poniedziałek, 17 maja 2021

Fossa Chocolate 70% Dark Pak Eddy Indonesia ciemna z Jawy (Indonezji)

Fossę poznałam dzięki na pierwszy rzut oka kontrowersyjnej białej Salted Egg Cereal. Czekała mnie jednak jeszcze zwyklejsza propozycja tej singapurskiej marki. Otóż Yilina i Jay podczas jednej ze swojej podróży przypadkowo trafili na cudo, jakim jest kakao plantacyjne i wciągnęli się w czekolady z niego. Akurat z Madagaskaru (o tak, też je uwielbiam i zazdroszczę im możliwości próbowania "na miejscu"). Na cześć właśnie tę wyspę zamieszkującego podobnego do mammala (dzikiego kota) zwierzaka nazwali swoją markę. Fossa to największy madagaskarski drapieżnik. Ta czekolada jednak... z Madagaskarem nic wspólnego nie ma. Została stworzona z indonezyjskiego kakao, kupionego od najlepszego plantatora z tamtych regionów, czyli od pana Pak Eddy'ego (Wujka Eddy'ego). Dwójka czekoladoholików-podróżników poznała go poprzez swoich znajomych z Yogyakarty (w Indonezji).
Pak Eddy zaczął uprawiać kakao w 1992 kiedy to rząd zachęcał wszystkie jawajskie rodziny do posiadania własnego kakaowca, rozdając nasiona za darmo. Potem niestety stało się to nieopłacalne i większość tych rodzin posprzedawała lub po prostu zaniechała dbania o nie. Eddy był jednym z nielicznych, który zatrzymał kakaowce przy życiu.

Fossa Chocolate 70% Dark Pak Eddy Indonesia to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Jawy, z regionu Yogyakarta, jednej z wysp Indonezji.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam wyrazisty zapach charakternych, ciemnych, że aż niemal czarnych czerwonych owoców (leśnych?), sprawiających wrażenie soczyście upitych. Nasączona alkoholem śliwki czy rodzynki mieszały się z sugestią whisky. Równie wyraźnie czułam wędzono-dymne motywy, przywodzące na myśl skórę, odzież i meble skórzane oraz ciemny las. Wszystko było wykwintne, "na bogato". Szklanka whisky z lodem, męskie perfumy i "soczystość dla dorosłych" przejawiała jednak także dość wysoką słodycz, a w trakcie jedzenia nawet pewną kwiatowość.

Tabliczka trzaskała głośno, łamiąc się trochę krucho i twardo.
W ustach rozpływała się bardzo powoli, choć bez oporu. Cechowała ją miękka jedwabistość, mimo że kawałek zachowywał formę, kształt. Leżąc na języku, wydawała się centralnie zwarta, esencjonalna i soczyście-mięsista. Upuszczała lepkawo-tłuste smugi i jakby lepki sok owoców, a na koniec, zostawiając chwilowy pylisty efekt, nieco wysuszała. Nie była idealnie gładka, co jakiś czas trafiałam na niedokładnie zmielone drobinki kakao.

W smaku na samym początku zaskoczyła mnie wysoka słodycz. Soczystość uderzyła, mknąc na tyły, a na pierwszym planie rozszedł się głęboki smak karmelu. Nabrał cukrowo-palonego charakteru i powagi, wchodząc w strefę... przeznaczoną dla whisky. Zaplątało się przy niej nawet coś... piżmowego? Niemal cukrowo słodki, karmelowy, a jednocześnie wręcz  pikantnawy, mocny alkohol bez realnych procentów zaznaczył się, po czym... trwał.

W tym czasie soczystość rozlała mnóstwo owoców czarnych, mięsistych i wyrazistych. Oto wiśnie, z lekkim kwaskiem i cierpkością podłączyły się pod alkohol. Upite wiśnie, może śliwki z kwaśną skórką i słodkim miąższem odciągały uwagę od słodyczy. Spośród nich zdecydowanie dominowały niemal teoretycznie czerwone, a realnie czarne... czereśnie (te ciemne, gigantyczne odmiany) i wiśnie (np. austriackie, które przypominają mieszankę polskich wiśni i czereśni). To także rodzynki kwaśno-słodkie i... nasączone? Wplotły ją w podstawę, która odezwała się dopiero po paru chwilach.

Podstawą była gorzkość. Gdy już się odezwała, zaczęła dowodzić. Zaopiekowała się cierpkością, roztaczając smaczek dymu. Nagle dym opadł. Cygaro-tabakowe nuty zawinęły się szybko i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyobraźnia przeniosła mnie do ciemnego lasu. Czułam nieco kwaskawe drzewa iglaste, szyszki... a zaraz... "weszłam" do jakiejś willi. Tam było mnóstwo skórzanych ubrań, obić. Skóry nasiąknięte whisky, dobrą wodą kolońską i dymem... Po chwili zmieniły się w coś bardziej wędzonego. Znowu pomyślałam o piżmie, choć była w tym i wytrawność (żeby nie powiedzieć "mięsistość"? - bo to za wiele, lecz coś tak w tym kontekście snuło mi się po głowie). A jednak wciąż z owocami, tylko że... już w tym momencie też wędzonymi? Śliwki? Drobne, ciemne rodzynki? Klimat podwędzanej, zacnie przyprawionej kolacji przy świecach i alkoholu?

Gorzkość w drugiej połowie rozpływania się kęsa, zmierzając ku końcowi splotła się ze słodyczą i owocami. Doszukałam się w niej (obok coraz delikatniejszej soczystości) także... łagodności kwiatów (jaśminu?). Czułam  maślaność i gorzkawość ciasta czekoladowego z... karmelem? Karmelikiem-karmelusiem? Było więc gorzko, ale przystępnie i coraz bardziej słodko. Pojawiły się migdały, może jakaś migdałowa mąka... twory z niej: gęste, esencjonalne i... Słodkie szlachetnie, ale już przesadnie.

Na koniec słodycz wygładziła się. Las złagodniał stając się kwiatowym bukietem, podrasowanym piżmem. Drobna cierpkość czy nawet kwasek przywróciły ciemne, świeższe owoce.

Po zniknięciu kawałka czułam goryczkę skóry i dymu, ale także rześkość lasu i kwiatów suszonych. Może lekko zakrawających o cierpkość ziół czy... drapanie spowodowane przesłodzeniem. Z posmakiem ciekawa sprawa, bo mimo iż przesłodzenie / drapanie czuć, to samej słodyczy specjalnie nie. Było bardziej wytrawnie, tłustawo, dymnie.

Czekolada wydała mi się pyszna, jednak nie wolna od minusików. Przede wszystkim za słodka - bardzo karmelowa i whisky-alkoholowa aż cukrowo. Piżmowo-owocowe, drzewno-kwiatowe nuty i wędzenie chwilami trafiały na coś bardzo wytrawniejszego, ale ogrom dymu i skór przysłaniał to - na szczęście tak to odebrałam, bo producent pisał o smaku "umami" i nie chciałabym, by moje skojarzenia rozwinęły się w tym kierunku.
Mimo że soczysta, była skąpa w owoce. Mimo że z gorzkimi smakami, wcale nie taka gorzka. Trochę trudna do połapania czy jednoznacznego nazwania, bo wszystko się w niej kłębiło, kłębiło i... spokojnie trwało. Nie było jasnych przejść, początków, końca. Można się w to wciągnąć, ale wolałabym móc wyłapać coś ewidentnie przewodniego.

Dym (i nawet sadza) z orzeźwieniem (ale mocniejszym i cytrusowym), zmieszanym z wytrawną nutą (grzybową) czułam w jawajskim Pralus Indonesie Criollo 75 %, jednak podlinkowana zachwyciła mnie jeszcze kawą, ogromem owoców i mniej odczuwalną słodyczą. Morin Java 70 % zupełnie nie była podobna - wspólna chyba tylko wędzona nutka, ale Morin to ser, Fossa raczej owoce. 
Nie spodziewałam się jednak, że aż tak będzie przypominać Domori Criollo 70 % Javablond. - przecież to znów dym, cygara, dobry alkohol (Domori to wino), ciężkie perfumy, kwaskawa śliwka i karmel. Domori jednak była mniej słodka, a wytrawniejsza jak wino (nie wytrawna w kontekście np. grzybów czy sera), czym mnie kupiła. Fossa mimo przesłodzenia znalazła się jednak bardzo blisko jej poziomu.


ocena: 9/10
kupiłam: CocoaRunners
cena: £8.95 (za 50g)
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie, ale mogłabym np. dostać

Skład: kakao, cukier trzcinowy

8 komentarzy:

  1. Skoro nawet dla Ciebie była za słodka... Szkoda, bo świetne nuty. Przykładowo czarne, mięsiste, soczyste chętnie zjadłabym w śmietankowym pucharku lodowym. Polewą mogłaby być zagęszczona whisky. Co do umami, w ogóle nie wiem, co to. Ostatnio o nim myślałam. Dokładnie... przedwczoraj przed snem (albo wczoraj rano). Zabawne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co myślałaś? Rzeczywiście zabawne zgranie. Tylko, jak mogłaś myśleć, skoro "w ogóle nie wiem, co to"?

      Wiesz, że są owoce, które właśnie nuty umami mają?

      Usuń
    2. W wyniku pewnego zdarzenia pomieszały mi się smaki i wszystko smakowało gorzko-mdło. WIEM, że to nie umami, ale taka myśl mi przypłynęła do głowy. Że smaki już mi się nie odwrócą i już zawsze będę czuła gorzko-kwaśne umami. Po prostu głupia myśl (:

      Usuń
    3. Aa, w tym sensie. Cały czas czuć tylko coś takiego... to by było upiorne.

      Usuń
  2. Nie wiem, która brzmi straszniej dla mnie ta czy z jajem. 😨 Piszesz że dobra, ale wciąż to gorzka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opisy zachwycają. Ile jesz jeden kawałek żeby to wszystko poczuć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od momentu włożenia kawałka do ust do chwili, w którym znika zupełnie; długo. Wystarczą Ci sekundy, czy przeliczyć od razu na nanosekundy?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.