czwartek, 10 czerwca 2021

Zotter Pecan and Tamarind mleczna 50 % z nadzieniem z tamaryndowca i nugatem z orzechów pekan z kawałkami prażonych orzechów

Kiedyś wydawało mi się, że rzadko dodają pekany do czekolad. Ostatnio jednak się to zmieniło. Nazbierałam takich dość sporo. Lubię je, jednak wolę włoskie. Dopiero przy tej czekoladzie dowiedziałam się, że mówi się, że to "słodka odmiana włoskich" - o, proszę. Tamaryndowiec to kolejna ciekawostka w tym przypadku. Lubię smaki Dalekiego Wschodu, więc też się na to pozytywnie nastawiłam. Zauważyłam, że w kompozycjach, do których Zotter go dodaje, automatycznie nie dodaje kwasku cytrynowego. I szczerze mnie to ucieszyło, bo w ciągu ostatnich lat miałam wrażenie, że przedobrza z nim, pchając wszędzie, nawet tam, gdzie nie pasuje. Tamaryndowiec ma sam w sobie smak trochę kojarzący się z cytryną, ale według mnie jest znacznie ciekawszy. (M.in. ta czekolada sprawiła, że jak tylko zobaczyłam go w Auchanie, kupiłam, by spróbować, jak to smakuje tak "na czysto".) I na ciekawą wyglądała dziś opisywana czekolada. Wreszcie pekany nie na słodko z syropem klonowym, a... jakoś inaczej.


Zotter Pecan and Tamarind to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao nadziewana (28 %) praliną / nugatem z orzechów pekan z kawałkami prażonych orzechów i kremem z tamaryndowca.

Po rozchyleniu papierka poczułam intensywny, prażony zapach orzechów i motyw kojarzący się z chlebem z przypieczoną aż nieco za mocno skórką. W kwestii orzechów to ewidentnie czuć pekany, ale niemal na równi z jakby... fistaszkami podkreślonymi solą, co odrobinę podkradało się pod masło orzechowe. Podkreśliła je lekka goryczka i cierpkość. Pomyślałam o ziemi zalewanej cytrusem... W ciepłym, orientalnym wydaniu. Myślałam o połączeniu cytryny i świeżego imbiru. Zwłaszcza po przełamaniu tabliczki czuć korzenne przyprawy, choć wtedy pokazał się też mleczny wątek.

Tabliczka ogółem wydała mi się konkretna, choć nadziana... "mokro-miękkim dobrem". Gruba warstwa czekolady lekko pykała, ujawniając kremy.
Na dole był o dziwo mniej zwarty, maziście-lepki nugat orzechowy, który wyglądał jak masło orzechowe. Cechowała go wysoka tłustość i... rzadkawość naturalnego masła orzechowego.
Wierzch to wilgotny, soczysty i lepki krem owocowy. Ten cechowała zaskakująca zwartość.
W ustach czekolada rozpływała się tłusto-kremowo i powoli, zalepiając usta idealnie gładkimi, gęstymi smugami. Z wolna odsłaniała nadzienia, również bardzo zalepiające i aż nieco... przytykające. Orzechowe rozpływało się spójniej z nią, wolniej. Było bowiem śmietankowo-orzechowo tłuste; mimo że dość miękkie i plastyczne, to jednocześnie konkretne. Zalepiało za to bardzo mocno, kojarząc się z oleistym masłem orzechowym. Odsłaniało, nie spiesząc się, drobinki orzechów, które odciągały uwagę od jego nugatowej pylistości.
W tym czasie spod czekolady zdążyło wydostać się soczyste nadzienie tamaryndowcowe. Mazisto-lepkie, okazało się mokrą masą rozchodzącą się na proszkową, bardzo soczystą zawiesinę.
Orzechy z nugatu zostające na koniec okazały się kawałkami średnimi (w większości), drobnicą i paroma znacznie większymi.
To zdecydowanie jedna z tych czekolad, które zgrywają się idealnie i dzielenie ich na warstwy to zbrodnia. Spróbowałam tego oczywiście na małym fragmencie, stąd i takie stanowisko.
Poza tym, biorąc pod uwagę lepkość nadzień i to, jak wilgotne były (a tym samym jak w przypadku mojej tabliczki nieco zawilgociły samą czekoladę na spodzie), to trudne.

Przegryzając się przez całość od razu czuć wnętrze, jednak przez całą degustację czekolada świetnie się utrzymywała, przyozdabiając każdą nutkę.

W smaku sama czekolada wydała mi się orzechowa - nie tylko przesiąknięta nadzieniem, ale w dużej mierze orzechowa sama z siebie. A do tego palono-karmelowa, gdy o nieprzesadzoną, ale wyraźną słodycz chodzi. Była też palono-pieczona, lekko gorzkawa i sugerująca mocno wypieczoną skórkę od chleba. Lekka cierpkość pochodząca od kakao zaznaczyła się obok wręcz fistaszkowej nutki. Jej mleczność była wyraźna, ale spokojna i wycofana.

Mleko i orzechowość wyraźnie wydobywały się za to z wnętrza. Napływały z obu warstw. Poczułam delikatny, pudrowo słodkawy nugat (nie wyróżniłabym żadnych konkretnych orzechów; nabrałabym się, że to laskowe), ale zaraz się wycofał.

Szybciej i odważniej jednak kompozycję przebiła tamaryndowcowa część. Na mlecznym, delikatnym tle smagnęła kwaśna, cytrusowo-soczysta fala... a zaraz wręcz orientalny bicz. Nie była to siekiera, bo wszystko rozgrywało się na słodko czekoladowym tle, ale... Było to kwaśno cytrynowe i lekko goryczkowate jak limonka, a jednocześnie wytrawne i orientalne, podkreślone kwiatowym wątkiem i rześkością trudną do uchwycenia. Ta część przejawiała pikanterię, kojarzącą się z indyjskimi daniami. Pomyślałam o cytrynowym imbirze (?), jednak zdecydowanie wtłoczonym w słodką ramkę. Niewątpliwie bowiem krem wyszedł też słodko.
(Spróbowany osobno bardziej eksponował kwaśność, jednak odosobniony wydał mi się "dodatkiem zabranym od czegoś".)

Pekanowy krem, gdy przegryzałam się przez całość, wydał mi się słodszy i bardziej zgrany z czekoladą poprzez mleczno-maślaną bazę. I on zawarł w sobie pikanterię oraz trochę gorzkawości, w tym cynamonowej. Sporo w nim prażono-palonych, ewidentnie orzechowych nut. Łączyły  nugatowy motyw z bardzo wyrazistym... masłem orzechowym. Trochę udawało to fistaszki, czasami chyląc się ku oleistemu, słonawo-wytrawniejszemu charakterowi, a czasami... szło w ostrym kierunku. Przyprawy korzenne jakby podkreśliły pleśniową ziemistość pekanów. Mimo że czułam tu pudrowo-waniliową, niemal uroczą słodycz typową dla nugatów, pekany zaprezentowały swój charakterek. Były jak połączenie włoskich z laskowymi i pleśnią. Niby goryczkowato, ale delikatnie.
(Nadzienie spróbowane osobno wyszło prażono-wytrawniej i zaskakująco ostro-orzechowo-olejowo.)

W drugiej połowie rozpływania się kęsa, kremy mocno się już ze sobą przemieszały. Cynamon i ogólna ostrość podkreśliły bardziej ziemistą nutę, cudnie zgrywającą się z gorzkawą czekoladą. Uwypukliła (na zasadzie kontrastu?) kwiaty, wśród których zaskakująco wyraźnie nagle poczułam róże. Były wilgotne, kwiaciarniowe - to podkreśliła cytrusowo-orientalna nuta tamaryndowca.

Smak orzechów pekan oczywiście wzrastał przy nich samych. Smakowały bardzo delikatnie (przez to, jak malutkie były), ale... smakowały sobą. Raz i drugi wydało mi się, że zaplątała się przy nich sól czy bardziej cynamonowa nuta, lecz otulone gorzkawo-karmelową czekoladą bliżej końca dominowały.
Oczywiście, gdy rozgryzałam je już na koniec, po czekoladzie, wyszły na pierwszy plan.

W posmaku pozostały podprażone orzechy pekan, jak i cierpkawo-karmelowa, gorzkawa czekolada mleczna. Czułam delikatną w wydźwięku, ale dość znaczącą słodycz i sporo orientalnej kwaśności cytrusowo-wytrawniejszej, mocno podkręconej cynamonowym ciepłem i utulonej słodyczą kwiatowego nugatu.

Co do czekolady mam mieszane uczucia. Z jednej strony była smaczna i ciekawa, z drugiej zaś... cała jej kremowość, orzechowość i orientalność były tak wyraziste, że to raczej nadzienio-kremolada. Otoczka czekolady podporządkowała się miękko-mokremu wnętrzu. Przeszkadzała mi jego mazista miękkość, soczysta rzadkość i właśnie bezkresna kremowość, a także to, że czekolada od tego aż trochę się zawilgociła (możliwe, że to przypadłość tylko mojej tabliczki, acz zrozumiałam wreszcie, po co Zotter tak często daje krytykowane przeze mnie "cienkie warstewki" oddzielające czekoladę właściwą od nadzień). Zdecydowanie wolałabym, by orzechowa warstwa była suchszo-konkretniejsza (jak w przypadku dawnych nugatów Zottera, np. Peanut Crunch with Salt, narzekałam na tłustość, ale wolę konkret niż takie mazianie chyba; smaku nie porównuję), ale... smakowała mi. To, że jakby zawisła między nugatem a masłem orzechowym wyjątkowo pasowało do tamaryndowca, który właśnie do czegoś takiego doskonale pasował. Czekolada stanowiła z tym jedność.


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy pekan, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, pasta z tamaryndowca (tamaryndowiec, woda), odtłuszczone mleko w proszku, mleko, syrop skrobiowy, masło, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), pełny cukier trzcinowy, słodka serwatka w proszku, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, chili "Bird's eye"

14 komentarzy:

  1. Mnie pekany kojarzą się co najwyżej z tabliczkami typu SuroVital, gdzie są narośnięte. Z kolei tamarynowiec wiążę raczej z dodatkiem do perfum niż czekolady. Cytryna z imbirem w zapachu - why? Bez nich byłoby tak uroczo. Konsystencje gitarka, jak to u Zottera. Limonka, imbir i indyjskie pikantne dania :( To może smak dla Cię, a konsystencja dla mię?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zupełnie nie znam się na perfumach.
      Pochwalę się za to, że mam paczkę tamaryndowca... o takiego, o, samego. Nie wiem, kiedy się za niego wezmę, ale zaciekawił mnie.
      Możemy tak podzielić, a co! Kto zabroni?

      Usuń
  2. Brzmi intrygująco. Nie lubię orzeszków ziemnych na słodko więc nie spróbuję, ale czekolady naprawdę zmyslne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Otrzymałam wczoraj te czekoladę w zamówieniu i ucieszyłam się, że akurat jest jej recenzja :)
    Bałam się dostawy, bo kiedy składałam zamówienie, nie dotarło do mnie, że są upały. Ale przyszło wszystko ładne i bez uszczerbku.
    Mam wśród zamówionych i odebranych czekolad m.in. Zotter Labooko Maya Cacao 100%, a nie widzę jej u Ciebie na blogu. Miałaś okazję jej spróbować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem na bieżąco ze wszystkimi Zotterami, które mnie interesują, a tylko kolejkę wpisów mam długą. Recenzja Maya 100 % będzie 17 stycznia... A, co mi tam! Zdradzę, że z oceną 9/10. Według mnie dziwnie łagodna jak na setkę. Jakby co, nie bój się napisać, jak wrażenia nawet pod jakąś inną recenzją. ;)

      Usuń
    2. Będę się chyba wstydzić pisać o swoich wrażeniach, bo dopiero zaczynam swoją przygodę z CZEKOLADĄ... A to dzięki Tobie i Twojej pasji, którą dzielisz się z nami... Dopiero wchodzę w ten świat, ale on jest niesamowity, i po spróbowaniu, jak smakuje prawdziwa CZEKOLADA - moje odbieranie hm takich "zwykłych" stało się dla mnie zupełnie inne...bardziej płaskie, jednowymiarowe.... I czekam z utęsknieniem na rozchylenie papierka kolejnego np Zottera - i kiedy wreszcie do tego dochodzi, moje zmysły wariują, rzeczywistość gdzieś ucieka... I jest tylko smak... i ten zapach...
      Dziękuję

      Usuń
    3. Bardzo, bardzo się cieszę, że dzięki mnie odkryłaś świat czekolady. Nie wstydź się! Zobacz sobie moje stare recenzje - niektóre z perspektywy czasu wydają mi się wręcz pokraczne, a jednak nic tak dobrze jak one nie pokazuje drogi, jaką przeszłam.
      Wszyscy wszystko kiedyś jakoś zaczynamy.

      Usuń
  4. Pierwsze słyszę o tamaryndowcu. Pleśń i ziemia też nie zachęcają 😶

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Też", czyli i tamaryndowiec nie zachęca?
      Poza tym, akurat o takich nutach przeważnie (w tym tu) piszę pozytywnie!

      Usuń
  5. Stawiasz w którymś momencie recenzji smak tych pekanów na równi z fistaszkami. A ja smaku tego nie lubię na słodko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ale to była nuta jedna z wielu, więc za nic bym nie powiedziała, że ta czekolada oddaje "fistaszki na słodko".

      Usuń
    2. Dla mnie groźba wystarczająca :P

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.