poniedziałek, 25 października 2021

Menakao Cashew & Sea Salt 63% Dark Chocolate ciemna z Madagaskaru z orzechami nerkowca i solą morską

Dawno temu Menakao było jedną z moich ulubionych marek. To dzięki niej zakochałam sie w madagaskarskim kakao. Niestety wprowadzili zmiany, które sprawiły, że tabliczki utraciły charakter, pewną surowość, za które je pokochałam. Nowości z dodatkami niezbyt mnie ciekawiły, bo i zawartości kakao smutnie niskie... Gdy jednak pojawiła się z moimi ulubionymi orzechami, czyli nerkowca, nie chciałam jej przegapić. Mimo że obstawiałam, iż będzie to posypka z biednych, posiekanych i w dodatku posolonych. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego moje kochane nerkowce przeważnie w czekoladach łączą z solą... Mimo wszystko, liczyłam, że Menakao jeszcze coś potrafi.

Menakao Cashew & Sea Salt 63% Dark Chocolate to czekolada ciemna o zawartości 63% kakao z Madagaskaru z orzechami nerkowca i solą morską.

Po otwarciu czekolada zapachniała wyraźnie prażonymi orzechami i soczystymi słodko-goryczkowatymi pomarańczami, słodko-gorzkawymi grejpfrutami z odrobinką kwaśności w tle. Ta wplotła również nabiał: ni kefir, ni zsiadłe mleko. Wydawały się również jak owoce: rześkie, ale łagodzące. O owocach myślałam jako o... jakimś pomarańczowym karmelu lub karmelizowanych, kandyzowanych owocach. Wszystko to miało spokojny, dostojny klimat, za który odpowiadały drzewa, podkreślające orzechy z tła. W głowie miałam ogniskowe drewno i... kominek? Jakieś kamienne palenisko?

Tabliczka wyjęta z opakowania... uderzyła nie tylko zapachem, ale i uderzyła w sensie: zdziwiła. Otóż nie spodziewałam się zupełnie tego, co zobaczyłam. To, jak wtopili dodatki wywołało... uśmiech? Złośliwy i przez łzy. Ok, z jednej strony narzekam na posypki oraz na przesadę z dodatkami, ale najważniejszy jest "złoty środek", bo jednak jak czekolada z orzechami, to... chyba powinno być ich więcej?
Na szczęście ładnie trzaskała za sprawą twardości, ujawniając ziarnisty przekrój. Przy odgryzaniu kawałka wydawała się aż kamienna, ale już i maślaność zdradzała.
Rozpływała się w umiarkowanym tempie, raczej wolno i tłusto maślano jak... gęsty, zbity, konkretny krem... krem jednak bardzo owocowy, bo właśnie z czasem upuszczający coraz więcej soku. Wykazywała także maślaną gładkość, by w końcu wyłonić również tłustawe, ale przede wszystkich krucho-chrupiące nerkowce (głównie połówki). Wyraźnie podprażone, ale z czasem gryzione wykazywały trochę świeżawej delikatności, miękkawości. Soli jako kryształków na szczęście nie czułam.

Ciekawa sprawa, że w sumie niezależnie, jak umieściłam kawałek w ustach (orzechem do góry czy do dołu, z orzechem czy bez) smaki czekolady płynęły tak samo.

W smaku sama czekolada od początku roznosiła po ustach maślany motyw. Rozchodził się prędko na wiele aspektów.

Oto pierwsza pojawiła się maślaność niemal neutralna, bazowa i dość... mleczno-nabiałowa. Do masła dołączyła maślanka, zsiadłe mleko i trochę charakterniejszego, kwaskawego kefiru. Ostatni chwilami jawił się jako dość mocno podgazowano-podbuzowany.

Bardzo szybko pojawiła się też słodycz. Maślany karmel znacząco opalił się, stając się karmelem charakterniejszym, palono-goryczkowatym i... sprawiającym, że motyw palenia zaczął się coraz zacniej rozpychać. Sam jednak wciąż był głównie maślano-karmelowy.

Po paru chwilach nawet w przypadku części czekolady bez orzechów, wyraźnie pojawiał się ich smak. Był to pieczono-prażony nerkowiec i... orzechowo-mundurkowo ziemniaczane mrugnięcie. Chowały się w drewnie, palenisku-kominku. Trochę także... słonawe? To jakby tylko sugestia soli. Rozmywały się jednak w reszcie nut. 

Karmelowa słodycz prędko przemyciła także owoce. Najpierw jako pomarańczowe ciastka - herbatniki? Kruche z nadzieniem? O tak, maślano-pomarańczowy krem... gęsty, słodki i... soczysty. 

W połowie rozpływania się kęsa także poprzez maślaność swoją obecność jeszcze wyraźnie zaznaczyły orzechy nerkowca, w kawałkach z nimi oczywiście wyraźniej, bo smak rozchodził się od nich. Nie musiałam ich rozgryzać. Czuć ich naturalnie słodkawo-kremowy smak bardzo wyraźnie. Wydały mi się soczyście-maślane, a więc podprażone minimalnie. Sól ich nie tykała, uciekało skojarzenie z ziemniakami. Co ciekawe, w połowie i trochę później nerkowce mocniej czuć nawet w tych częściach, gdzie nie było kawałków. Oczywiście to przy orzechach dodanych następowało ich uderzenie, ale nie tylko.

Po orzechach do kompozycji weszła maślaność... aż lekko "kakaowo grzybowa"? Zmieniła się w drewno i gorzkość lasu. Chwilami jedynie gorzkawość, a chwilami charakterną ziemię i kawę. Podkreślała je lekka goryczka i cierpkość cytrusów.

Niby niemal nieobecna sól pobudziła słodycz i soczystość. Uderzyło tsunami dojrzałej pomarańczy, która podrasowana charakterniejszymi nutami, skupiła się na wyeksponowaniu nie tylko soku i miąższu, ale i gorzkawej skórki. Pomyślałam też o plastrach karmelizowanych na ciemno aż do przypalonej goryczki. Tu zjawił się grejpfrut i cytrusy nieco kwaśniejsze. Grejpfrut przejął dowodzenie wśród owoców, by nieziemsko wydobyć ziemistość. Zaraz jednak nabiałowe nuty nieco je przykryły.

A orzechowość, drewno i ziemię znów częściowo przemodelowały na... ziemniaki pieczone i podane z zsiadłym mlekiem? Zrobiło się neutralnie i łagodnie, ale dziwnie w tym wytrawnie. Orzechowa nuta znów bardziej zwróciła na siebie uwagę, ale zestawiona z tą ziemistością i kefirem / zsiadłym mlekiem, echem soli wyszła dość ziemniaczano. Gdy jednak chodzi o orzechy-dodatek, te w tym otoczeniu wyszły aż nierealistycznie słodziutko i soczyście, jakby były nasączone owocami.

Orzechy rozgryzane po czekoladzie popisały się pełnią smaku, acz niekoniecznie 200 % czystego swojego. Chwilami kontynuowały aluzje do ziemniaków... Były wyraziste i prażone lekko, ale niezaprzeczalnie. Nerkowce czuć bez wątpienia, jednak... podrasowane trochę soczystością i słodyczą, jakby nasączone nią, ze wstrzykniętą. Dziwne, ale myślę, że to kontrast. Soli na koniec już na szczęście nie zostało.

Po zjedzeniu został posmak orzechów nerkowca i lekko prażono-pieczono ziemisty. Trochę kawy, takiej... kwaskiem i goryczką mieszającej się z grejpfrutami, ogromem cytryny... soku cytryny. Czułam też, jakby zaistniałe dzięki soli połączenie ziemniaków z ogniska i zsiadłym mlekiem. Sól zaś jakby musnęła usta.

Podobne skojarzenie miałam przy Earth Loaf Smoked Salt & Almond 72 %, przy wspomnianej jednak było to bardziej... drastycznie skrajne (nie dziwię się ze względu na ilość dodatku).
Menakao okazała się kompozycją bardzo maślaną, bardzo słodką i łagodną, choć z wytrawniejszym echem. Zachwyciła mnie splotem zsiadłego mleka, zacnych cytrusów i ziemi, kawy, jednak obudowała je nieco za bardzo masłem i karmelem. Czuć je wyraźnie, ale bez pazurków. Nerkowce również czuć bez dwóch zdań, ale też jakby nie takie cudowne, jak mogłyby być świeże (prażone orzechy-dodatki wyszły dziwnie). Soli dodano odpowiednio by coś tam podkreślić, jej samej raczej nie czuć, co wg mnie było trafionym posunięciem. Dziwne skojarzenie - obstawiam, że wywołało je to, jak orzechy wychodzą z nutami kwaśnych owoców - wg mnie niezbyt pasują (MANU 70 % z orzechami nerkowca to też potwierdza, ale że inne owoce i nuty, inaczej wyszła).
Nie przemówiła do mnie smakowo-konsystencjonalna maślaność, ale spodobał mi się efekt-forma. Mam teorię, że albo z podprażonych orzechów wydzielił się tłuszcz i właśnie dlatego wyszła tak tłusto i smakowała nimi wyraźnie nawet w kęsach bez orzechów, albo (to mniej prawdopodobne) dodali nie tylko połówki, ale też miazgę z orzechów. Jeśli to pierwsze to... w sumie nie czepiam się prażenia orzechów, tłustości i dziwnych nut, bo całościowo wyszło przyjemnie. Nie wydaje mi się jednak, by nerkowce pasowały do kakao z Madagaskaru, ale... Przypomniała mi się Menakao Dark Chocolate 63 % Bright & Indulgent cocoa nibs & sea salt, w której sól wydobyła z nabiału wytrawniejszą nutę sera, ale której nibsy podkreśliły czerwone owoce. Tak więc... dobór dodatku do regionu wiele zmienia.


ocena: 8/10
cena: 23 zł (za 75 g; cena półkowa)
kaloryczność: 597,5 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, orzechy nerkowca, lecytyna słonecznikowa, sól morska

4 komentarze:

  1. Sorry, ale więcej niż jeden orzech to już orzechy. W dupie Ci się poprzewracało! Jak chcesz zjeść nerkowce, kup se paczkę! A włożenie kawałka orzechem do boku? A nuż wtedy nuty popłynęłyby inaczej. Cytrusy nijak mi tu nie pasują. Zresztą całość nie dla mnie, bo za mao kakao (AKA za mało kakało). Soli się nie czepiam, bo inaczej Ty się czepisz, że czasem ją lubię. Łagodność i maślaność git.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak bierze się kawałek do ust, to w ustach znajduje się jeden orzech. (Rozumiem jednak, że o opis zapachu chodzi? Dzięki, poprawione.)

      A to ja się teraz czepnę, nie że chciałaś się czepnąć soli, a tego, że się czepnęłaś mało kakało. Nie no, serio, gdyby go było więcej, to by nie było łagodności i maślaności. Stąd... nie, te elementy nie były git.

      Usuń
    2. Nie dogadałyśmy się. Ja żartowałam i odnosiłam się do małej liczby orzechów. Konkretnie do fragmentu: "Ok, z jednej strony narzekam na posypki oraz na przesadę z dodatkami, ale najważniejszy jest "złoty środek", bo jednak jak czekolada z orzechami, to... chyba powinno być ich więcej?. Więcej niż jeden to już orzechY, więc nie powinnaś się czepiać. (Żart, bo oczywiście sama bym się czepiła, widząc trzy orzechy na krzyż).

      Usuń
    3. Wybacz, ja często nie łapię żartów.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.