej czekoladzie! Proch w Lusette i ja wyczuwam- jak w każdych innych wafelkach ;) W nadzieniach z czekolad równie często, ale w ,,czystej" czekoladzie jestem pozbawiona tej wyjątkowej umiejętności ;(

      Usuń
    9. Tak, tak, ale w nadziewanym Wedlu to szczególnie łatwo się wyczuwa, bo jest takie prochowe przejście od czekolady do nadzienia.
      E, tak Cię męczymy tą proszkowością, że może Ci się udzieli.

      Usuń
    10. Minęło tyle lat, recenzje czytam namiętnie, ale nie wyczuwam i klops xD A poza Wedlem kojarzy Ci się jakaś bardzo proszkowa czekolada? Taki ewidentny przykład, który mogłabym rozpreparować? :D Tylko nie ciemne, bo w nich rzeczywiście ten pył, dymność, osad to wyczuwam ;)

      Usuń
    11. Za dużo zwykłych mlecznych nie jadłam, by wskazać Ci jakąś taką łatwo dostępną proszkową, ale w aż takim stopniu jak Wedel to nie kojarzę.

      Usuń
    12. no cóż, dzięki ;)

      Usuń
  5. Obśliniłam Ci blog, przepraszam, już to ścieram. Właśnie na takie atrakcje miałam nadzieję, łamiąc się i kupując dwa tygodnie temu niedobitki świątecznych czekolad Millano (jedna właśnie piernikowa).

    PS Zgadzam się ze Szpilką. Językowo zdanie wprowadza w błąd, bo nie wiadomo, od połowy czego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje mi dobrych piernikowych czekolad.

      No, zdanie to może tak, ale wyszłam z założenia, że w kontekście całej recenzji brzmi, jak powinno brzmieć, na zasadzie jak mówi się "długi czas" zamiast "długi okres czasu", ale wiadomo, o co chodzi (ale rzeczywiście zaraz je poprawię).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.