Lubię markę Raaka i przemawia do mnie połączenie zielonej herbaty z ciemną czekoladą. Co ciekawe, w tym matchy, za którą to samą w sobie nie przepadam - wolę inne zielone, liściaste. Zupełnie z kolei nie przekonują mnie tabliczki zielonego koloru, będące białymi z matchą. Tu... doszło do pomieszania tego wszystkiego. W dodatku chodziło o białą wegańską. Zdecydowałam się na ten zakup trochę bez przekonania, ale w końcu pomyślałam, że to tak dziwne i niemoje, że może jednak jako ciekawostka zaskoczy. Sięgnięcie po nią przyspieszyła degustacja Zotterów InFusion, które to okazały się właśnie ciemnymi wymieszanymi z białą. Ale właśnie! Wymieszanymi-wymieszanymi, a tu... miałam czekolady pomieszane, ale "obok", nakładającymi się częściowo, tak że widać zawijasy. I znów - takie czekolady mnie nie kręcą, jednak... przegryzanie słodkiej ciemnej potencjalnie wytrawniejszą białą? To mogło być ciekawie dziwne. A czy smaczne?
Raaka 62 % Cacao Matcha Swirl Unroasted Dark Chocolate to ciemna surowa czekolada o zawartości 71% kakao z Tanzanii, z plantacji Kokoa Kamili (w czekoladzie ciemnej*) i czekolada biała kokosowa (wegańska) z dodatkiem zielonej herbaty matcha.
Po otwarciu poczułam delikatny, acz wyraźny zapach trochę algowej zielonej herbaty i wiórków kokosowych. Kokos wyszedł naturalnie słodko - wręcz słodziutko - i śmietankowo. Gdy zaciągałam się bardziej aromatem jednolicie brązowego wierzchu, doszukałam się ziemi, kryjącej się pod kokosem. Całość była soczysta. Trochę wiśniowo-kwaskawo, a trochę jakby kokosowo.
Tabliczka w dotyku wydała mi się ulepkowata, przy czym ciemne części znacząco tłustsze, a zielone proszkowe. Przy łamaniu ogółem była dość twarda, ale w zbito-proszkowy, wręcz ziarnisty sposób. Wydawała się też krucha, choć mocno się nie kruszyła. Trzaskała średnio głośno, acz masywnie. Brzmiało to bardziej na pyknięcia.
Ziarniście-proszkowy przekrój pokazał, że biała zielona część osobno nie występuje. Ciemna natomiast trochę i tylko w kilku miejscach.
W ustach całość rozpływała się raczej powoli i tłusto-kremowo. Było w tym coś z ulepka... Wrażenie o tłustej ulepkowatości nie odpuszczało nawet przy niewielu fragmentach czystej ciemnej. Odznaczała się lekką pylistością, która jakby próbowała ukryć, że gładkość bez niej poszłaby w śliskawym kierunku. Była gęsta, pokrywała podniebienie i usta niczym smar, miękła i gięła się, tworząc zalepiającą zawiesinę.
Tam, gdzie łączyła się z białą (czyli praktycznie w większości tabliczki), zawiesina ta robiła się bardziej tłusta w kontekście maślano-śmietankowym, przy czym mam na myśli śmietankę kokosową. Choć też tłusta, ta była bardziej miękko chropowato-proszkowa, co ogólną tłustość nieźle przełamywało i uzasadniało (?). Biała znikała oczywiście szybciej, niezależnie od tego, którą stroną na języku położyłam kawałek.
W smaku (przy każdej możliwej kombinacji wgryzania się) pierwsza rozchodziła się słodycz. Była karmelowo-śmietankowa, raczej stonowana. W przypadku samej ciemnej wyraźniej karmelowo-palona, a w przypadku części łączonych karmelowo-śmietankowa. Śmietanka szybko zdradzała swą kokosowość.
W ciągu kolejnych sekund odezwała się ziemia, a wraz z nią gorzkość. Pomyślałam o węglu i o zielarni-aptece, w której suszą się zioła. Czarna, wilgotna ziemia torowała sobie miejsce na przód. W tym czasie w tle zgłosiła swoją obecność lekka algowa nutka.
W tym czasie pojawiła się soczystość. Wypływała z kokosa, po czym dobierała sobie lekki kwasek... może z ziemi? A może po prostu pochodził od kokosa. Ten nieodzownie był zespojony ze słodyczą, przekładając się na wiśnio-czereśnie albo słodkie czerwone wino... Wypływało i poniekąd tonęło w ziemi. Zaraz wyklarowały się słodko-soczyste, kwaskawe wiśnie, podkręcone cytrusami..
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzka ziemia, naturalne, ziołowe leki i same zioła zmieszały się z zieloną herbatą. Poczułam jej cierpkość i goryczkę. Nie była to jednoznaczna matcha (pewnie przez otoczenie), acz algowość czułam. Nawet jednak nie wytrawność... Roślinność bardziej. Była rześka, zielona, soczysta... Porastająca ziemię i... przywodząca na myśl bagno, muł. Przy częściach samej ciemnej myśli obracały się dokładnie przy herbacie pu-ehr (nazywanej czerwoną), ale w przypadku połączeń, to wyraźnie zielona. Matcha tylko raz po raz wyłaniała się i było pewne, że to właśnie ona. Ze specyficzną roślinnością, nutką alg i swoistą "wytrawną słodyczą".
Od białych zielonych części z czasem rozchodziło się sporo maślaności i wyraźnie motyw słodkawo-mdławej śmietanki kokosowej. Kokos z czasem zawiązał sztamę z ziemią na pierwszym planie. Był słodki i jakby kwaskawo-soczysty. Mieszając się z herbatą, sugerował wegańskie matcha latte na oczywiście kokosowym napoju, a momentami ewidentnie oddawał smak wiórków kokosowych.
Kokosowi zdarzało się odciągać uwagę od samej esencjonalnej "ciemnoczekoladowości" bazy, dodając jej wegańską mgiełkę (właśnie mleka kokosowego, przy czym raz czy drugi wydawało mi się, że doszukałam się echa słonawości).
Słodycz, od tej subtelnej, cały czas spokojnie rosła, aż w końcu narosła bardzo znacząco. Mimo śmietankowości, nie była mocno białoczekoladowa. Poszła raczej w maślano-kokosowym, karmelowym kierunku. Jakbym miała do czynienia z maślanymi karmelkami w wariancie kokosowym.
Także zioła i węgiel przejawiały słodycz, jakby nieco przygłuszoną, ale też narastającą.
W kokosowej toni na sile przybierała kwaskawa nutka. Kojarzyła się z kokosowym jogurtem, a że soczystość i echo wiśni cały czas też były obecne, pomyślałam o kokosowym jogurcie właśnie w takim wariancie. Przy nim słodycz wydała mi się pudrowa. Trzymała się jednak nieprzesadzonego poziomu, bo i po pewnym czasie znikała, osieracając ciemną.
Ciemna kontynuowała owoce, ale bardziej jako syrop wiśniowy i cytrusy.
Sama w sobie ciemna znacząco nasiąkła kokosem i choć oczywiście smakowała o wiele mniej śmietankowo niż kęsy "łączone", to jednak i w niej tę nutę czuć. W zasadzie tylko trochę kilka nut przybrało na intensywności w częściach czystych (gdzie czekolady ani na sekundę się nie spotkały). Większość nie miała problemu z dobrym zaprezentowaniem się także z białą obok. Obie łączyła rześkość i soczystość.
Gdzie jednak biało-zielonej więcej, nuty ciemnej szybciej robiły dużo miejsca herbacie matcha.
Po zjedzeniu został posmak kokosa i zielonej herbaty ze wskazaniem na matchę oraz soczysta ziemistość, zakropiona nieco kwaskiem m.in. wiśni.
Czekolada wyszła intrygująco i zaskakująco harmonijnie. Choć słodka, to w sposób spokojny, karmelowo-kokosowy, trochę herbaciany. Czuć matchę / zieloną herbatę bardzo dobrze, a w dodatku zgrała się z ziołową bazą. Ta była przyjemnie gorzkawa od ziół właśnie i ziemi, ale też nie jakoś mocno, by wywołać kontrast. Kokos dodatkowo wszystko wygładził. Spodobało mi się, że przyjemnie zaznaczył się charakterek ciemnej czekolady, a zielone części nie zaburzyły tego białoczekoladowością. Zamiast nią, emanowały smakowitym kokosem i herbatą matcha, trochę tyko podnosząc słodycz, z którą wyrazista ciemna bez trudu sobie poradziła. Acz wyszła znacząco kokosowo, co ją też "odciemniło" (to jednak nie zarzut, bo wyszło spójnie). Nie jednak bardzo... bo i kwasku w całości nie brakowało. Miałam jednak wrażenie, że jest nie tylko owocowy od czekolady, ale też trochę kokosowy.
Smakowało mi to, acz jako ciekawostka. Jedynym moim zarzutem była struktura.
Taka jednak forma połączenia ciemnej z białą o wiele bardziej mi się podoba niż dziwne Zotter InFusion, które wyszły w sumie jak nie wiadomo co.
ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 52 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kokos, zielona herbata matcha, lecytyna słonecznikowa, różowa sól morska
*Sama ciemna czekolada to chyba 71% kakao, ale na opakowaniu z przodu jest 62%, bo tyle to składniki kakaowe całości, czyli dolicza się kokosa, matchę etc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.