czwartek, 16 lutego 2023

Karuna Chocolate India Dark Chocolate 70 % ciemna z Indii

Sięgając po dzisiaj przedstawianą tabliczkę trochę się obawiałam, bo zarówno sama marka Karuna kojarzy mi się z wysoką słodyczą, jak i indyjskie kakao zawsze w moim odczuciu wychodzi bardzo słodko. Połączenie tego... mogło mnie zasłodzić, aczkolwiek... nie wątpiłam, że jeśli faktycznie, to będzie to zasłodzenie w dobrym stylu. A co tam, czasem można i tak.

Karuna Chocolate India Dark Chocolate 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Indii, z regionu Kerala, z obszaru wzgórz Idukki (z dystryktu o tej samej nazwie), z miejsca Udumbanoor.

Po otwarciu poczułam słodkie, rześko-zwiewne kwiaty i w podobnie lekkim stylu słodkie czerwone owoce. Te wydały mi się jakby przełamane nieco ciemniejszymi - czarną porzeczką? Za nimi stała jeszcze już cięższa i dosadniejsza słodycz jasnych, miękkich suszonych fig i miodu. Może to był jakiś pikantniejszy miód? Ziołowy? Snuła się przy nim lawendowo-korzenna nutka. Zarysowało się to na fistaszkowo-migdałowym, delikatnym splocie. Pomyślałam o niemal maślanych, surowych orzechach... może niesłodkim nugacie lub po prostu paście z orzechów. Te z kolei podkreśliła odrobinka... drewna?

Krucho-twarda tabliczka łamała się z dość donośnym trzaskiem, ujawniając zbito-ziarnisty przekrój.
W ustach rozpływała się powoli, dając się poznać jako idealnie gładki krem. Zachowywała do końca kształt kawałka, ale rozlazło-miękkiego. Pokrywała usta, podniebienie smugo-falami. Była trochę maślana, dość tłusta i masywna. Jedynie pod koniec trochę rzedła jakby tak jakiś kremowy deser zetknął się z gęstawo-czekoladowym sosem.

W smaku pierwsze odezwały się kwiaty. Rześkie, jakby niemal soczyste. Wyobraziłam sobie kolorowe kwiaty z wonnych, tropikalnych lasów, gdzie nie brak wilgoci. Swoją słodyczą i rześkością szybko podzieliły się z owocami.

Poczułam czerwone niejednoznaczne oraz soczyste, dojrzałe nektarynki. Sok lał się hektolitrami, niemal zupełnie odciągając uwagę od delikatnie zaznaczających swoją obecność orzechów i maślaności. W pierwszych sekundach... bo już po chwili maślaności udało się całkiem niezłe miejsce wywalczyć.

W tym czasie mocno rosła też słodycz. Kwiatów zbierało się coraz więcej i więcej, a ja wyobraziłam sobie miodowy nektar spijany bezpośrednio z nich. Słodki miód zalał kompozycję, aż te kwiaty częściowo przygłuszył. Słodycz zrobiła się nieco cięższa, ale nie zapomniała o soczystości. Pojawiły się suszone figi, także soczyste i miękkie.

Maślaność... nagle pokryła chałkę. Wyobraziłam sobie sowicie wysmarowany masłem kawałek wypieku, a potem... też chałkę wysmarowaną kremem z orzechów? Takim naturalnie słodko-maślanym, czystym, ale niejednoznacznym w kwestii rodzaju orzechów.

Nektarynki też jawiły się jako niemal miodowe. Może i zrobiły jakąś aluzję do egzotycznego kwasku...? Wplotły na pewno czerwone owoce: słodkie maliny i jakby egzotyczniejsze truskawki. Takie... mieszające się z miodem i kwiatami? Miód malinowy? Ale w sensie, że... wymieszany z owocami? Przewinęła się też nutka czarnych porzeczek jakby prosto z krzaczka albo może nawet bardziej sama rześkość, świeżość krzaczka niż owoce. Na pewno za to poczułam jeszcze chałkę z miodem.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa spod słodyczy wyraźniej wyległy orzechy. Pomyślałam o fistaszkach i względnie (w zestawieniu z nutami wyżej opisanymi) mało słodkim nugacie fistaszkowym. Rozkręciła się maślaność... Chyba właśnie naturalnie słodkawo-orzechowa, rodem z past 100% z orzechów. Spod nich już trudno było chałkę wyłapać.

Zaznaczyła się drobna gorzkość. Miała wydźwięk palono-suszony, trochę drewniany... Do miodu wkradła się lawenda, co ośmieliło ogólnie więcej ziół. Wsparła je słodka korzenność. Wykazała się subtelną ostrością duetu cynamonu i kurkumy.

I nagle, przy fistaszkach, nugacie i maślaności, uderzyły delikatne orzechy laskowe. Delikatne, bo nieprażone, ale wyraziste, nie do pomylenia z innymi. Zdominowały na moment kompozycję. Laskowce królowały nad fistaszkami (i migdałami, które chyba też tam pomykały?), drewno i przyprawy podkreśliły ich powagę.

Orzechy laskowe zmieszały się ze słodko-ostrym cynamonem, dzięki czemu ogólne ciepło wzrosło, a rześkość zanikła. Robiło się coraz bardziej korzennie... Słodko korzennie. Pomyślałam o pikantnym, korzennym, a więc przyprawionym miodzie owocowym / z owocami. Jego cechą podstawową wciąż była jednak przede wszystkim słodycz.

Bezkresna słodycz zatapiała owoce usilnie starające się zdobyć na choćby odrobineczkę kwasku. Nektarynka, truskawko-porzeczka (myślę o czarnej)... jawiły się jednak miodowo (jak jakiś miód owocowy?).

I słodycz miodowo-figowa na końcówce zaczęła nieco męczyć, trochę drapać. Co prawda wyobrażenie nektaru z rześkich kwiatów wciąż przemykało, a orzechowość i zioła dopowiedziały temu charakteru, ale i tak... Przyprawy, tym, że lekko przypiekały, też do drapania się dokładały.

W posmaku czułam właśnie mnóstwo miodu, jakby korzenno-ziołowego (lawendowego?), soczystość fig... i może nawet figi świeższe, odrobinkę niejednoznacznych owoców czerwonych (robiących aluzję do kwasku?), a także orzechy w wydaniu niemal nugatowym.

Całość była bardzo smaczna, mimo że bardzo, bardzo słodka. To co prawda dobra słodycz, bo wyraziście miodowo-figowa, kwiatowa, ale... jednak w stosunku do nieobecnego kwasku i niziuteńkiej gorzkawości czułam jej przesyt. Delikatne, maślano-kremowe orzechy arachidowe i laskowe, w dużej mierze cynamonowa korzenność i lawenda zostały podkreślone soczystością, nie tyle jednoznacznymi owocami świeżo-surowymi (żałuję, że nektarynki to jedynie tak subtelna nuta). Na plus, że nie była czysto maślana, a ta maślaność jakoś się wplotła - choćby w chałkowość czy orzechy.
W moim odczuciu za słodka i przez to trochę nudna.

Drewno (ale więcej), dużo więcej owoców czerwonych (wiśnie, maliny, truskawki), miodowo-maślane ciastka czułam w Aruntam 72% India Idukki Kerala (w dzisiaj opisywanej chałkę z miodem i masłem, więc też "wypiekowo"), która bardziej mi smakowała, bo mimo też wysokiej słodyczy, wyszła o wiele bardziej palono-gorzko, a już na pewno więcej owoców przełamało słodycz.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od karunachocolate.it
cena: 6,40 € (cena sklepowa za 60g; ja dostałam)
kaloryczność: 501 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.