Czasem zastanawiam się, co też skłania producentów i markety do ciągłego zmieniania opakowań, przeważnie wraz ze składami, jakością etc. Wydaje mi się, że przy wzroście cen wszystkiego, najlepszą opcją byłoby po prostu tylko zmienianie cen. Każde bowiem działanie związane z opakowaniami czy zmianami na produkcji (zmiany też ktoś musi opracować, nie chodzi tylko o zmiany kartonika) to koszty - wolałabym, by więcej przeznaczano na składniki aniżeli na kombinowanie z grafiką opakowań. W dodatku nigdy nie wiadomo, ilu konsumentów się straci, ilu zyska. Nie rozumiem więc, po co. Pomijam, że przeważnie mnie po prostu to wkurza, bo zazwyczaj to zmiany na gorsze. Wśród zmienianych czekolad spod szyldu Auchan w końcu aż się pogubiłam. Coś mi się ich jakaś bio 85% kojarzyła, ale może pamiętałam jedynie fakt kupowania? Z Auchan 85% jadłam bowiem zwykłe - np. najnowszą wersję jako Auchan Dark Strong 85 % oraz bio, ale tylko 70 % np. Auchan Bio 70 % Dark. Dzisiaj prezentowanej byłam więc oczywiście ciekawa.
To, że w tak bliskim czasie wpadły dwie marketowe czekolady bio to zupełny przypadek - jakoś przy planowaniu degustacji czy nawet jedzeniu Kaufland Bio Schweizer Edelbitterschokolade 70 % nie powiązałam ich.
Auchan bio 85 % Negro to ciemna czekolada o zawartości 85% kakao marki własnej Auchan.
Po otwarciu poczułam zapach bardzo soczystych, wilgotnych pierniczków wypełnionych śliwkową marmoladą. Miały korzenny charakter ogółem, sam zaś wątek owocowy... Kojarzył mi się mocno właśnie z marmoladą, galaretkowatym dżemem - czymś mocno owocowym, ale znacząco zmienionym na potrzebę pierniczków. Pomyślałam o goryczkowato galaretkowych nadzieniach pomarańczowych, też morelowych... W trakcie degustacji również o galaretkach wiśniowych, słodkich cukrowo. A wszystko oczywiście dosłodzone i w akompaniamencie przypraw korzennych. Prowadził słodki cynamon, ale czułam także bardziej gorzkie pieprz, kardamon i... soczysty imbir?
Tabliczka wyglądała na suchawo-kremową i zaskakująco jasną, a przy łamaniu wykazywała średnią twardość. Popisywała się jednak w miarę przyzwoicie głośnymi trzaskami.
W ustach rozpływała się powoli, ale ochoczo. Robiła to tłusto i kremowo. Była bardzo maślana i masywna, dzięki czemu długo zachowywała swój kształt. Pokrywała wnętrze ust gęstymi smugami jakby w dużej mierze z masła, po czym znikała trochę bardziej rzadko, wciąż tłusto (może zarazem nieco wodniście?).
W smaku pierwsza rozeszła się maślaność, przyozdobiona delikatną nutką pianki na czarnej, gorzkiej kawie. Błysnęła mi myśl o "kawowym pyle", czyli... kawie rozpuszczalnej?
Pomyślałam o nieczekoladowych, suchych pierniczkach. Zrobiły się bardziej wyraziste w korzenno-pierniczkowym sensie, osłodziły się. W tle pojawiła się nieco lukrowa słodycz. Przed oczami wyobraźni miałam mieszankę pierniczków: czystych, w glazurze... Mogło się tam też zaplątać jakieś ciasteczko korzenne. Słodycz nieco się wstrzymała, więc w lukrze to może jednak nie.
Wtoczyła się natomiast gorzkość. Skojarzyła mi się z dymem, ale nie odpowiadała za palony klimat. Dym... niósł na swych szarych, cierpkich kłębach przyprawy. Bez dwóch zdań korzenne z ostrawo-słodkim cynamonem i gorzkim kardamonem na czele. Przy nich kroczyła też cierpkość kakao w proszku. W pewnym momencie wydała mi się zaskakująco wysoka (nie wyszło to ani na plus, ani na minus).
Zaraz jednak przełamała ją słodycz cały czas kręcąca się w nieco cukrowych realiach i drobna soczystość imbiru. Pomyślałam o kandyzowanym, wplatającym bardziej soczyste, ale delikatne nuty.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa za sprawą cierpkości i soczystej słodyczy pierniczki zrobiły się czekoladowe. Część z nich na pewno pokrywała ciemna czekolada, inne bardziej cierpka i tłusta polewa kakaowa. Maślaność znów wypłynęła wyraźniej. Jakby trochę wyciszała poszczególne smaki, ale jednocześnie na zasadzie kontrastu podbiła choćby cierpkość dymu i kakao. Z przypraw zaś wydobyła jeszcze lukrecję.
Słodycz ogólnie trochę wzrosła, ale trzymała się przeciętnego poziomu i zmieniła wydźwięk na bardziej nugatowy. Wciąż lekko zwyczajnie cukrowy, ale... zaraz zaczęła chylić się coraz bardziej ku owocom.
Nagle za sprawą cierpkości uderzył słodki, korzenny dżem. Marmolado-dżem śliwkowy. Zupełnie, jakbym wgryzła się w pierniczek, który był nim sowicie wypełniony. Soczystość słodko-kwaśnych, cierpkich śliwek przyprawionych przyprawami korzennymi zajął pierwszy plan.
Słodka korzenność - zwłaszcza cynamon - przywołała trochę drzewnych nut, a dym się rozszedł. Korzenne pierniczki z owocowymi nutami zaczęły odsłaniać coraz to kolejne marmolady: pomarańczowe o galaretkowato-goryczkowatych zapędach, muląco słodkie morelowe... Ale przede wszystkim kwaśno śliwkowe! Czyżby podkreśliła je jeszcze mocniejsza, cytrusowa nuta? Bardziej wiśniowa? Kwaśniejsza, a jednak też dosłodzona.
Lukrowo-nugatowa słodycz przy tym wszystkim raz po raz otarła się o cierpkie banany... A z maślanością przez moment pozowały na jakiś bananowy piernik, ale zniknęło to zaraz w bardziej cierpko-gorzkich nutach. Słodycz nadzienio-dżemom podpowiadała coraz bardziej marmoladowo-galaretkowy wydźwięk. Owoce stały się nutą marginalną, a na tym właśnie marginesie ostały się galaretki wiśniowe.
Pod koniec gorzkość i cierpkość dymu do kardamonu i innych przypraw, drzew dodały trochę kawy... Kawy kwaskawo-cierpkiej? I znów wyłamało się kakao w proszku.
Po zjedzeniu ściągnęło i został posmak kwaskawo-słodkiej marmolady śliwkowej, przyprawionej słodko-cierpkim cynamonem. Do tego czułam niemal cytrynową kwaśność i cierpki dym, trochę pierników i sporo maślaności. Ta ostatnia jakby przygłuszała wymienione wcześniej.
Całość wydała mi się z potencjałem, ale... zaburzonym. Otóż dobra czekolada, która miała nuty pierniczków z dżemami (głównie śliwkowym), dym, sporo soczystości i przypraw (cynamon, kardamon, imbir bardzo wyraźne) otrzymały bonus w postaci przesadzonej maślaności i cierpkiego kakao w proszku, które je spłyciły. Zwłaszcza ta maślaność wyszła aż ciężko, przytłaczająco pod koniec. Prosty wydźwięk słodyczy też nie pomógł, ale na szczęście też nie działał bardzo na niekorzyść.
Czekolada jak najbardziej do zjedzenia, ale nie do ponownego kupienia. Szkoda.
Maślana, ale też o wiele bardziej cukrowa była bio 70% z 2021. Tamta jednak miała naprawdę zacną nutę herbacianą, acz już ona wydawała się bardzo spłycona. Jej żółte owoce wyszły aż wykrojone z soczystości, kawa bez impetu.
Biszkoptowe ciasto, suszono-wędzone śliwki czułam też w Auchan 85%, a jej miodowo-palona, waniliowa słodycz wyszła lepiej. Były dość podobne, acz w dzisiaj opisywanej więcej maślaności, a w tamtej orzechowo-przypalonych tonów. Tamta też - spłycona.
Auchan Bio 85 % wydaje się jednak najbardziej płytka i zgłuszona z nich wszystkich, a jednocześnie tragedii jeszcze nie było.
Zdecydowanie jej tłustość była o wiele przyjemniejsza i bardziej wpisana w czekoladowość niż np. J.D. Gross Ekwador 85 %, a ja w zasadzie długo zastanawiałam się, jak tu ocenić dzisiaj opisywaną w odniesieniu do wszystkich wspomnianych.
ocena: 7,5/10
kupiłam: Auchan
cena: 7,99 zł
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, cukier
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.