piątek, 30 października 2020

Lindt Hello, Nice to Sweet You Pecan Crumble mleczna z solonym nugatem, karmelizowanymi orzechami laskowymi i kawałkami orzechów pekan oraz ciastek

Niedługo po Moser Roth Nougat 'N' Crisp postanowiłam sięgnąć po Lindta, który widział mi się jakoś tak w miarę podobnie, żeby to w orzechowo-limitowanym klimacie dalej siedzieć. Ten wzbudził we mnie najpierw ogromne zainteresowanie, potem... już mniejsze - uspokoiłam się, gdy kupiłam. Myślę, że dołożył się do tego fakt, że wreszcie kupiłam sobie pakę pekanów i tak brnąc przez nią utwierdziłam się, że jednak wolę włoskie. Owszem, pekany są pyszne, ale u mnie wygrywają włoskie, a aż takiego fenomenu orzechów pekan nie rozumiem. Obstawiam, że w Ameryce są po prostu popularniejsze, bo tam rosną. A u nas? Moda? Może i tak, ale skoro miało wyjść smacznie (a na to liczyłam), to co mnie obchodzi motywacja producenta?

Lindt Hello, Nice to Sweet You Pecan Crumble to mleczna czekolada nadziewana solonym kremem nugatowym (32%) z karmelizowanymi orzechami laskowymi, czyli krokantem (3%), kawałkami orzechów pekan (2%) i kawałkami ciasteczek (1%).
Edycja limitowana na zimę 2019/20.

Już rozrywając sreberko (miedzianko?) poczułam... syrop klonowy pokrywający orzechy pekan. Karmelizowane w nim i sowicie posolone. Jakież to było obrazowe i zniewalające! Uzyskane poprzez intensywny splot orzechów "na słodko" i orzechów posolonych, słonokarmelowej nuty i głęboko mlecznej, zasładzającej czekolady. Po podziale kostek nasilił się obrazek tej "kanadyjskiej słodyczy". Poczułam wanilię i ciasteczkowy motyw - wszystko słodkie jak korzenno-karmelizowany miód, właśnie miodowy nugat. Pomyślałam o ciasteczkach / cieście z kruszonką z orzechów pekan i laskowych, słodzonych syropem klonowym, miodem. karmelizowane w nim i posolone. Luźno przyszły mi też na myśl rzeczy o smaku cappuccino, ale to tak hen, hen daleko.

Rudawa tabliczka w dotyku wydała mi się dość tłusta i prawie lepka, choć nie topiła się. Przy łamaniu zdarzyło jej się nawet lekko pyknąć. Przy bardziej szczegółowym podziale kostek okazała się całościowo konkretna, bo także nadzienie było konkretne i twarde w zamierzony sposób, z mnóstwem równomiernie rozlokowanych dodatków odpowiedniej wielkości.
Gruba warstwa gęstej, kremowej i minimalnie proszkowej czekolady rozpływającej się przyjemnie powoli na zalepiający budyń, miarowo odsłaniała nadzienie. Podtrzymało taktykę gęstego i tłustego zalepiania. Mimo silniejszej tłustości i zwartości, nie było ciężkie. Miękło z czasem, wykazując śmietankowo-oleiste zacięcie.
Ten gładki nugat skrywał chrupiące kawałki. Krokant chrupał twardo-cukrowo, choć gdy pozwoliłam rozpuścić się otoczce cukrowego karmelu, orzechy laskowe zaskoczyły tym, że nieźle udawały chrupiąco-świeżawe. Pekany na pewno były świeże i aż miękko-soczyste.
Z kolei twardo-chrupiące ciasteczka przypominały trochę napowietrzone chrupki zbożowe. Nie rozpływały się, nie drażniły.
Dodatków dodano sporo, nadały kruszonkowego efektu i przełamały tłustość, a z racji tego, że strukturą nieźle się wpasowały (nie odstawały, nie drapały) wyszły naprawdę zacnie. Pozwoliły cieszyć się kremowością.

W smaku już sama czekolada serwowała mnóstwo słodyczy. Na szczęście jednak na "tacy" z pełnego, wyrazistego mleka, ozdobionej orzechowo-karmelową nutką. Przesiąkła trochę nadzieniem, co z kolei chyba odrobinkę podkreśliło kakao. Miało to niezwykle uroczy wydźwięk.

Wydźwięk ten podtrzymało nadzienie, dołączając poprzez błogą śmietankowość. Tym samym bardzo szybko wzmocniło słodycz, aż drapiąc w gardle przy pierwszym (a już na pewno przy każdym kolejnym) kęsie. Było to o tyle przyjemne, że kojarzyło się z miodem i syropem klonowym. Z pomocną przyszedł smak wyrazistych orzechów laskowych w wydaniu... miodowo-nugatowym. Na chwilę słodkie, minimalnie podprażone orzechy wyszły na pierwszy plan. Następnie zaś mieszały się ze smakiem mlecznej czekolady, całkiem wyraźnie skrupulatnie przełamywanym solą. Nie była nachalna ani jakoś specjalnie oderwana, a wpasowana idealnie. Doszukałam się w tym dodatkowo ciasteczkowo-maślanego motywu.
Nadzienie spróbowane osobno smakowało przede wszystkim orzechowo, znacznie mniej śmietankowo - i tak, i tak pysznie.

Słonawość podkreśliła skojarzenie z wypiekiem, zaraz też zagarnęła karmel i iluzję syropu klonowego, miodu. Zajęła się nugatową orzechowością, przy czym w połowie rozpływania się kęsa orzechy laskowe o świeżo-słodkim charakterze znów zajęły naczelne w kompozycji miejsce. Laskowoorzechowość tej tabliczki nakręcał głównie krem; z kawałków orzechów dobiegał za to smak pekanów. Czułam się, jakbym miała do czynienia z orzechami pekan solonymi i karmelizowanymi w syropie klonowym oraz nugatem z laskowców w wersji... korzenno-miodowej! Bo własnie chwilami czekolada sprawiała wrażenie lekko korzennej, ciepłej.

Karmel i syrop klonowy nasilały się przy odsłaniających się dodatkach. Karmelowa otoczka na orzechach laskowych smakowała wprawdzie palonym cukrem, ale mimo wzmacniania słodyczy, nie była pozbawiona charakteru. Wyszła wręcz... wysmażona na słono-goryczkowato. Sól także przeplatała się wśród nich. Solone orzechy i palony do goryczki karmel nakręcał lekką korzenność. Kolejna dawka soli pochodziła od ciastek, które zdradzały maślany akcent. Nie trzeba było ich rozgryzać, by to poczuć. Dobrze więc sprawdziło się zostawienie dodatków na prawie sam koniec, dzięki czemu miały okazję uraczyć pełnią smaku.

Dodatki przeganiały trochę słodycz. Orzechy podkreśliły ogólną orzechowość, a gryzione smakowały wyraźnie gorzkawymi sobą. Zwłaszcza wyraziście wyszły świeże pekany - aż mnie zaskoczyły. Może nie było ich bardzo dużo, ale były! Orzechy laskowe trochę gubiły się w słonej karmelowości. Ciasteczka z kolei wyszły lekko słodkawo, wyraźnie maślano-zbożowo. Mimo że delikatne, wniosły całkiem sporo. Przy chrupaczach raz i drugi karmel wydał mi się muśnięty toffi.

Czekolada, która tak do samego końca wszystko oblepiała, nie spieszyła się ze zniknięciem. Z czasem wydawała się głównie słodka, ale wciąż dość mleczna. Był to jednak moment dominacji dodatków, co sprawiało, że ogólnie mimo przesłodzenia, łatwo o kolejny kęs.

Po zjedzeniu w gardle drapało od słodyczy, chciało mi się pić, na ustach czułam tłuszcz... a jednak i orzechowy (orzechów i jakby "kremu z mleka i orzechów"), słono-karmelizowany posmak został, dzięki czemu nie było tak źle. Po zjedzeniu większej ilości na jaw wyszła sztucznawość (czułam, jakbym w ustach miała perfumę o zapachu syropu klonowego).

Całość była obłędna. Zupełnie się nie spodziewałam... ani takiego wydźwięku, ani że coś takiego posmakuje mi do tego stopnia. Lubię syrop klonowy, ale go nie kupuję. Pekany też lubię, ale nie rozumiem fenomenu tego połączenia. Solony karmel lubię i dobry nugat lubię. Nie wpadłabym jednak na to, by to połączyć. To widzi się raczej jako "zasładzający śmietnik", a tu w dodatku lekko sztucznawy... No, ale wyszło tak, że aż oniemiałam. Mimo palenia od cukru w gardle z przyjemnością zjadłam całość. Podobało mi się, że pekany dodano świeże. Wprawdzie nie było tu żadnej pekanowej szarży, a jedynie raz po raz ich smaczek, ale wystarczył. Myślałam też, że karmelizowanie laskowych będzie mi przeszkadzać, ale było tak zrobione, że sam ten karmel okazał się genialny - aż same laskowe stały mi się obojętne. Wystarczająco orzechowy był nugat. Szok!


ocena: 9/10
kupiłam: Allegro
cena: 8 zł
kaloryczność: 552 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś chciałabym móc

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, 6% orzechy laskowe, odtłuszczone mleko w proszku, 2% orzechy pekan, masło klarowane, mąka pszenna, lecytyna sojowa, olej palmowy, sól, naturalne aromaty, aromat: wanilina; środki spulchniające (wodorowęglan amonu, wodorowęglan sodu), syrop glukozowo-fruktozowy, wanilia

2 komentarze:

  1. Ach ten zapach orzechów pekan. Kochałabym go, gdyby nie fakt, że zupełnie go nie znam. Ale spoko, kupię sobie tę tabliczkę i poznam, w końcu to limitka zimowa. Oh no, wait... :D Rudawy odcień mlecznej czekolady, że też o nim nigdy po myślałam. Bardzo adekwatny! Co do lindtóweczki, hmm, chyba nie podołałabym soli. Reszta za to całkiem moja, z tłuszczowością włącznie. (Ze słodyczą niekoniecznie; przypominam sobie serię Hello i od razu mi się mniej chce próbować nowości).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, taak, limitka z tamtego roku. W tym roku z tej serii chyba wróciły tylko te nieudane. Producencka logika. <3 Pewnie w tamtych roku wszystkie się nie sprzedały.

      Klasyczna część serii Hello nie urzekła mnie jeszcze przed zmianami, a po zmianach nie jadłam i zamiaru nie mam, więc akurat w tej kwestii powiem tak: limitki wychodzą bardzo różnie. Ta była znacznie lepsza, ale wiśniowo-korzenna jeszcze gorsza.
      Tak, Tobie sól by nie odpowiadała, ale wątpię, by Ci bardzo przeszkadzała. Lekko podsolone ciastka czy orzechy - weź namiar na to, ile ich tak w całości było... No bez przesady.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.