sobota, 3 października 2020

Georgia Ramon Haiti Trinitario & Criollo 58 % Milk Chocolate mleczna z Haiti

Im więcej różnych propozycji tej marki próbowałam, tym moja miłość do niej jakoś malała. Ok, czyste ciemne wciąż mnie zachwycały, ale mlecznym czy z dodatkami zawsze "czegoś" w moim odczuciu brak. Tak przynajmniej było do momentu, gdy to właśnie mleczna GR Shadow Milk Dominican Republic 75  % dosłownie rozkochała mnie w sobie. Już dawniej, gdy odkryłam, jak boska jest GR Haiti Trinitario & Criollo 80 %, uznałam, że muszę ją zestawić z mleczną. Teraz tylko nabrałam pewności co do tego. Bardzo cieszyło mnie, że marka nawet przy takich nie oszczędza na kakao. To o nie mi zawsze bowiem chodzi, gdy zasiadam do czekolady.

Georgia Ramon Haiti PISA Farmers Trinitario & Criollo 58 % Milk Chocolate to ciemna mleczna czekolada o zawartości 58 % kakao trinitario i criollo z Haiti.

Po otwarciu poczułam delikatny, acz wyrazisty w wydźwięku zapach mleka i żółto-czerwonych... chciałabym napisać: "owoców", ale właśnie raczej landrynek o ich smaku, a dopiero potem owoców autentycznych. Te trzymały się bowiem lekkiej pudrowości. Tak czy inaczej, do głowy przyszły mi słodkie brzoskwinie i cytryny. Cechowała je niemal kwiatowa lekkość. W tle zaznaczyła się subtelna wytrawność orzeszków ziemnych, raczej surowych. 

W dotyku tabliczkę odebrałam jako tłustą, choć przy łamaniu zachowywała się jak niezła ciemna. Trzaskała, była twarda i nawet przekrój miała ziarnisty jak niektóre ciemne czekolady.

W ustach potwierdziła się jej twardość; rozpływała się powoli i średnio chętnie. Była bowiem zwarta i zbita, istotnie tłusta w sposób pełny. Przypominała chłodne masło, powoli zmieniające się w zapychający budyń z pełnego, tłustego mleka. Pozbawiona była jednak jego gładkości. Wykazywała proszkowość w sposób, który skojarzył mi się z zamszem. Nabierając rzadkości nieznacznie miękła i zalepiała. Tworzyła jednak raczej zawiesinę wokół miękkiego, lecz do końca zwartego "rdzenia".

Już robiąc pierwszego kęsa poczułam, jak w ustach rozlewa się tsunami mleka. Z racji wyrazistości, swoistej pełności bez problemu znalazło się na pierwszym planie. Naturalne i tak tłuste, że aż w końcu udawało śmietankę.

Szybko jednak zaznaczył się za nią neutralniejszy wątek. Rozchodził się na dwa.

W zasadzie niemal równo z mlekiem odezwała się pudrowo-kwiatowa, lekka i rześka słodycz brzoskwiń. Owocowa nuta tchnęła soczystość. Po słodyczy tychże przyszła pora na sugestię kwasku cytryny. Pomyślałam też o jakiś czerwonych owocach, ale w kwestii owoców dominowały brzoskwinie. I to w końcu tak słodkie, że aż mało wyraziste w smak... może w jakiejś zalewie? Jasnym miodzie?

Neutralność z drugiej strony obudowała mleko orzechami. Wydały mi się lekko fasolowo-papierowe w wydźwięku, ale niezaprzeczalnie były to orzechy ziemne. Surowe fistaszki rozkręciły orzechową nutę tak, że mieszając się z mlekiem mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa stały się jednością. W pewnej chwili doszukałam się lekkiej goryczki, ale żadna z nut jej nie podłapała. Mieszanina mleka i orzechów przełożyła się na skojarzenie z serem, ponieważ maślaność też chciała coś ugrać.

Po orzechach i tych wytrawniejszych nutach część owoców zmieniła się w bardziej suszone, acz wciąż trochę kwaskawo-soczyste sztuki. Pomyślałam o słodkich rodzynkach, które wciąż z jakimiś kwiatami kręciły.

Po wszystkim pozostał posmak mleka i nijakich fistaszków, jak również owocowość... bardziej jednak jako rześkość kwiatowo-pudrowa niż coś konkretnego. Znów też jakieś czerwone mignęły, takie może lekko ściągająco-cierpkie. Do tego dołączyło poczucie tłustości śmietanki na ustach.

Mnóstwo orzechów i kwiatów czułam także w ciemnej GR Haiti 80 %, jednak mleczna ewidentnie oparła się... na mleku właśnie. Ciemna zaserwowała bowiem więcej wiśni i dymu, a jej słodycz wydawała się głębsza i goryczkowata niczym miód czy suszone figi (w mlecznej to bardziej rozmyte suszone rodzynki).

Mleczna wyszła... właśnie po prostu mlecznie, śmietankowo z drobnymi nutami (orzechy, brzoskwinie) i nudno. Jej słodycz odebrałam jako owocową, prostą i tak wymieszaną ze śmietanką, że owszem, bardzo niską, ale jednocześnie niegłęboką. Odebrałam ją jako niewyróżniającą się czekoladę. Jako wersję ciemnej z wyciętymi właśnie tymi nutami, którymi tamta mnie w sobie rozkochała.

Mnie osobiście bardzo szybko zaczęła nudzić. Kakao niewiele, smak nieciekawy... W konsekwencji podczas degustacjo-uczty zjadłam 1/4, liczyłam, że jakoś się wciągnę, ale nie (wolałam dojeść czymś smacznym)... Poczęstowałam Mamę, licząc, że mnie wybawi od problemu i będzie chciała przygarnąć... Nie chciała. Stwierdziła: "Nudna, powoli się rozpływa, nic tu w niej prawie nie czuć jak ty zawsze tak wyczuwasz. No, gorzka nie jest, ale słodka też nie bardzo. Raz to mi tylko jakiś kwasek, cytryny może, mignął, ale zaraz zniknął. Potem myślałam, że może w jakieś toffi to pójdzie, ale też jednak nie." Wspólnie stwierdziłyśmy, że ta czekolada upuszczała smaki jakby chciała, a nie mogła. No i zasreberkowałam - miałam ambitny plan skończyć na uczelni czy coś, ale się nie powiódł, bo przeszliśmy wtedy na tryb zdalna, a czekolada była po prostu męcząca.


ocena: 5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 20,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 604 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy

8 komentarzy:

  1. Dawno nie wąchałam realnych landrynek. Wąchnęłabym. Budyń z pełnego mleka nie kojarzy mi się zapychająco, tylko cudownie. Tsunami mleka <3 Nie wiem, czy czułam kiedyś w czekoladzie tłuste. Chyba nie. To sprawia, że chciałabym. Maślaność, orzechy, łagodne owoce, kwiaty, nawet niech i ten miód będzie. Chyba tabliczka trafiła pod zły adres.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ale ja bym nie wąchnęła, bo mi się ten zapach nie kojarzy dobrze, nie lubię.
      Nie każdy budyń z pełnego mleka nie kojarzy mi się zapychające, ale taki może być zapychający. Trudniej byłoby zapchać wodnistemu. Nie mówię, że wodniste są dobre. Po prostu, obiektywnie to piszę. A tu było połączenie chłodnego masła i tłustego budyniu. To więc w ogóle co innego. I... dla mnie pełne mleko jest za ciężkie, ta czekolada więc tak ciężko się kojarzyła.

      Tłustego mleka w czekoladzie nie czułaś? Możliwe, bo patrz, że większość Milek itp. jest na odtłuszczonym, ewentualnie śmietankę do mlecznych dodają. Kojarzysz Beskid ode mnie? Tam było tłuste mleko, ale na konsystencję właśnie kojarzyło mi się z takim rzadszym budyniem na mleku zwykłym = "ogólnym". W smaku czułam pełne, ale bardziej mleko-śmietankę.
      Ja wolę pełnego mleka mocno nie czuć. Jedynie jako składową. Lindt 60 % (ogólnie paskudna) jest tak tłusto mleczny, że jego mleczność aż w masło poszła. To tak... jakbyś miała coś próbować / przypomnieć sobie.

      Zdecydowanie na zły! Pod moim mogłaby tylko opakowanie zostawić, chociaż... szkoda, że różowe. Ale nie, żartuję. Szczerze to mimo wszystko cieszę się, że poznałam, bo i utwierdziłam się, że mlecznych plantacyjnych nie warto kupować będąc mną.

      Usuń
  2. Mnie też GR czasami zawodzi, zwykle jest ok, ale nie warto liczyć na coś wybitnego. Tak przy okazji, będziesz recenzowała szwedzką Standout? Jestem po ich pierwszej tabliczce i była naprawdę ciekawa, dobrze, że kupiłem ich sześć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciemne GR według mnie są rewelacyjne. Zawodzą wszelkie inne. ;P
      Standout na razie żadnej nie mam, ale nie mówię "nie".

      Usuń
    2. Po jednej tabliczce trudno osądzać, ale wygląda na to, że Standout będzie ciekawy. Ta ich pierwsza tabliczka bardzo, bardzo mi się podobała.

      Usuń
    3. A tak z ciekawości, jaka to?

      Usuń
    4. Urubamba Peru 70%, wrzuciłem zdjęcia na FB.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.