środa, 22 lutego 2023

Chapon Madagascar ciemna 74 % z Madagaskaru

Podobnie jak w przypadku Chapon z Wenezueli, trafiła mi się możliwość porównania dwóch tabliczek z Madagaskaru Chapon. Ostatnimi czasy poczułam głód na ten region, więc było mi to bardzo na rękę. Marka ma co prawda jeszcze trzecią tabliczkę z Madagaskaru, ale ją posłodzono cukrem z brzozy, czyli ksylitolem, a ja jestem za bardzo sceptyczna do słodzików w czekoladach, by taką kupić. Degustacje zaczęłam od bazowej, bo druga, choć słodzona konwencjonalnie, wydała mi się nieco zbyt kombinowana, by to od niej zacząć.
Nie podoba mi się tylko, że choć na stronie widnieje jako tabliczka 75%, na opakowaniu jest o 1% mniej. Niby to niewiele, ale oszukaństwa się nie stopniuje. W tym przypadku jednak o tyle dobrze, że obie madagaskarskie mają tyle samo kakao.

Chapon Madagascar to ciemna czekolada o 74 % zawartości kakao z Madagaskaru.

Po otwarciu poczułam przede wszystkim wiśnie i lekko, acz wyraźnie palony karmel, podszyte powagą ciemnego chleba i migdałów oraz trochę drewna. Z tymi nutami wiśnie połączyły się trochę, robiąc nieśmiałe aluzje do wiśniowego kefiru / maślanki... Ale to na marginesie. W soczystości przewijały się też śliwki, acz z kolei one chyliły się trochę ku jakimś zacukrzonym, może duszonym w alkoholu śliwkom. Mimo że bardzo soczysty, zapach miał w sobie coś z ciężkości.

Tabliczka w dotyku była twarda i konkretna. Łamaniu towarzyszyły bardzo głośne trzaski skały, ale wreszcie dane mi było zobaczyć ziarnisty przekrój z czerwonymi przebłyskami.
W ustach rozpływała się z ochotą, jednak do końca utrzymywała swoistą twardość. Robiła to powoli i kremowo-maślano. Była syta, masywna. Wydała mi się wręcz mięsista, a przy tym bardzo soczysta. Od początku upuszczała trochę soku - co nie zaburzyło gęstości - acz to z czasem sok dosłownie lał się hektolitrami. Okazała się minimalnie tłusta, a do tego gładka.

W smaku pierwszy błysnął kwasek wiśni. Wiśni miękkich i dojrzałych, ze słodyczą w tle. Odnotowałam także maślaność, ale wiśnie niewiele sobie z niej robiły. Zaraz zaczęły je - ich kwasek - rozkręcać cytrusy: cytryny i delikatny grejpfrut.

Po chwili wpłynęła słodycz palonego karmelu. Nie była wysoka, ale istotna na pewno. Za jej sprawą czerwony grejpfrut odważył się i umocnił cytrusową słodycz, przez co ogólna kwaśność nieco się rozeszła.

Nagle nastąpił gorzki, czy może raczej gorzkawy, wybuch. Pojawiła się gorzkość związana z węglem, trochę palona... Przybywała niczym fale rozbijające się o klif. Na niektórych węglowych falach były ziemiste bałwany, dbające o charakterek kompozycji.

Słodycz i cytrusowość cały czas rosły na tyłach, nie narzucając się jednak innym nutom. Były spokojne. Przewijał się tam też kwasek.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sporo węgla zmieniło się w gorzkawe migdały. Potem te przeistoczyły się w migdały po prostu, a całość złagodniała. Przez pewien czas migdały dominowały. Chwilami zahaczały o delikatny, mało słodki nugat migdałowy... Jakiś maślany, migdałowy krem? Pomyślałam też o łagodnej maślance... Z maślaną nutą...? Która jednak zaraz wysunęła pazurki. Może to raczej kefir? Co by to nie było, przemieszało się z owocami.

Kwaśność wiśni pod ich wpływem znów wypłynęła, ale była... przełamana... poniekąd, bo mowa o nabiale, który też jest kwaskawy. To w zasadzie kwaseczuszek z kwaśnymi ukłuciami. Wyobraziłam sobie jakąś wiśniową maślankę / kefir albo kefir... śliwkowy? Owoce zaczęły przybierać na słodyczy i sugerować duszone wersje siebie. Duszone, bardzo słodkie, zacukrzone śliwki i trochę wiśni - może jako sok wiśniowy? - wlało się na pierwszy plan. Za tym wszystkim nagle podskoczyła też słodycz. Na tyłach odnotowałam wątek śliwek duszonych w alkoholu.

Tam jednak odważnie zaprezentowały się gorzkie, bardziej już drewniano-chlebowe nuty. Znowu czułam więcej węgla. Ciemny chleb i ciemne drewno mieszały się... Drewno... drzewa może? Wiązały się z drobną ziemistością. Goryczka mieszała te nuty z owocami.

Goryczkowaty bowiem był też grejpfrut, który pod koniec zdecydował się na mocniejsze zagranie. Chyba na zasadzie kontrastu, kiedy to śliwko-wiśnie zaczęły wydawać się bardziej cukrowo-duszone, słodkie. Karmel też właśnie przy nich się rozgościł. Do grejpfruta zaś dołączyła jeszcze słodka pomarańcza.

Pod koniec zrobiło się bardziej cytrusowo-wiśniowo i węgielnie-migdałowo, ale też bardzo słodko w lekko palonym sensie.

Po zjedzeniu został posmak węgla i słodko-kwaśnych cytrusów, trochę niedookreślonych, duszonych czerwono-ciemnych owoców, duszonych, zasłodzonych śliwek i maślanki. Niby łagodnej, a kwaskawej. Do tego trochę chlebowo-migdałowy akcent, wyciszający wszystko.

Całość była przepyszna i intrygująca. Wszelkie nuty bardzo ciekawie pojawiały się, niby odchodziły... a potem znów uderzały. Niektóre niby prawie zanikały, a wciąż były bardzo wyraźne. Słodycz i kwasek - niby były i to dość znaczące, ale wcale nie takie wysokie. Gorzkość podobnie. Karmel i słodycz owoców, docukrzone śliwki zetknęły się z cytryną i słodkim grejpfrutem, maślankowo-kefirowym kwaskiem i razem opływały węgielną, migdałową bazę. Wiśnie były wszechobecne, a jednak nie nazwałabym ich główną nutą. Domieszka ziemi odegrała ogromną rolę, co już w ogóle mnie kupiło. Palono-duszony wydźwięk sprawił, że mimo soczystości, czekolada była w pozytywny sposób "czekoladowo" ciężkawa. Madagaskarska, ale nie tak typowo dla tego regionu soczyście-czystoowocowa.


ocena: 10/10
cena: 7,20 € (za 75g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.