niedziela, 5 lutego 2023

(Halba) Coop Naturaplan 82 % Madagascar Chocolat Noir bio ciemna z Madagaskaru

 Bardzo, bardzo cieszyłam się, że wreszcie mogłam poznać dokładniej część oferty Halby, która była o wiele bardziej w moim typie niż to, co zdecydowałam się "przewalić" najpierw. Wprawdzie bolały mnie proporcje, że czystych ciemnych mają tak mało, ale na otarcie łez postawiono na wysokie zawartości kakao. W tym z Madagaskaru, a stamtąd... jakoś dawno żadnej tabliczki nie jadłam.

(Halba) Coop Naturaplan 82 % Madagascar Chocolat Noir bio to ciemna czekolada o zawartości 82% kakao trinitario i criollo (blend) z Madagaskaru.

Po otwarciu błysnęła kawa i uderzył pewny siebie, fistaszkowo-truflowy, specyficznie czekoladowy zapach, kojarzący się jednoznacznie z wyidealizowanym wedlowskim Pierrotem (nie realnym, a takim jak z marzeń). Słodycz wydawała się pochodzić od orzeszków, ale czułam też palono-karmelową i rześko kwiatową, przez co pomyślałam o cukrze kokosowym. Ogólnie słodycz, choć nie wysoka, była bardzo znacząca. W tle majaczyła soczystość śliwek i/lub jeżyn oraz lekko cytrusowa. Jak bardzo, bardzo słodki grejpfrut... że aż może raczej jakieś słodkości grejpfrutowe?

Twarda, masywna i zwarta tabliczka łamała się ze średnio głośnym trzaskiem.
W ustach rozpływała się powoli, ale ochoczo. Najpierw była zbita, może potrzebowała sekundy, by się rozkręcić, ale gdy już zaczęła... Wprawdzie zachowywała kształt niemal do końca, acz miękła. Zmieniała się w zwartą, ale kremową masę, przypominającą grudki lepkawej pasty 100% z orzechów, która z czasem upuszczała coraz więcej i więcej soczystości. Ta jednak też kojarzyła się raczej z owocami bardzo jędrnymi i miąższystymi.

W smaku pierwsza pojawiła się kwaskawo-słodka jeżyna, wsparta śliwką... Kwaśną węgierką przez chwilę wyraźnie, potem bardziej truflową, czekośliwką jakąś. Owoce zaraz trochę się oddaliły, acz czuć je cały czas. Mimo, że kwasek częściowo odszedł na tyły, na przeczekanie.

Ruszyła za to słodycz. Reprezentowała do granic możliwości arachidowego wedlowskiego Pierrota w wersji nierealistycznie wysokiej jakościowo. Dołączyła do niego truflowość oraz słodycz bardziej karmelowa. Fistaszki bez trudu wyszły na przód. Skąpane w maślano-czekoladowym otoczeniu były wyczuwalne w zasadzie cały czas. Opiewała je lekka gorzkość. W niej odnotowałam leciutką nutkę ziemi.

Kwasek z tła w końcu postanowił także na pełnych zasadach wejść do gry. Polała się soczystość cytrusów. Nie zagłuszyła fistaszków w pierrotowej koronie, a słodycz... zdawała się przepełniać. Pomyślałam jeszcze o rześkości cukru kokosowego, a potem kwaśnej cytrynie i jej goryczkowatej skórce. Jakby ktoś z tych składników zrobił jakąś masę...? Potem kwasek szybko narastał, pojawił się soczysty grejpfrut. Dopieścił goryczkę i słodycz. Słodki, czerwony grejpfrut tańczył na pierwszym planie wraz z orzeszkami arachidowymi. W zasadzie... chwilami wydawał się aż dżemowo-słodkościowy. Wokół z kolei napływały soczyste, cytrusowe, w tym wyraźniej cytrynowe fale.

Mniej więcej w połowie (bardziej w drugiej) rozpływania się kęsa goryczyka grejpfruta nieco podkreśliła gorzkość ogółu. W truflowej strefie wyłapałam kawę... nieśmiałą, łagodną... i łagodzoną fistaszkami, a jednak ewidentnie gorzką. Kryła w sobie lekką cierpkość i palony wątek. Kawa... wyszła trochę nibsowo. To podkreśliło echo ziemi. Ziemia raz po raz wychyliła się wyraźniej.

Cierpkość przejawiały także owoce. Grejpfrut zadbał o wyrazistą soczystość, ale... goryczka skórek cytrusów zasugerowała też coś bardziej orientalnego, przyprawionego. Wyobraziłam sobie jakąś nieco pikantniej zrobioną masę z cytrusa yuzu - właśnie jakąś może z imbirem, czymś goryczkowatym (troszeczkę rozgrzewającym gardło?). Zaraz jednak pochłaniały to inne cytrusy. I... nieśmiałe jeżyny? Wiśnie? Na pewno śliwki węgierki. Nutka kawy wskazała ich echo, ale... i one, i ona sama były niemal nieuchwytne.

Od wątków łagodzących gorzkość, a więc maślaności i fistaszków, z czasem trochę uwagi odwrócił łagodzący, ale z kolei kwaskawy... kefir? Kontynuował rześkość. Nie było zbyt nabiałowo i zaraz poczułam raczej jakby kokosowy kefir. Ten nagle zniknął na rzecz soczyście-kwaskawego kokosa. 

Kwasek kokosa mieszał się z rześką, mimo że karmelową, słodyczą. Znów pomyślałam o cukrze kokosowym i samym kokosie, który połączył łagodzące nuty i podkradł się pod fistaszki. Słodycz niby wzrosła, ale że była rześka, nie wydawała się wysoka. Przywodziła na myśl białe, delikatne kwiaty, którymi obrastają drzewka owocowe.

Kompozycję jednak i tak to właśnie specyficzna a'la pierrotowa fistaszkowość zakończyła. Trochę zmieszana z kwaskiem kokosa, kokosem ogółem i cytrusami pod przewodnictwem grejpfruta.

Posmak należał do jakby bardziej gorzko-truflowej wersji Pierrota idealnego, orzeszków arachidowych i palonej nuty kawy i/lub nibsów kakaowych. Czułam też cierpkiego grejpfruta czerwonego, jego kwaśność podsyconą cytryną, odrobinę ziemi i karmelową słodycz oraz słodko-kwiatową lekkość.

Całość bardzo, bardzo mi smakowała i zaintrygowała. Połączenie fistaszków rodem z Pierrota i grejpfruta było niecodzienne i choć może brzmieć, że nie pasuje, zgrało się świetnie. Wszystko dzięki splotowi ogólnie arachidowemu, karmelowo-kokosowym nutom, kwaskowi kokosa i tego, że owoce cytrusowe przepływały właśnie wśród tych nut, na spokojnie. Mimo iż bardzo wyraziste i dłuższy czas dominujące, nie miały nazbyt imperatywnych zapędów.
Czuć w niej więc soczystość cudownie owocowego Madagaskaru, ale właśnie... wzbogaconą o Pierrota z marzeń. To mnie kupiło, bo wolę takie "czekoladowe" czekolady od tych mocno, jakby czysto owocowych.

Była trochę podobna do (Halba) Coop NaturaPlan Cafe Madagascar Chocolat Noir 76 % , ale tamta wyszła o wiele, wiele bardziej kawowo całościowo, przez dodatek. Kawa musiała podkreślić właśnie te wątki bliższe jej, a więc ziemię, owoce ciemno-cierpkie itd.
Jakościowo spokojnie może równać się z Chocolarder Millot Farm Madagascar 80% - pomyślałam o niej, bo i ona była przede wszystkim "czekoladowa", ale jednocześnie bogato owocowa (cytrusy, owoce czerwone i ciemne). Czułam w niej dużo grejpfrutów i wiśni, a także orzechy (ale włoskie; Halba to fistaszki). Co prawda podlinkowana była bardziej gorzka (kawa, drzewa, dym), ale nie aż tak mocno. Obie miały też wydźwięk czegoś: Millot ciasta, Halba fistaszkowo-czekoladowego batona.


ocena: 10/10
kupiłam: halba.ch (dostałam)
cena: nie znam
kaloryczność: 619 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ziarna wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.