niedziela, 19 lutego 2023

Prime India Kerala 70 % ciemna z Indii

Kiedy pewnego dnia szukałam "ofiary" do degustacji, padło na Karunę, przy której pomyślałam, że z ochotą porównałabym, jak w jej obliczu wyszła tabliczka stamtąd mojego zaskakującego odkrycia, a mianowicie Prime. Potem, już po zjedzeniu podlinkowanej, co do samej Prime zaczęłam się wahać. A może nie warto się spieszyć? Kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze zdobędę coś tej białoruskiej marki? Ochota jednak okazała się silniejsza od czegokolwiek.

Prime chocolate bean-to-bar India Kerala 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao forastero z Indii, regionu Kerala.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach drzew, zlanych soczystymi owocami niczym deszczem, i podwędzonych rodzynek. Były soczyste, z wytrawniejszym tłem, lekkim dymem. Zaraz jednak okazało się, iż wędzone, to czuję kwaskawo-słodkie śliwki węgierki, rodzynki zaś odbiły w bardziej kwaskawo-słodkim i nieco kadzidlanym kierunku. Pomyślałam o wytrawniejszym, ale wciąż słodkim sosie-marynacie teriyaki i sezamie. Tu przewinął się miód. Przełamywał go wszechobecny, ale nienachalny, bardzo soczysty kwasek. Poniekąd należał do cytrusów: głównie cytryny, ale też pomelo i limonki. W trakcie degustacji przyszedł mi też do głowy sok pomarańczowy (taki z zagęszczonych soków, kupny; nie pijam takich, więc to raczej wyobrażenie). Sezam i drzewa łączyła lekko prażona nutka... orzechów brazylijskich? Niemal nieuchwytnych.

Raczej matowa i jasna tabliczka była bardzo konkretna i twarda, acz krucha. Przy łamaniu trzaskała głośno.
W ustach utrzymała poczucie konkretu. Wykazała się kremową, nie za wysoką tłustością. Wydała mi się bardzo, bardzo pełna. Zmieniała się w gęsty i zupełnie zalepiający usta, trochę pylisty budyń. Ogólnie przypominała trochę suchawy krem... Suchawy aksamit? Rozpływała się powoli.

W smaku pierwsza polała się słodycz miodu i owoców. Była wysoka i soczysta. Prowadziły jasne, wielkie i jędrne rodzynki. Wydały mi się aż lekko naturalnie miodowe. Słodycz rosła, że chwilami do głowy przychodziły mi rodzynki w miodzie, ale w sumie... nie tylko. Zaraz przybyły też aż naturalnie "miodowe", złociste suszone figi.

Przebłyski kwasku też szybko się pojawiały jako rodzynki Golden i odrobinka cytrusów, pomelo... Początkowo wiązały się soczystością i kolorem, jakby cytrusy (pomelo) za bardzo bały się zruszyć słodycz, a wprowadzić kwasek, ale potem cytrusów czułam już nieco więcej różnych, w tym cytryny (też żółtych!), wspartych kwaskawymi, wędzonymi śliwkami.

Miód nie próżnował. Ogólnie, choć podnosił słodycz, zaprosił także wytrawność. Pomyślałam o miodowej marynacie-sosie teriyaki o egzotycznym charakterze, niewątpliwie z przyprawami. Lekka wytrawność przygotowywała grunt gorzkości.

Najpierw jednak poczułam jeszcze sezam. Jakże pasował do tego miodowego tworu! Leciutko prażony... i słodki, zaraz stał się jednak sezamowym nugatem. Łagodnym, słodkim i niemal "mlecznym". Jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa (może trochę wcześniej?) przez tę nugatowość wyobraziłam sobie jakiś miodowy lukier. Zrobiło się ryzykownie słodko.

Owoce z tła na moment też złagodniały. Kwaskawe przebłyski zredukowały się niemal do zera, a śliwki pokazały się od soczyście-słodkiej strony, serwując mi jasne, wręcz różowe, okrągłe śliwki japonki. Błysnęła mi figa dopiero susząca się... po czym zatonęła w miodowej słodyczy.

Chwilę takiego złagodzenia wykorzystała gorzkość. Zaraz w drugiej połowie rozpływania się kęsa wkroczyła odważnie jako gorzkie drewno. Przywiodła wędzone orzechy - chyba brazylijskie, ale w zasadzie niejednoznaczne i podkreśliła sezam. Jakby go podprażyła. Drzewa jednak dominowały. Otoczyło je trochę korzennych, wytrawnych przypraw. Razem ze słodyczą nieco ociepliły gardło.

To w owocach na nowo obudziło kwasek i podwędzoną nutkę. Oto śliwki stały się wyraźnie wędzone. Wędzone, kwaskawo-słodkie węgierki znów i rodzynkom dopowiedziały lekkie podwędzenie. Te jednak już nie przystały. Wciąż trzymały się bardzo wysokiej słodyczy. Na szczęście jakby cały czas naturalnie przełamywanej.

Do sezamowych, nugatowo-miodowych nut dobiegały lekkie kwaski. Pomyślałam o miodzie i jakiś słodkich masach cytrynowych, a potem wyraźniej polał się sok z limonki. Trochę wycisnęło się go też z cytryny. Goryczka drzew i przypraw stały się jednością ze słodyczą, przywodząc na myśl drewno sandałowe, a ogólna słodycz zawalczyła o pomelo. Splot cytrusów zetknął się jednak ze śliwkami, które kontrastowo do nich raz po raz odchodziły ku słodszej strefie.

Pod koniec czułam jasne, fioletowo-różowawe, wielkie i jędrne śliwki, ale też odrobinkę słodkich czerwonych owoców. Truskawek? Przez chwilę myślałam o śliwkach w przyprawach. Wytrawna nutka i przyprawy nie odpuszczały, sugerując truskawki z octem balsamicznym, może nieco przyprawione.

W posmaku pozostały cytrusy (głównie cytryna i limonka) oraz wytrawno-korzenne przyprawy i drzewa. Czułam odrobinkę sezamu i niejednoznaczne, kwaskawo-słodkie, a wyraźne wędzone owoce. Pod wpływem przypraw miód też zrobił się jakiś wytrawniejszy, lecz ogół i tak był aż nadto słodki, figowo-rodzynkowo soczysty, jednak też zahaczający o lukier (miodowy lukier?).

Całość bardzo mi smakowała, choć słodycz przez kontrastową wytrawność przypraw i drzew, wędzoną nutkę wydawała się bardzo ryzykowna. Mocno owocowa, soczysta, rodzynkowa i miodowa, niestety chwilami zahaczała o lukier. Nugatowy sezam, dużo, dużo śliwek wędzonych i jasnych japonek, wytrawniejsze przyprawy i teriyaki, nieco orientalny wydźwięk intrygowały. Cytrusowy kwasek i słodycz świetnie się zgrały, ale wolałabym, by jeszcze więcej gorzkości w tym było.

Miód, soczyste owoce, w tym suszone figi, czułam też w Karunie, ale ona była o wiele po prostu słodsza i o słodkim wydźwięku. Miód, chałki, orzechy i przyprawy korzenne, ale ewidentnie słodkie, suszone figi i więcej owoców żółto-czerwonych (a nie rodzynek i cytrusów ze śliwkami jak w Prime) przełożyły się na kompletnie inny wydźwięk. Co ciekawe, w zasadzie Karuna może i jest względnie smaczniejsza, konsekwentna w wydźwięku, ale tak słodka, że aż męcząca i przez to z czasem nudnawa, więc ocenę otrzymała niższą. Nie ukrywam, że kwasek Prime bardzo wkupił się w moje łaski.


ocena: 9/10
kupiłam: po znajomości
cena: 34,50 zł (za 70g)
kaloryczność: 563,3 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.