wtorek, 12 października 2021

Kopernik Delikatny Orzech Laskowy Pierniki z nadzieniem kremowym

Dość dawno uznałam już, że forma słodyczy inna niż czekolady nie ciekawi mnie ani trochę. Oczywiście, że zdarza się, że coś do mnie przemówi, akurat na coś mnie najdzie, ale bardzo rzadko. Do ciastek obecnie żywię niechęć i choć zimą 2020/21 nawet przeszło mi przez myśl, że dobre korzenne by się zjadło, to jednak popatrzyłam realistycznie: już składy dostępnych mówiły, że nie ma szans, by mi posmakowały. Gdzie podziały się te dawne? Na pierniki nie miałam ochoty. Gdy Mama nakupowała sobie różnych rodzajów pierników Kopernika, wzięło mnie przerażenie, cóż też sobie uczyniła, bo nie cierpię tego producenta. Jadłam dwa rodzaje (klasyczne - uznałam, że nadają się tylko do "korzennych śledzi", które wówczas robiłam; oraz w białej czekoladzie z dżemem porzeczkowym - jakaś tragedia, plułam po tak małej ilości, że nawet recenzja nie powstała) i nie miałam zamiaru się do żadnych zbliżać. Niemniej, gdy Mama próbowała wymyślać różne sposoby, co zrobić, by dało się zjeść, co nakupowała (klasyczne jadła np. skapując na nie miód gryczany), wreszcie wzięła się za nadziewane Advocat i uznała je za przepyszne. Jako że pierniki zawsze widuję z owocowymi nadzieniami, te wydały mi się dość interesujące. Z tym tylko, że advocat itp. to zupełnie nie moje smaki, więc nie było szans, bym do tamtych się zbliżyła. Gdy jednak ojciec szukał słodyczy dla mnie na zimowy prezent, przystałam na wariant orzechowy. Pomyślałam, że obecność nadzienia może jakoś rozgonić kopernikańską suchość i... zupełnie zapomniałam, że przecież wciąż wisiała groźba, że nadzienie będzie walić metalicznym orzechem i cukrem. Ciekawość jednak wygrała. Krzywo uśmiechnęłam się na myśl, że znów dodatkowo kusiło mnie ładne opakowanie, jak w przypadku eleganckiego wariantu w białej czekoladzie z porzeczkowym nadzieniem.

Kopernik Delikatny Orzech Laskowy Pierniki z nadzieniem kremowym to pierniki w czekoladzie ciemnej z nadzieniem o smaku orzecha laskowego; opakowanie zawiera 150 g.

Po otwarciu paczki poczułam przyjemny zapach korzennych pierników i mocno cierpko-kakaowej, ale jednocześnie cukrowo słodkiej czekolady. Wszystko wskazywało na to, iż w istocie mam do czynienia z piernikami nadziewanymi, bo w oddali pobrzmiewała nutka nadzienia, z tym że... owocowego (tak jednak delikatna, że nie do określenia). Nawet po podziale i przy jedzeniu orzechy nie były mocno wyczuwalne. Może tylko trochę bardziej.

Średnio gruba czekolada skrywała pozornie napowietrzone ciasto. Dało się ją podważyć i w częściach zdjąć z pierników, z łatwością ulegała. Pod naciskiem palców pierniki raczej się nie uginały; miękkawością może i chciały się pochwalić, ale im nie szło, bo zaczynały się kruszyć. 
Nadzienia poskąpiono, dodając tylko niewielką (wielkości mniejszej niż grosz?), bardzo zbitą grudkę po środku. I to nie do każdego piernika, bo na trzy wybrane do degustacji w jednym go nie znalazłam.
Czekolada na piernikach okazała się gładko-tłustą i rzadką polewą, znikającą dość szybko, nie pozostawiając po sobie nic.
W trakcie jedzenia pierniki okazały się konkretniejsze, niż na to wyglądały. Nie był to jednak konkret masywny i sycący, a konkret stwardniały i przytykający suchością. Nasiąkały trochę w ustach, , po czym sucho oblepiały zęby. Wydały mi się mączne. Mimo to, wykazywały tłustość oleju (nie rezygnując z suchości!). Tłustość wzmocniło nadzienie. 
To to dziwny twór... Przypominało bardzo, gęsty, zbity zżelkowany, gumiasty krem jak stwardniały krem typu  Nutella z trochę przecierowo-dżemowym i zacukrzonym zacięciem. Było bardzo tłuste, minimalnie plastyczne. Niby kryła się w tym lekka soczystość, ale przytłoczona lepkością... jakby syropu z cukru. To... gumiasty żelo-dżem z utwardzonym kremem-smarowidłem (typu Nutella), wyszło dość osobliwie. Wcale nie wpłynęło na wilgotność czy przystępność całości. Rozpuszczało się z małym oporem i oklejało niemiłosiernie zęby. Pod koniec okazało się częściowo zgrudkowane, które to grudki były twardawo-miękkie jak żelka.

Czekolada zaserwowała mi wyważony duet białego cukru i lekkiej gorzkości. Kryła się w niej tandeta i prawdopodobnie posmak wnętrza.

Piernik... niewiele czym smakował. Trochę piernikowo, trochę sucho-mącznie, nijako. Wydał mi się kartonowy. Czuć w nim nienapastliwą, prostą słodycz i trochę przypraw korzennych. Między tym wszystkim przemykała nieokreślona tania goryczka, co sprawiło, że wydało mi się to odpychające.

Goryczka płynęła też z nadzienia. Okazało się cukrowo-cukierkowe, przesłodzone do bólu w dziwnie sztucznym kontekście, drapiące w gardle natychmiast i dziwnie gryzące. Uderzało metalicznie-sztuczną nutą, na którą dopiero z czasem nałożył się niewyrazisty orzech laskowy rodem z przesłodzonych, tłuszczowych kremów orzechowo-czekoladowych typu Nutella. Takich smakujących plastikową czekoladą.
Po pierwszym szoku poczułam w nadzieniu też soczystość. Niczym sztuczny i zacukrzony dżem owocowy...? Z odrobiną kwasku? Ten jeszcze nasilił... słodycz na zasadzie kontrastu? Orzech aż się wystraszył i prawie umknął zostawiając orzechowawą metaliczność.

Nadzienie jeszcze podkreśliło kiepskość piernika samego w sobie, a i przeciętną czekoladę jeszcze bardziej spłyciło. Później wydawała się w dodatku margarynowa. 

Po zjedzeniu został tragiczny niesmak metaliczny (sztucznego orzecha), cukru, sztucznej słodyczy, dziwny kwasek, gorycz aromatów i chemii. Tania goryczka i metaliczny orzech postawiły iście potworną kropkę nad i. Jakaś tam czekoladowość mieszała się z tanim, pszennym... powiedzmy-piernikiem.

Suma summarum podołałam jednej sztuce.

Pierniki były wprost podłe, kiepskiej jakości. Rozbawił mnie pozbawiony nadzienia. Gdy przekroiwszy na pół go nie ujrzałam, rozwaliłam ciastko kompletnie i... nadzienia brak. To smutne, bo rozumiem, że miało być gwoździem programu, ale jednocześnie... obstawiam, że akurat piernik pozbawiony nadzienia mógłby być lepszy - pewnie był po prostu zły, a nie jak z nadzieniem-potworem. Dawno nie jadłam czegoś tak okropnego. Aż musiałabym przeprosić wspomniane we wstępie czy Lambertz Gingerbread with strawberry filling with dark chocolate - jednak nie są najgorszymi piernikami, jakie jadłam.
Przejęła je Mama, po mojej opinii nastawiając się bardzo negatywnie, ale aż zaciekawiona. Zjadła nawet kilka, nim resztę oddała ojcu. Uznała, że "nawet niezłe, zwykłe pierniki; nadzienie rzeczywiście sztucznie orzechowe, nie w moim guście, ale ogółem można zjeść trochę; całościowo nawet nie takie przesłodzone". Smakiem Advocat za to była zachwycona, mimo że i ona bardzo nie lubi czystych Katarzynek Kopernika.


ocena: 1/10
kupiłam: dostałam (ojciec chyba kupił w Lidlu)
cena: -
kaloryczność: 377 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mąka pszenna, nadzienie 20% (syrop glukozowy, cukier, woda, odtłuszczone mleko w proszku, przecier jabłkowy, pasta z orzechów laskowych 1%, tłuszcz kokosowy, kakao, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; substancja zagęszczająca: pektyny; emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych; aromat, substancje konserwujące: sorbinian potasu, pirosiarczyn sodu; regulator kwasowości: kwas cytrynowy), czekolada 18% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat), cukier, mąka żytnia, barwnik: karmel; przyprawy; substancja spulchniająca: węglany amonu; sól; regulator kwasowości: kwas cytrynowy

6 komentarzy:

  1. Wiara w jakość produktów Kopernika? No cóż. Nie wyobrażam sobie, co by się musiało stać, żebym sięgnęła po pierniki tej marki. Dziś zatem ja mogę napisać: nie rozumiem Twojego wyboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto tu mówił o wierze w jakość? Pomyślałam, że raczej może coś zjadliwego nawet mu jakoś tam się udało. Poza tym, nadzienie orzechowe w pierniku wydało mi się niecodzienne i tyle. Obecnie jednak na metr bym nie podeszła. Rok temu jeszcze jakieś takie "a może akurat...?" miewałam, ale jak widzisz, uczę się na błędach.

      Usuń
  2. Wszyscy, których znam, narzekają na suchość pierników Kopernika. I nie kupują, raczej.
    Dlaczego firma pozostaje głucha na opinie klientów? Może jednak opakowania, rzeczywiście ładne, i w sumie prestiż firmy i nazwa jednak na tyle przyciągają, że ludzie kupują? Ale poznawszy smak już nie kupują... Ale znowuż inni kupią... Nie rozumiem, jak to działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda. Teoretycznie wiem, jak to działa, wiedza jest poparta wykładami z reklamy, marketingu etc. "Bo marka sobie wyrobiła renomę" / "pierniki to najlepsze toruńskie", a Kopernik jest wszędzie i rzuca się w oczy (co daje ludziom sygnał, że jest dobry). I no, to niby działa... Do mnie to za nic nie przemawia, bo, jak piszesz, ktoś raz czy dwa się natnie i więcej nie kupi. A jednak kupują inni i... Jakoś to się toczy. Tylko z kolei też producenta nie rozumiem, bo może właśnie gdyby posłuchał konsumentów, miałby jeszcze większą sprzedaż i zyski. Smutne, że nawet coś takiego (jak nie ideały etc.) nie działa.

      Usuń
  3. Ja bardzo lubię te z adwokatem. Są boskie :)
    Kopernika także lubię bo generalnie preferuję suche pierniki :P specjalnie czekam na stare tzn aż minie termin ważności albo biorę z przeceny bo są już bardziej suche twarde. Świeże Katarzynki to wręcz gumy do żucia... okropnie miękkie i plastyczne :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamie bardzo smakowały, ale ja za nic nie chciałam się zbliżyć. Adwokat to bardzo nie mój wariant, już pomijając nielubienie Kopernika.

      Guma piernikowa też brzmi źle. Nie, ja już nigdy (mam nadzieję) nie wejdę w kontakt z Kopernikiem.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.