środa, 1 kwietnia 2020

Meiji The Chocolate Bean to Bar 70 % Blossom Bitter ciemna z Peru i Ekwadoru

Po tę czekoladę zdecydowałam się sięgnąć w czasie, gdy jakoś nagromadziło mi się czekolad z Peru i Ekwadoru. Miała być jakby "zwieńczeniem" serii (która wyszła przypadkiem), ale także przedsionkiem do... miałam nadzieję, że raju, nirwany czy czegoś, co (być może) mnie czekało. Podobne połączenie, ale inaczej... najpierw jednak chciałam zjeść bardziej przyziemną (od tej, na którą czekałam), ale wciąż taką... która mogła być jeszcze głębsza niż nora, przez którą Alicja wpadła do Krainy Czarów. A być może bardziej porywcza niż tornado, które powlokło Dorotkę do Krainy Oz?

Meiji THE Chocolate Bean to Bar 70 %  Blossom Bitter to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Peru i Ekwadoru.

Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam wyrazisty zapach kawy i palono-kakaowego sosu / syropu w towarzystwie ciężko-kwiatowej słodyczy oraz dojrzałych, soczystych pomarańczy. Wąchając dłużej, kawę odebrałam jako wręcz smolistą, integralną z cytrusową nutą.

Twarda tabliczka ciemnego koloru, a o słabym połysku, wydawała się konkretna. Przy łamaniu trzaskała ciężko, jakby była wyjątkowo gęsta, a przy robieniu kęsa udawała miękkawo-twardy, zastygły krem.
Rozpływała się kremowo właśnie, gładko i chętnie. Dość szybko, lekko zalepiając, ale niestety z minimalnie wodnistym efektem. Na koniec zostawiała lekko pylisty efekt.

Od pierwszej chwili poczułam starcie gorzkiej kawy i słodyczy w tonacji poważnej, lekko osnutej dymem.

Słodycz rozłożyła swój wachlarz niemal natychmiast. Uderzyła słodka pomarańcza, być może mandarynka, otoczona bukietem kwiatów i równie złożonym bukietem nut z pazurkiem. Przez nuty te rozumiem palone, może wręcz likierowe, sosy: kawowy, kakaowy, karmelowy. Kwiaty utworzyły obraz kwiaciarni pełnej zawilgoconych, ciężko pachnących kwiatów.

Sprawiły, że było słodko-charakternie. Rozeszła się gorzka, choć przystępna kawa. Stała się wiodącą nutą. Do niej dołączyła lekka cierpkość. Poczułam coś wytrawnie soczystego, odlegle kojarzącego się z beef jerky (suszoną wołowiną), która jednak zaraz zmieniła się w dym i smołę. Do głowy przyszła mi odzież / meble skórzane oraz ciemna ziemia, nad którą górowały ciężkie kwiaty...

Od tego wszystkiego blisko było już do orzechów, dominujących w drugiej połowie rozpływania się kęsa. Pekanów, włoskich - jakiś gorzkich i nieco stęchłych; także starych laskowych. Przy nich wzrosła słodycz. Wciąż likierowo-alkoholowa, niczym jakiś karmelowy alkohol. Palony karmel z czasem dodał mocny wątek palonego cukru (trochę mi to mignęło budżetówką), który to uprzyjemniły zawilgocone kwiaty. Reprezentowały bowiem bardziej neutralność niż słodycz.

Ta wyraźniej zagrała dopiero na końcu jako jakiś pomarańczowy, słodki biszkopt. Wilgotny i soczysty za sprawą słodkiego cytrusa, nie tyle czysto pomarańczowy... słodki i nieco za długo pieczony, przypalony. Może jakieś inne miękkie, maślano-jajeczne ciasto (nie znam się na ciastach). Chyba lekko nasączone alkoholem, z dodanymi orzechami i... Odymione? Wypiek raczej dla dorosłych, doprawiony. Wiązał się też z dusznym motywem kwiatów.

Po zjedzeniu został delikatny posmak pomarańczy zalanej kawą i wkomponowanej w mocno karmelowo-biszkoptowe realia. Paloność i dym przeniknęły w każdą z tych nut.

Czekolada miała wydźwięk kwiatowo-ciastowych imienin ciotki, gdzie paniusie popijają kawusie, a jedna ciotka - równa babka - puszcza do nas oczko i po kryjomu częstuje czymś z procentem. Niby wszystko uładzone, wymuskane, ale z pociągającą "tajemnicą", czymś, czego nikt się nie spodziewał.

Karmelowo-kwiatowe, słodkie nuty zostały świetnie wyrzeźbione palonością i likierem, a także konkretniejszymi nutami. Orzechy i lekka soczystość sprawdziły się, trzymając wszystko w ryzach błogiej czekoladowości.

Czekolada zawarła w sobie delikatność Ekwadoru (kwiaty, karmel, kawa) i charakterek Peru (dym, "przyprawienie" - tu jako alkohol, smoła, orzechy) jakby... porzucając charakterek Ekwadoru i delikatność Peru, oraz uwypuklając nuty wspólne (pomarańcza) - zabawny efekt. Bardzo mi smakowała.
Była podobnie palonokarmelowa co Briliant Milk i... o ile tamta smakowała trochę "bułką z Nutellą" (idealizowaną), tak tu ten biszkopt / wypiek... też czuć pewne podobieństwo.


ocena: 9/10
kupiłam: ebay
cena: $5,99 (za 50g)
kaloryczność: 608 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, mleko, emulgator

9 komentarzy:

  1. Czekolada miała wydźwięk kwiatowo-ciastowych imienin ciotki, gdzie paniusie popijają kawusie, a jedna ciotka - równa babka - puszcza do nas oczko i po kryjomu częstuje czymś z procentem. Niby wszystko uładzone, wymuskane, ale z pociągającą "tajemnicą", czymś, czego nikt się nie spodziewał - autentycznie to porównanie najlepiej do mnie dorarło, jak słowo babce daję! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! Chcę też, by moje recenzje jak najlepiej oddawały to, co mi do głowy podczas degustacji przychodzi. A to dlatego, że jak zobaczyłam ostatnio specjalne "mapy nut" i okręgi z klasyfikacją nut dla profesjonalistów oraz jakieś "posmak trwał 63 sekundy" to myślałam, że mnie nie wiem, co strzeli... Jak można tak sztywno i liczbowo, mechanicznie do czekolad podchodzić?!

      Usuń
    2. Nie można, tyle w temacie ;)

      Usuń
  2. W ramach ciekawostki zjadłabym podczas jednej degustacji plebejskie okrągłe biszkopty i taką czekoladę. Ciekawe, czy łącznie wypadłyby jako zestaw "dla dorosłych". Fajna to ciotka czy babka, która spod stołu częstuje procentami. U moich dziadów zawsze mogłam się napić. Tzn. może nie zawsze, żeby nie było, ale w gimnazjum - owszem. Szczególnie dzięki dziadkowi. Imieniny ciotki kojarzą mi się średnio atrakcyjnie, ale czekolada mnie ciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość moich dziadkowo-ciotkowych wizji z recenzji jest zmyślona, oparta na filmach i książkach, moich wyobrażeniach. Ja nie miałam takich częstujących ciotek.
      Za to dziadkowi podkradałam jako dzieciak trufle z alkoholem. I jako dzieciak spod stołu na imprezach rodziców dopijałam resztki z kieliszków, gdy dorośli szli zapalić. Patoloo... ekhem.
      Ej! Plebejskie okrągłe biszkopty...? Czekaj no... jak nie umrzemy to... popiszemy sobie komentarze 11.08. :>

      Usuń
    2. Nie łudź się. Do wakacji wszyscy wymrzemy. Koronawirus zaciera koronarączki na myśl o wrześniowej fieście.

      Usuń
    3. Nie masz się czego bać z tym swoim wielkim żelem... wszystko od tego czegoś będzie wolało trzymać się z daleka. :>

      Usuń
  3. Jestem niezmiernie ciekawa czy by mi smakowała.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.