piątek, 10 lutego 2023

Michel Cluizel Plantation Mangaro 71 % Madagascar ciemna z Madagaskaru

Najpierw o tej tabliczce myślałam raczej pozytywnie, bo choć ma tylko 70%, to jednak na Cluizela to i tak sporo. Mało tego, już mająca 65% - co prawda w roku 2015 - mi smakowała i uznałam wtedy, że mogłabym do niej wrócić. Obecnie do 65% bym nie wróciła na pewno, ale nowej tabliczki z tamtego regionu byłam trochę ciekawa. I nie ukrywam, że zastanawiałam się, jak to taki ceniony w świecie Cluizel wypadnie w zestawieniu z Halbą Coop Naturaplan 82 % Madagascar Chocolat Noir bio. Moje optymistyczne nastawienie jednak znacząco zmalało po nowych lub pozmienianych czekoladach tej marki, które spróbowałam przed dzisiaj prezentowaną. Wciąż nie są czymś, co mnie satysfakcjonuje.

Michel Cluizel Plantation Mangaro 71% Madagascar to ciemna czekolada o zawartości 71 % kakao z Madagaskaru, z dystryktu Ambanja, okolic miasta Ambohimarina, z plantacji Mangaro.

Po otwarciu poczułam mocno palony, trochę wędzony zapach. Wyraźnie czułam przyprawy korzenne o znaczącej pikanterii. Na przodzie znalazło się chili, potem imbir, a także kardamon. Ostatni utworzył gładkie przejście do nut palono-pieczonych, reprezentujących drzewa, drewno oraz poprzypalane wafle i andruty. Czułam również bardzo wysoką i duszną słodycz, przez którą pomyślałam o jakimś tłustym, ciężkim cieście... francuskim? Z lukrem, wyraźną cukrowością. Może to jakieś pączki hiszpańskie / tzw. gniazda? Do tego dołączyło niewiele owoców: jakby podwędzone cytrusy (jako masy i przeciery?) oraz trochę ciemnych jeżyn i żurawiny... przyprawionej jakoś wytrawniej (bo też jako jakaś masa / sos). 

Już w dotyku kremowo-tłusta tabliczka przy łamaniu wydawała głośne trzaski. Była twarda i konkretna, masywna. Przypominała jednak trochę polewę. Przekrój miała zbity i nieco ziarnisty.
W ustach rozpływała się łatwo, w tempie umiarkowanie wolnym. Okazała się w większości gładka. Wykazywała tłustość mieszaniny masła i śmietanki oraz kremowość. Na chwilę jakby gęstniała, po czym rzedła, pokrywając swoją minimalnie soczystą mazią podniebienie i wykazując pod koniec lekką pylistość. Cały czas chyliła się ku polewie.

W smaku najpierw rozlała się odrobinka mleka. Mignęło w nim echo kefiru. Mleczność wprowadziła słodkie, lukrowane croissanty, ciasto francuskie i tłusto-słodkie, lepkie pączki hiszpańskie / "gniazdka". Cukrowość i maślaność, tłustość uderzały, po czym ogólnie trochę się rozchodziły. Tłustość słabła, słodycz rosła.

W kolejnych sekundach zaczęły pojawiać się kwaśno-soczyste przebłyski cytrusów. Najpierw niezbyt jednoznaczne, głównie cytrynowe.

Po bardzo słodkich wypiekach pojawiły się mniej słodkie andruty i wafle. Niosły ze sobą pieczono-palony wątek. W całości okazał się istotny. Andruty przez jakiś czas wyszły chyba najwyraźniej, acz potem wesoło machały do tych słodszych i tłustszych wypieków. Cały czas w tle drapał biały cukier i lukier.

Owoce w tym czasie zdążyły się nieco rozwinąć. Po cytrynie przyszedł grejpfrut... bardzo jednak słodki i raczej nie czerwony, a biały / żółty i/lub sweetie... Zaraz przygłuszyło go słodkie, średnio soczyste pomelo. Powiązało niski kwasek i słodycz, ale wskazało też drobną cierpkość. Była soczysta. Przemknęła chyba też pomarańcza.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa obok palonej nuty odnotowałam ciepło, a że soczystość i w nie weszła, pomyślałam o świeżym, a następnie marynowanym imbirze. Odrobince... i wchodzącym w jakieś słodzone masy z owoców cytrusowych. Z wędzonych cytrusów? Wyobraziłam sobie jakieś lepkie nadzienie do opisanych na początku słodko-tłustych wypieków. Tym andruty zdążyły dopowiedzieć faworki (znane też jako chrust) obsypane wilgotniejącym, lukrującym się cukrem pudrem.

Palone i wędzone nuty mieszały się z wypiekami, które z czasem zmieniły się w drzewa i drewno. Uplasowała się w nich niska gorzkość. Płynęła spokojnie, trochę onieśmielona innymi nutami. Mimo to, drzewom udało się wedrzeć na pierwszy plan. Nuty, a dokładniej głównie imbir, o ostrzejszych zapędach przeistoczyły się w przyprawy korzenne o gorzkim charakterze. Pomyślałam o kardamonie, pieprzu... i jednak znów czymś ostrzejszym? Np. chili? 

Słodycz natomiast miała się bardzo dobrze. Cały czas wracała do lukru, chwilami swoją ordynarną, zwykłą cukrowością irytowała. Zwłaszcza, gdy dosładzała cytrusy / cytrusowe masy. Drapała w gardle.

Z czasem za cytrusami, głównie pomelo, pojawiły się owoce ciemniejsze; ciemno-czerwone. Tkwiła w nich cierpkość... ale czymże były? Jeżyno-jagodo-aronią? Przemknęła myśl o dojrzałym, aż miękkim i słodkim ciemnym agreście Pojawiły się też inne kwaskawe owoce - jakieś zielone? Pomyślałam o agreście z kolei zielonym oraz zielonych jabłkach, ale i one zaraz zniknęły.

Wróciła bardziej mleczna nuta, acz z dopowiedzianym wędzonym charakterem. Coś może jak wędzony twaróg? Choć też z lekkim kwaskiem, zdawał się łagodzić, wyciszać kompozycję, wciągając w siebie cytrusy i wypieki.

Po zjedzeniu został słodko-cierpkawy posmak pomelo, a także wafli i drzew, związanych z mocno pieczono-wędzonym wątkiem. Do tego czułam lukier i cukier, wraz z przesłodzeniem - też na poziomie gardła, co podkreśliła lekka pikanteria.

Całość wyszła w zasadzie w porządku, ale bez polotu. Przesłodzona lukrem i cukrem, tłusto-pieczona, pełna ciast francuskich i pączków, andrutów miała też przyjemne nuty drzew, pomelo i innych cytrusów, przypraw. Szkoda jednak, że ciemno-czerwone owoce były tak nikłą nutą, że nie dało się ich ponazywać. Ciekawie wyszła mleczna nuta, ale też jakoś niezbyt mi pasowała. Wędzenie intrygowało, ale jemu przydałoby się inne towarzystwo. Kompozycja głównie słodka, acz z owocową kwaśnością niepodważalnie. To jednak kwaśność mocno dosłodzona i... cierpiąca na osamotnienie ze strony gorzkości. Gdyby nie ta słodycz, naprawdę mogłoby być ciekawie.

Czekolada przypominała Cluizela Mangaro 65 % (recenzja z 2015). Też czułam w niej wyraźne wędzenie, cytrusy ze wskazaniem na skórki, mleczność, pikantne przyprawy, ciemno-czerwone owoce. A jednak... mimo wyższej słodyczy, która to była miodowo-waniliowo-kajmakowa, tamta jakoś bardziej "grała". Różne owoce typu winogrona, jabłka lepiej zagrały niż... bardziej madagaskarskie dzisiejszej. Pomelo, przyprawy i nawet wafle dzisiejszej byłyby zacne, gdyby nie ta straszna lukrowość. Słodycz dzisiaj opisywanej miała po prostu bardziej chamski wydźwięk. I nie pomogła nawet gorzkawość, która... no, była za słaba ogółem, więc może nie dziwne, że nie miała, jak pomóc.


ocena: 8/10
cena: 40 zł (cena półkowa za 70g)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.