niedziela, 26 lutego 2023

Tony's Chocolonely 70 % Dark ciemna z Afryki

O marce Tony's za wiele nie wiem - by nie powiedzieć, że nic. Wielkie tablice o "szalonych" kostkach w różnych, równie wariackich smakach. Nie dla mnie, ale że na stronce sklepu, z którego ojciec był gotów mi coś zamówić (bo i tak chciał zamówić sobie i dla mnie Alpia Veggie Love Karotte & Mandel), nie było nic ciekawszego i bezpieczniejszego (a tylko słodycze nie w moim typie), wybrałam czystą ciemną właśnie tej marki. Belgijska marka, która jak się okazało za punkt honoru postawiła sobie zwalczanie niewolniczej pracy na plantacjach w zachodniej Afryce. Szkoda tylko, że wygląda na to, iż skupiają się na tym, aby praca-płaca była fair, a jakość kakao? O tym nie piszą. Oczywiście jestem za tym, by wspierać sprawiedliwy handel! Ale niech to nie będzie przykrywką dla np. faktu, że na czekoladzie aż tak się nie skupiają, a takie chwalenie się, czego to oni nie popierają, jest tylko, by podbić cenę. Opis tej tabliczki... też wywołał u mnie sceptyczną minę. "This bar contains at least 70% cocoa. Se-ven-ty! This means we use a lot of cocoa beans..." - po pierwsze: dzięki za wytłumaczenie! Po drugie, przykro mi, ale muszę wyprowadzić z błędu. Gdy o ciemną czekoladę chodzi, 70% to nie tak dużo.


Tony's Chocolonely 70 % Dark to zawartości 70% kakao z zachodniej Afryki.

Po otwarciu uderzył zapach orzechów laskowych, wina albo raczej czekoladek typu wiśnie w likierze i ziemi. Ostatnia charakterkiem splotła się z alkoholową nutą, natomiast laskowce wprowadziły też inne. Pomyślałam o gorzkawym kremie z orzechów włoskich, a także migdałach i produktach migdałowych, czyli kremie z migdałów oraz olejkach czy ekstraktach, np. w cieście. W tle majaczyła nuta chleba... lub może właśnie wytrawniejszego ciasta orzechowo-migdałowego z procentami? A jednak kompozycja była też słodka, i to bardzo. Czułam jakby pudrowe (liofilizowane i sproszkowane?) banany, mieszające się z cukrem pudrem i chyba jeszcze jakąś niejednoznaczna mieszkankę owoców żółtych - słodkich i aż ciężkawych.

Tabliczka czy raczej tablica była twarda, ale nie jakoś niemożliwie, a tak, jakby wynikało to głównie z jej formy i grubości. Trzaskała średnio głośno, raczej "tępo", ujawniając zbity przekrój. Trochę się kruszyła. Łamanie jej to męka, a odgryzanie kęsa sprawiało ból.
W ustach rozpływała się powoli i ulepkowo-kremowo. Była dość tłusta, trochę maślano-zbita. Z ochotą jednak miękła, zwłaszcza jakby z wierzchu. Łączyła aksamitność i lekką, ulepkowatą śliskawość. Z czasem stawała się jakby zbitą wewnątrz, a luźną i miękką całościowo gęstwiną. Pod koniec wyłamywała się lekka pylistość, a czekolada jakby miała ściągnąć (ale nie ściągała). Może odrobinkę wysuszała.

W smaku od samego początku do głównych nut doskakiwała trochę napastliwa, ale nie jakoś szczególnie wysoka czy męcząca, słodycz. 

Zdecydowane gorzkość i maślaność prędko rozlały się po ustach, nie robiąc sobie z niej za wiele. Płynęły obok siebie.

Gorzkość zdecydowała się na kawę, lekko podkreśloną ziemią. Nie była wysoka czy intensywna, a kawa, choć czarna, wydała mi się łagodna. Kawa mogła nieść lekko paloną nutę, ale inne zastopowały ją i odciągnęły uwagę. Zaraz po niej pojawiły się orzechy włoskie... Gorzkawe, ale łagodne... więc w formie miazgi 100% z nich?

Paloność po chwili smagnęła wytrawnymi krakersami, próbując wtargnąć do kompozycji jako one, z całą ich pieczoną z kolei nutą, ale słodycz stanęła im na drodze.

Przebłyski słodyczy należały do cukru pudru. Błysnęła, po czym się wycofała. Znowu zagrała mocniej, i znów... I tak parę razy. Skutecznie jednak tą dynamiką odwracała uwagę od wytrawniejszych nut.

Maślaność w tym czasie spokojnie się rozchodziła, zmierzając ku kremowi orzechowemu. Zmieniła się w naturalną maślaność orzechów i choć najpierw też obracała się wokół kremu z włoskich, z czasem to zaprezentowała też laskowe.

W połowie  rozpływania się kęsa uderzyły właśnie orzechy laskowe. Naturalnie słodkawe, raczej surowe. Trochę w formie kremu z nich, ale w większości jako one same. Wyszły na pierwszy plan, bez żadnych kompromisów. Dominowały dość długo, a potem, do końca były dobrze wyczuwalne. Chwilami przywodziły na myśl mocno kakaowy, truflowy, krem orzechowy.

W truflowości odnotowałam nieśmiałą mgiełkę czerwonych owoców... albo raczej czegoś z nich, słodkiego i alkoholowego.

Wszystko to opłynęła jednak prostsza, ta skacząca początkowo, słodycz. Ustabilizowała się na dość wysokim poziomie. Chwilami trochę denerwowała, ale przynajmniej częściowo przestała kojarzyć się z cukrem pudrem. W tle mignęła pewna owocowość... Chwilami też owocowa cierpkość. Nie wiem, czy dokładnie soczystość. Pomyślałam o cierpkich, niezbyt dojrzałych bananach, ale że ogólna słodycz była dość silna, zaraz pojawiły się pudrowe, sproszkowane banany i jakiś krem-deser z nich... Taki z orzechami laskowymi i włoskimi? Świeżymi, soczystymi sztukami.

W soczystości tej kawa jakoś odleciała i jedynie leciutko pobrzmiewała, gorzkość zrobiła się niziuteńka. W zasadzie mowa jedynie o gorzkawości, aczkolwiek... ziemistość nie odpuściła. Delikatnie cały czas ją czuć. Do owoców przemyciła nutkę słodkiego czerwonego wina i wiśni w likierze. Bardzo, bardzo słodkich. Obyło się w zasadzie bez kwasku. Ta lekka owocowość nie do końca samych owoców przemieszała się z niemal nieobecnymi owocami żółtymi o słodyczy raczej ciężkiej. Nawet banany się rozmyły.

Kawę i ziemistość z kolei zaczęła wciągać jak ruchome piaski maślaność i delikatne orzechy. Wśród nich znalazły się jeszcze migdały - daleko, obok maślaności typowo maślanej. Łagodziły kompozycję... niby. 

Pod sam koniec w maślaności i migdałach doszukałam się nutki ciasta migdałowego, wytrawniejszego i z alkoholem, a potem... zmieniło się w ciemny chleb z masłem i kremem orzechowym - jakiejś mieszance z włoskich, laskowych i migdałów? Jako że wciąż było też słodko, oczami wyobraźni zobaczyłam chlebek-ciasto orzechowo-migdałowe. Przypomniał o lekko pieczonym akcencie, choć był bardzo wilgotny, miękki... niby wytrawniejszy, ale wciąż słodki posypany cukrem pudrem i na pewno pokrojony. Każdy kawałek był bowiem sowicie posmarowany masłem.

Po zjedzeniu został posmak przypominający skórkę ciemnego chleba z masłem, a także orzechów i migdałów - też zasnutych masłem; one wydawały się surowe. Chyba wyłoniła się pieczoność jako krakersy posmarowane masłem. Do tego wysoka słodycz cukru pudru, przełamana lekką cierpkością owoców. Żółtych, ciężko-słodkich... ale i czerwonawych?

Całość była smaczna, ale byłaby jeszcze smaczniejsza, gdyby nie tyle maślaności, łagodzącej nuty gorzkie i orzechów. Kawa i ziemia - jaka szkoda, że takie delikatne! Uderzenie orzechów laskowych i krem z orzechów włoskich bardzo wyraziste, a jednak odosobnione. Sporo cukru pudru nie przytłoczyło, ale dla mnie było tego za dużo. Odrobinka owoców (bananów i wiśni w likierze) wyszła ciekawie, pasowała, ale mogłaby jakoś bardziej zaabsorbować słodycz. Krakersy w sumie też były ciekawe, ale mi nie leżały (w dodatku nie w tym towarzystwie). Podoba mi się jednak, że akurat w tej kompozycji palony wątek nie wyszedł na przód, bo by nie pasował.
Nie odpowiada mi zupełnie forma - za twarde to do łamania, a konsystencja mocno przeciętna, zbyt ulepkowata, choć w ogólnych  rozrachunku może być.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam (ojciec kupił)
cena: nie znam
kaloryczność: 564 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.